Koncern Autokracja - Anne APPLEBAUM o osi zła
Kraje autokratyczne mają zbyt odmienne ideologie, by można mówić o istnieniu sojuszu czy osi, to raczej sieć wspólnych interesów, z których najważniejszym jest podważanie demokracji i praworządności – przekonuje amerykańska publicystka Anne Applebaum w książce „Koncern Autokracja”, która wkrótce ukaże się w Polsce.
Analiza współczesnych reżimów
.„Państwa te – mam na myśli komunistyczne Chiny, nacjonalistyczną Rosję, teokratyczny Iran, boliwariańskich socjalistów w Wenezueli, Koreę Północną i około tuzina innych – nie podzielają tego samego światopoglądu, a nawet czasem wchodzą ze sobą w konflikt, ale łączy je to, że ich władcy chcą rządzić bez mechanizmów kontroli, bez rządów prawa, bez niezależnych sądów, bez wolnych mediów. I oportunistycznie współpracują, aby przeciwstawić się językowi liberalnej demokracji, językowi praw człowieka, rządom prawa, bo to idee, które zagrażają ich wersji absolutnej władzy” – mówiła Applebaum podczas niedawnego spotkania z członkami Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej (FPA) w Londynie.
Porównując współczesne autokracje do dyktatur XX wieku, Applebaum wskazała na kilka istotnych różnic. Po pierwsze, na ich czele stoją bardzo bogaci ludzie, często mający miliardy, którzy doszli do władzy poprzez akumulację bogactwa lub dzięki jego akumulacji – i jak przekonuje w książce, zrobili to przy przyzwoleniu międzynarodowego systemu finansowego, który następnie pomagał im to bogactwo ukrywać. Po drugie, w odróżnieniu od np. Związku Sowieckiego, który aktywnie promował swój system, dzisiejsze autokracje bardziej są zainteresowane podważaniem idei i języka demokracji i praworządności. Wreszcie, znacznie aktywniej współpracują w zakresie wykorzystania technologii nadzoru, w rozwoju której celują zwłaszcza Chiny.
Mówiąc o różnicach między poszczególnymi państwami sieci, zwróciła też uwagę na odmienne zagrożenia, jakie stanowią. „Władimir Putin stwarza bezpośrednie, fizyczne, strategiczne, militarne zagrożenie dla Europy. Teraz zajmuje terytorium Ukrainy, ale mógłby spróbować to zrobić w państwach bałtyckich, Polsce, a nawet w Niemczech. Jako młody człowiek był oficerem KGB w Dreźnie, pamięta więc, kiedy imperium sowieckie rozciągnęło się na Niemcy Wschodnie. Czy więc mógłby sobie wyobrazić, że Niemcy Wschodnie znów będą imperium rosyjskiego? Tak, mógłby” – mówiła Applebaum.
„Chiny nie stanowią fizycznego zagrożenia dla Europy ani innych części świata, poza Tajwanem, z którym łączą nas polityczne i ekonomiczne, więc to również jest kwestia strategiczna. Ale Chińczycy myślą strategicznie w inny sposób – są zainteresowani kontrolą danych czy kontrolą krytycznej infrastruktury np. portami. Jeśli posiadają porty, to są w stanie śledzić, co do nich wchodzi i z nich wychodzi, a to może dać im źródło wpływu. Podobnie jest z infrastrukturą telekomunikacyjną. Z kolei Iran jest sponsorem terroryzmu, na Bliskim Wschodzie, ale też gdzie indziej. To inny rodzaj zagrożenia, ale również niebezpieczny dla naszych demokracji, które mogą być zdestabilizowane przez przemoc, Iran chętnie za to płaci. Tym, co łączy autokracje jest ich interes w podważaniu stabilności demokratycznego świata” – mówiła Applebaum.
Zwróciła uwagę, że cechą wspólną wielu reżimów autokratycznych jest to, że ich przywódcy są tak oddani utrzymaniu swojej osobistej władzy czy majątku, że są gotowi pozwolić, aby ich państwa stały się krajami upadłymi. Jako najbardziej jaskrawy przykład wskazała na Wenezuelę. „Wenezuela była najbogatszym krajem Ameryki Południowej. Była eksporterem ropy naftowej. Ma mnóstwo paliwa, a ludzie głodują i teraz jest najbiedniejszym krajem w Ameryce Południowej. Według niektórych obliczeń, wyjechało z niej więcej ludzi niż z Ukrainy. To problem dla wszystkich sąsiadów. To jej przywódcy dokonali takiego wyboru. Woleli mieć upadłe państwo niż oddać władzę. Putin może również podążać tą drogą. Woli sytuację, w której dobrobyt Rosji upada, a zwykli Rosjanie giną na polu bitwy. W jego przypadku nie chodzi nawet o oddanie władzy, lecz o zakończenie wojny imperialnej” – wyjaśniła.
