Korea Południowa będzie zwalczać „strefy wolne od dzieci”
Rząd Korei Południowej będzie zwalczać „strefy wolne od dzieci” – zapowiedział resort zdrowia w Seulu. W kraju wskaźnik dzietności jest najniższy na świecie – w III kwartale tego roku spadł do 0,7 dziecka na kobietę; musiałby być trzykrotnie wyższy, aby liczba ludności utrzymała się na stałym poziomie.
„Strefy wolne od dzieci”
.Południowokoreański urząd statystyczny prognozuje, że w 2025 roku wskaźnik dzietności spadnie do 0,65, a rok później może wynieść nawet 0,59 dziecka na kobietę. Zdaniem demografów społeczeństwo będzie zarówno kurczyć jak i starzeć. O ile w 2022 roku mediana wieku (oznacza to, że połowa ludności jest starsza, a druga połowa – młodsza) wynosiła niespełna 45 lat, to trendy wskazują, że w 2072 roku może ona nawet przekroczyć 63 lata.
Rząd w Seulu stara się więc zareklamować mieszkańcom dzietność. Ponieważ z ankiety przeprowadzonej wśród właścicieli 340 firm zapewniających „strefy wolne od dzieci” wynika, że obawiają się ponoszenia odpowiedzialności za zachowanie małych klientów, władze zapowiadają kampanię pouczającą rodziców o konieczności wpojenia potomstwu zasad zachowania. Inne reklamy będą namawiać właścicieli firm do oferowania usług także rodzinom, zaś otoczenie do wykazywania cierpliwości, jeżeli cudze dzieci stają się uciążliwe – podał portal Korea Times.
Społeczeństwo bardziej przyjazne maluchom
.Ministerstwo zdrowia ma nadzieję, że „jeżeli społeczeństwo stanie się otoczeniem bardziej przyjaznym maluchom, mniej ludzi będzie decydowało się na bezdzietność”. Choć pojawił się wniosek o zdelegalizowanie „stref wolnych od dzieci”, to na razie rząd się do niego nie przychylił.
Portal JoongAng zauważył, że wśród przyczyn spadku urodzeń międzynarodowi eksperci wymieniają najczęściej takie czynniki jak długie godziny pracy, tradycyjny patriarchalny model życia, znacznie większe obciążenie obowiązkami rodzinnymi matek niż ojców, oraz bardzo powszechną i kosztowną dodatkową edukację prywatną. W Korei Płd. mieszka prawie 52 mln osób.
Chiny i Azja w kulturowym patchworku
.„Wpływ kulturowy Chin na dalekowschodnią Azję jest (…) bardzo znaczący. Jednak już na wstępie należy wyjaśnić, że choć Chiny chciałyby być dla Azji Wschodniej tym, czym starożytny Rzym był dla Europy, to być może trafniej jest porównać je do starożytnej Grecji. Bo o ile wpływy kulturowe są oczywiste i poniżej zostaną opisane pełniej, to kultura niekoniecznie pokrywa się z wpływami politycznymi czy militarnymi. Historia Chin w tym kontekście jest często przykładem upadku imperium, a nie jego ekspansji” – pisze prof. Michał LUBINA, politolog, adiunkt w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak podkreśla, „do XX wieku wykształceni ludzie w Chinach, Japonii, Korei czy Wietnamie mieli pewien wspólny kod. Były to chińskie znaki. Tak więc niemal wszyscy z klas wyższych, niezależnie od pochodzenia, mogli porozumiewać się wspólnym zapisem. Chińskie znaki były więc przez długi czas tym, czym w oświeceniowej Europie była łacina czy francuski, choć w dalekowschodniej wersji tylko na piśmie. Oprócz języka ważny jest też wpływ konfucjanizmu jako starożytnego chińskiego systemu wierzeń. Czy jest to tylko filozofia, czy również religia, to kwestia osobnej debaty, ale z pewnością konfucjanizm wśród wielu filozofii i systemów wierzeń Chin stał się wiodący (chociaż wpływy pozostałych zawsze były silne). Położył podwaliny pod znaczną część chińskiej kultury, choć oczywiście nie tylko (zapomina się o innych systemach synkretycznie zlanych w jedną unikatową chińskość). Tak jak często mówimy o europejskich wartościach wywiedzionych ze starożytnego Rzymu, Grecji i tradycji judeochrześcijańskiej, stanowiących fundament systemu kulturowego Europy, tak w przypadku Azji Wschodniej możemy mówić o istotnym wpływie konfucjanizmu”.
