Kryzys imigracyjny wymaga szybkiej reakcji UE - Patrick Stefanini w „Le Figaro”

Patrick Stefanini

Od środy na Lampedusę przybyło 7 tys. migrantów. Sytuacja na włoskiej wyspie wymaga szybkiej reakcji Unii Europejskiej na kryzys migracyjny – pisze w dzienniku „Le Figaro” francuski polityk i były sekretarz generalny ministerstwa ds. imigracji Patrick Stefanini.

Kryzysy migracyjne coraz liczniejsze w UE

.”Po wielkim kryzysie migracyjnym w latach 2015 i 2016 myśleliśmy, że UE zapewniła sobie środki umożliwiające reagowanie na nowe sytuacje kryzysowe: tak nie jest” – podkreśla Patrick Stefanini. „Kryzysy mają miejsce w Grecji, we Włoszech, na granicach lądowych albo między Grecją, Bułgarią a Turcją czy Polską i krajami bałtyckimi a Białorusią” – dodaje.

Grupy mafijne organizujące przerzut nielegalnych migrantów

.”Sytuacja migrantów, zwłaszcza z Afryki Subsaharyjskiej, stała się w ostatnich latach znacznie trudniejsza m.in. w Libii, bo w tym kraju nie ma państwa i panuje tam anarchia. Migrantami zajmują się grupy mafijne (…) W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy sytuacja znacznie się pogorszyła w Tunezji. W rezultacie odnotowano znaczny wzrost liczby migrantów przybywających nielegalnie do Włoch szlakiem środkowo-śródziemnomorskim. W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy roku odnotowaliśmy ponad dwukrotny wzrost liczby tych migrantów” – pisze Stefanini.

Apel o interwencję UE

.Francuski ekspert uważa, że problem wokół Lampedusy udowadnia, że rację ma premier Włoch Giorgia Meloni, która od kilku miesięcy zabiega o odzyskanie kontroli nad działalnością stowarzyszeń humanitarnych, udzielających pomocy migrantom i wyznaczanie portów ich przyjęcia. „Wbrew temu, co się mówi, traktaty międzynarodowe definiujące prawo morza stanowią, że osoby uratowane na morzu należy przewieźć do bezpiecznego portu, ale nie do najbliższego portu” – wyjaśnia Stefanini.

Zdaniem eksperta działania Meloni nie wystarczą, aby poradzić sobie z kryzysem, który przypomina kryzys grecki sprzed kilku lat na wyspie Lesbos. Stefanini apeluje o interwencję UE w obecnym kryzysie migracyjnym. „Z politycznego punktu widzenia byłoby pożądane, aby szefowa Komisji Europejskiej zwróciła się do Parlamentu Europejskiego o pilne rozpatrzenie propozycji ministrów w celu jak najszybszego przyjęcia paktu o azylu i imigracji” – wskazuje ekspert, apelując o budowanie w UE centrów recepcyjnych i detencyjnych na wzór tych stworzonych w Grecji.

Ośrodki recepcyjne

.”Odkąd Grecja odzyskała kontrolę nad warunkami przyjmowania migrantów, na szlaku wschodnio-śródziemnomorskim liczba migrantów przybywających nielegalnie spadła o ponad 50 proc. To samo trzeba zrobić we Włoszech: zorganizować ośrodki recepcyjne, których migranci nie będą mogli opuścić aż do czasu ich skutecznego wydalenia w przypadku odrzucenia ich wniosku o azyl lub pobyt” – podsumowuje ekspert.

Zagrożenia związane z „polityką otwartych drzwi”

.Na temat coraz bardziej osłabiającego Europę problemu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Demografia, głupcy!„. Autor zwraca w nim uwagę na ogrom zagrożeń wiążących się z tzw. „polityką otwartych drzwi”.

„W 1885 r. Afryka miała tylko 100 milionów, m.in. w wyniku wywozu niewolników przez Arabów i Europejczyków przez stulecia. Europa (bez Rosji) miała wtedy 275 milionów – stosunek wynosił prawie 3:1 na korzyść Europy. Obecnie (2020) Afryka ma 1,3 miliarda, a w 2050 r. ma mieć 2,4 miliarda, 1/4 ludności świata”.

„To nie może nie mieć konsekwencji. Społeczeństwa afrykańskie są również bardzo młode, 40 proc. ludności ma poniżej 15 lat. To znaczy, że dominuje młodzież, w naturalny sposób aktywna seksualnie (stąd olbrzymia skala AIDS) i skłonna do ryzyka (dzieci żołnierze). To powoduje również, że połowa ludności nie ma praw wyborczych. Nawet na Zachodzie widzieliśmy rebelie młodzieży – liczebnej, lecz bez znaczenia w polityce: pokolenie dorosłych wysyła nas do Wietnamu, a my nie mamy nic do powiedzenia. W Afryce rządzą dorośli, również starzy dyktatorzy. To budzi niezadowolenie. Narusza też transmisję tradycji i kultury między pokoleniami. Kiedyś dzieci uczyły się, obserwując starszych i naśladując ich zachowanie, teraz żyją we własnym świecie. Taki przyrost uniemożliwia budowę odpowiedniej infrastruktury, państwo nie nadąża, przeżycie ułatwia korupcja. Kto może, wysyła dzieci do szkół za granicę, kilkadziesiąt procent chce emigrować. Emigrują nie tylko do Europy, również do lepiej prosperujących krajów afrykańskich i do lokalnych metropolii. Lagos, stolica Nigerii, w 1965 r. miało 350 tysięcy mieszkańców, a w 2012 r. – 21 milionów. Oczywiście większość to slumsy, ale chęć wyrwania się jest silniejsza. Podobnie wygląda z emigracją do Europy”.

.„Nieliczni mają możliwość wyjazdu w formie cywilizowanej. Posiadają wykształcenie, które pozwala na pracę, a dzięki zasobom mogą kursować między oboma światami. Na dole są ci, którzy tylko w telewizji widzą świat białego człowieka i o nim marzą. Kto przekracza pewien próg zamożności, może myśleć o ucieczce. Finanse są ważne, bo transfer kosztuje 2000–3000 dolarów, czyli roczny dochód. Chęć wyrwania się jest potężna, lecz przeprawa nie jest łatwa. A z drugiej strony otwarte granice nie są rozwiązaniem, trzeba widzieć fakty. Sam kiedyś napisałem (i zostałem zrugany za cynizm), że otwarcie granic przez Angelę Merkel było zachętą do ładowania się na chybotliwe łódki i ryzykowania życia na morzu. Co ciekawe, gdy w 2017 ruch się zmniejszył, a łodzie ratunkowe podpływały aż pod wody terytorialne Libii, proporcjonalna liczba zaginionych wzrosła pięciokrotnie. Popyt rodzi podaż – przemytnicy ładowali na 9-metrowe pontony do 130 osób, wielokrotnie więcej niż dopuszczalnie. Na „nawigatora”, który miał nawiązać kontakt z ratownikami, wyznaczano jednego z pasażerów (za zniżkę w cenie). Do tego, by silnik wartości 8000 euro nie przepadł, przemytnicy podpływali drugą łódką i go zabierali, pozostawiając pasażerów w dryfującym pontonie. Sama droga przez Libię wiąże się z brutalnym wykorzystywaniem przez przemytników, a droga przez Niger i Algierię jest ponoć jeszcze gorsza, lecz tam się żaden dziennikarz nie zapuszcza. Promocja takiej migracji ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego” – pisze Jan ŚLIWA.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 września 2023