Zapytana, czy uważa byłego – i możliwe, że następnego – prezydenta USA Donalda Trumpa za element autokratycznej sieci, Applebaum odparła, że jest on kimś, kto nie ma ideologii, kto działa w swoim własnym interesie, czy to osobistym, finansowym czy politycznym, w zależności od aktualnych okoliczności, i to sprawia, że jego zachowanie jest trudne do przewidzenia.
„Z pewnością nie postrzega siebie jako lidera świata demokratycznego ani sojuszu demokratycznego. Nie jest kimś, kto przewodziłby działaniom na rzecz wykorzenienia kleptokracji lub usunięcia tajemnic z systemu finansowego, bo sam jako biznesmen był ogromnym beneficjentem tej tajemnicy. Nie wydaje się, by był osobą, która mogłaby to zrobić, ani nie wydaje się, żeby ludzie, którzy prawdopodobnie będą go otaczać w drugiej kadencji – jeśli ją zdobędzie – chcieli to zrobić. Myślę, że on jest kimś, kto instynktownie sympatyzuje ze światem autokratycznym i że jest też kimś, kto nie lubi kontroli władzy, niezależnych sądów i wolnych mediów. Zatem gdyby wygrał, byłoby to z pewnością obciążeniem dla świata demokratycznego” – oceniła Applebaum.
„To ten sam proces, który widzieliśmy w innych demokracjach. Mam na myśli to, że w ten sposób Wenezuela stała się Wenezuelą. W ten sam sposób pogorszyła się węgierska demokracja” – zauważyła, dodając, że rządząca obecnie szeroka koalicja, która wygrała wybory, „z pewnymi sukcesami i pewnymi porażkami próbuje rozmontować i zawrócić ten proces”. Zwróciła też uwagę, że mimo różnic w polityce wewnętrznej między tym a poprzednim rządem, w Polsce panuje niemal jednomyślność w kwestii zagrożenia ze strony Rosji.
Kraje demokratyczne zaczęły dostrzegać niebezpieczeństwo autokracji – Anne APPLEBAUM
.Podkreśliła też, że choć konflikt między autokracjami a demokracjami jest obecnie centralnym sporem na świecie, nie jest tak, jak w czasach zimnej wojny, że państwa muszą się wyraźnie opowiedzieć po którejś ze stron, lecz więcej jest teraz odcieniów szarości. Przykładem państwa, które nie można zaklasyfikować jednoznacznie ani jako demokrację, ani autokrację, jest chociażby Turcja.
Applebaum uważa, że w ostatnich kilku latach kraje demokratyczne zaczęły dostrzegać niebezpieczeństwo związane ze wzrostem znaczenia autokracji, a także ich własnego uzależnienia od nich np. w kwestii surowców czy produkcji przemysłowej – i w efekcie zaczęły reagować. Przypomniała, że jednym z powodów, dla których Putin zdecydował się napaść na Ukrainę, było jego przeświadczenie, iż Zachód nie podejmie żadnych działań w jej obronie.
„Myślę, że nastąpiło wiele zmian. Np. zrozumienie, że Rosja nie jest łagodnym partnerem handlowym, od którego kupujemy gaz i nie musimy się martwić o nic więcej. To częściowo zaczęło się od pandemii, gdy Europa i Ameryka i inni zrozumieli, że nie mogą ryzykować uzależnieniem od Chin w kwestiach strategicznie ważnych lub innych kluczowych, czy to w kwestii dostaw medycznych, zasobów naturalnych czy importu jakiegokolwiek rodzaju. Ta świadomość jest teraz częścią polityki w sposób, w jaki nie była wcześniej. Np. administracja Joe Bidena ma cały program dotyczący sprowadzenia pewnych rodzajów produkcji z powrotem do Stanów Zjednoczonych, nie tylko ze względów ekonomicznych, ale także ze względów bezpieczeństwa” – wyjaśniła. Ale dodała, że te zmiany mogłyby i powinny następować szybciej.
Książka Anne Applebaum „Autocracy, Inc: The Dictators Who Want to Run the World” wyszła w lipcu, w Polsce ukaże się wkrótce pt. „Koncern Autokracja. Dyktatorzy, którzy chcą rządzić światem”.