Jak pisze prof. Michał LUBINA, „dziś jednak będzie to nieco mylące. Komunistyczna Partia Chin rządząca Chińską Republiką Ludową oczywiście zdaje sobie sprawę, że Konfucjusz może być przydatny w podtrzymywaniu percepcji tysiącletniej cywilizacji chińskiej, ale system myślowy, który przejawia się w chińskiej polityce i ideach nie będzie tym samym, o którym czytamy w napisanych około 500 r. p.n.e. Analektach, jego najsłynniejszym zbiorze myśli i powiedzeń. Jeśli już na którymś konfucjanizmie Pekin w jakimś stopniu się wzoruje, to raczej na autokratycznym neokonfucjanizmie skupiającym się na posłuszeństwie wobec cesarza, hierarchii i lojalności. Mamy tu więc do czynienia z tradycją polityczną, która jako «unikatowo chińska» może wspierać chiński typ rządów autorytarnych. Dla kulturoznawców jest to oczywiste poważne nadużycie, gdyż Chiny nigdy nie były wyłącznie konfucjańskie, lecz raczej stanowiły amalgamat różnych koncepcji, konfucjanizmu w różnych jego wymiarach, a także na przykład buddyzmu, taoizmu czy legizmu. Jednak wartości wywodzące się z tych wielkich systemów filozoficznych są dziś raczej bardzo wąskim rozumieniem ich dziedzictwa, wykorzystywanym funkcjonalnie, by przekonać społeczeństwo, ale i cały świat, że system, którym chińskie władze tworzą, jest przedłużeniem podobnego systemu politycznego, który Chiny miały od zawsze”.
Jak podkreśla, „podobnie jest z samą koncepcją chińskiego imperium i potęgą. Chiny chciałyby, abyśmy postrzegali je jako swoisty Rzym dalekowschodniej Azji. Jeśli przeanalizujemy karty historii, łatwo dojdziemy do wniosku, że Chiny bardzo rzadko były na tyle silne, by kontrolować wielkie połacie Azji. Zdarzało się, że Chiny były podbijane przez ludy z zewnątrz, takie jak Mongołowie czy Mandżurowie. Wpływy kulturowe w dalekowschodniej Azji nie musiały więc w przypadku Chin oznaczać, że obok nich występowały wpływy polityczne czy militarne. W tym kontekście konstrukcja polityczna współczesnych Chin nie jest wcale dziedzictwem kilku tysięcy lat, ale stosunkowo młodym państwem, którego początek możemy datować na rok 1912 lub 1949”.
Prof. Michał LUBINA zaznacza, że „Chiny prowadzą spory terytorialne z Filipinami, Indonezją, Wietnamem, Japonią, Koreą Południową, Brunei czy Bhutanem. Do tego dochodzą roszczenia na Morzu Południowochińskim oraz oczywiście nieskrywana chęć (re)konkwisty Tajwanu. Do jakiego stopnia chińskie roszczenia są kulturowo uzasadnione?”.
.„Jeszcze sto lat temu Korea czy Wietnam dla Chińczyków były chińskimi terytoriami, które potem z różnych powodów oddzieliły się od wspólnego państwa, ale nadal są – na mocy wspólnego mianownika kulturowego – traktowane jako wspólne dziedzictwo. Świat nie jest jednak statyczny. W tym czasie w obu tych krajach, a także w innych bardzo rozwinęły się elementy rdzenne, niechińskie. Dziś na dobrą sprawę Wietnam, Korea czy nawet Tajwan to wyraźnie odrębne państwa. Według badań przeprowadzonych w 2021 roku przez Taiwan New Constitution Foundation 89,9 procent ludności identyfikuje się jako Tajwańczycy, 4,6 procent jako Chińczycy, natomiast 1 procent uważa się za przedstawicieli obu narodowości. Te liczby stanowią oczywiste zagrożenie dla polityki Chin kontynentalnych. Jeśli Chiny nie zdecydują się dziś na inwazję na Tajwan, to z pewnością w ciągu najbliższych 50–100 lat będzie to państwo tak odrębne kulturowo od cywilizacji chińskiej, jak dziś Korea czy Wietnam. Chińska Republika Ludowa chce ten proces powstrzymać politycznie. Jednak transformacja kulturowa, która już się dokonała, jest czymś bardzo trudnym do odwrócenia” – pisze prof. Michał LUBINA.
PAP/ Wszystko co Najważniejsze/ LW