Jak wyglądał czerwony totalitaryzm
.Anne APPLEBAUM pisze że pierwsze, NKWD, przy współpracy miejscowych partii komunistycznych, natychmiast stworzyło wzorowany na sobie aparat bezpieczeństwa, często wykorzystując do tego ludzi wcześniej przeszkolonych w Moskwie. Wszędzie, gdzie pojawiła się Armia Czerwona — nawet w Czechosłowacji, z której sowieckie wojsko się ostatecznie wycofało — funkcjonariusze nowo utworzonej służby bezpieczeństwa i milicji natychmiast zaczęli selektywnie posługiwać się terrorem, precyzyjnie namierzając wrogów politycznych według uprzednio sporządzonych list i kryteriów. Czasami ich celem stawały się też nieprzyjazne grupy etniczne. Objęli również kontrolę nad ministerstwami spraw wewnętrznych, a w kilku przypadkach także ministerstwami obrony, ponadto uczestniczyli w konfiskacie i rozdzielnictwie ziemi.
„Po drugie, w okupowanych krajach władze sowieckie powierzyły zaufanym miejscowym komunistom najpopularniejszy wówczas środek masowego przekazu: radio. Choć w pierwszych miesiącach po wojnie w przeważającej części Europy Wschodniej można było wydawać niekomunistyczne gazety i czasopisma i choć niekomunistom pozwalano kierować innymi państwowymi monopolami, krajowe rozgłośnie radiowe, docierające do wszystkich — od niepiśmiennych chłopów po wyrafinowanych intelektualistów — oddano pod ścisłą kontrolę partii komunistycznej” – zaznacza.
Po trzecie, wszędzie, gdzie dotarła Armia Czerwona, sowieccy i miejscowi komuniści nękali, prześladowali i w końcu delegalizowali wiele niezależnych organizacji tworzących to, co obecnie nazwalibyśmy społeczeństwem obywatelskim: Ligę Kobiet Polskich, niemieckie ugrupowania „antyfaszystowskie”, organizacje kościelne i szkoły. Od pierwszych powojennych dni szczególnie zależało im na ugrupowaniach młodzieżowych: młodych socjaldemokratach, młodzieżowych organizacjach katolickich i protestanckich, męskim i żeńskim harcerstwie. Jeszcze zanim zakazano partii politycznych, a nawet zanim zdelegalizowano organizacje religijne i niezależne związki zawodowe, organizacje młodzieżowe znalazły się pod jak najczujniejszym dozorem, a ich swobodę działania ograniczono.
Donald Trump i NATO – gra o najwyższą stawkę
.„Gówno mnie obchodzi NATO” – tak były prezydent Donald Trump wyraził kiedyś swój stosunek do najstarszego i najsilniejszego sojuszu wojskowego Ameryki. Wypowiedź ta, wygłoszona w obecności Johna Boltona, ówczesnego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, nie była zaskoczeniem. Trump kwestionował wartość amerykańskich sojuszy na długo przed swoim wejściem do świata polityki. O Europejczykach napisał kiedyś, że „ich konflikty nie są warte krwi Amerykanów. Wycofanie się z Europy pozwoliłoby naszemu państwu zaoszczędzić miliony dolarów rocznie”. NATO, założone w 1949 roku i wspierane przez ponad trzy czwarte wieku zarówno przez demokratów, jak i republikanów oraz polityków bezpartyjnych, od dawna spotyka się z wrogością Trumpa. Jako prezydent wielokrotnie groził wycofaniem się z Sojuszu, w tym niesławnie, podczas szczytu NATO w 2018 roku.
„Ale nigdy do tego nie doszło. Zawsze bowiem znalazł się ktoś, kto mu ten pomysł wyperswadował – Bolton, który sam o tym mówi, oraz, jak się uważa, Jim Mattis, John Kelly, Rex Tillerson, Mike Pompeo, a nawet Mike Pence” – przypomina Anne APPLEBAUM.
Nie sprawili jednak, że Trump zmienił zdanie. I jeśli w tym roku zostanie ponownie wybrany, żadna z powyższych osób nie znajdzie się w Białym Domu. Wszyscy oni zerwali stosunki z byłym prezydentem, w niektórych przypadkach dramatycznie. Co gorsza, nie ma innej puli republikańskich analityków, którzy rozumieją Rosję i Europę – większość z nich albo podpisała oświadczenia sprzeciwiające się Trumpowi w 2016 roku, albo skrytykowała go po roku 2020. Dlatego w drugiej kadencji Trumpa otaczaliby ludzie, którzy albo podzielają jego niechęć do amerykańskich sojuszy bezpieczeństwa, albo nic o nich nie wiedzą i nie zależy im na nich. Tym razem nieprzychylność prezydenta wobec amerykańskich sojuszników prawdopodobnie oznaczałaby wyraźną zmianę polityki. Jak powiedział mi Bolton, „szkody, które wyrządził w pierwszej kadencji, można było naprawić. Szkody w drugiej kadencji byłyby nieodwracalne”.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB