Krzyż wołyński trafił do Bazyliki św. Brygidy w Gdańsku

Krzyż wołyńska

Krzyż wołyński, pochodzący z polskiej mogiły na Wołyniu, został zamontowany w Bursztynowym Ołtarzu Ojczyzny znajdującym się w kościele św. Brygidy w Gdańsku.

Krzyż wołyński to symbol ukraińskiej zbrodni na Polakach

.W 82. rocznicę zbrodni, której ukraińscy nacjonaliści dokonali na Polakach w Parośli 9 lutego 1943 r., miała miejsce uroczystość wmontowania krzyża wołyńskiego w Bursztynowym Ołtarzu Ojczyzny w bazylice św. Brygidy w Gdańsku.

Drewniany krzyż został znaleziony w Wołyniu i przekazany artyście Mariuszowi Drapikowskiemu, który dodał do niego kilka elementów. Zrekonstruowałem go i w pęknięciach wprowadziłem kamień, który symbolizuje suszkę krwi oraz niebieskie kwiaty – powiedział artysta. Wyjaśnił, że kamień jest po to, by przypominać dramat sprzed ponad 80 lat, natomiast kwiaty mają symbolizować len, który kwitnie w sierpniu, kiedy to doszło do kulminacji zbrodni.

– Chciałem w jakiś sposób nawiązać do kwiatów niezapominajki, abyśmy pamiętali o tych wydarzeniach (…) Jednak nie po to, żeby przechowywać jakąś emocję negatywną, ale żeby przypominać, że jest to trudna historia naszego kraju – powiedział Mariusz Drapikowski.

Obecny w Bazylice św. Brygidy w Gdańsku zastępca prezesa IPN dr hab. Karol Polejowski podkreślił, że jest powinnością Polaków, by pamiętać o tym, co wydarzyło się 82 lata temu w Parośli, a potem w wielu innych miejscowościach na Wołyniu i województwach południowo-wschodnich II RP. Ukraińscy nacjonaliści, często sąsiedzi z tej samej wsi albo z wsi sąsiedniej, mordowali w sposób niezwykle okrutny swoich polskich sąsiadów. Tylko za to, że byli Polakami. To jest zbrodnia ludobójstwa. Ludobójstwa popełnionego z nienawiści etnicznej wobec innego narodu – powiedział. Zaznaczył, że zamontowany krzyż będzie wyrazem pamięci o ofiarach i zobowiązaniem do tego, aby ta pamięć nie zaginęła.

Zastępca prezesa IPN podkreślił, że domagając się ekshumacji pomordowanych rodaków na kresach wschodnich II RP nie żądamy niczego nadzwyczajnego. To nasz obowiązek wobec naszych przodków, odnaleźć ich i po chrześcijańsku pochować. Oddać rodzinom, aby ta rana się zabliźniła – powiedział.

Krzyż wmontowany w ołtarz – jak dodał Karol Polejowski – ma otworzyć drogę do tego, aby krzyże mogły pojawić się na grobach tych, których w przyszłości uda się odnaleźć i pochować. Oni na to zasługują; to nasz obowiązek, aby to przeprowadzić – przekonywał.

Ukraina dzisiaj zmaga się w wojnie ze swoim wschodnim sąsiadem. Niech Bóg da jej zwycięstwo, ale niech Bóg da też odwagę Ukraińcom zmierzenia się z ich przeszłością, stanięcia w prawdzie i pozwolenia nam na pochowanie naszych przodków. Godny pochówek jest naszym obowiązkiem.

9 lutego 1943 r., oddział Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki”, uznany za pierwszą sotnię UPA, dokonał w kolonii Parośla I na Wołyniu masakry polskich mieszkańców, zabijając ok. 150 osób, w tym dzieci. Zbrodnia ta była pierwszym masowym mordem, jakiego dokonała Ukraińska Powstańcza Armia.

Wołyń. Wybaczenie czy zapomnienie?

.W połowie lipca dopada mnie czasem kłopotliwa myśl, dlaczego w 1943 roku doszło na Wołyniu do olbrzymiej, niesprowokowanej, dzikiej masakry na Polakach. Dlaczego tego ataku zbiorowej nienawiści nie potrafimy sobie wyjaśnić, opisać jednoznacznie i zrozumieć? Wołyń to oczywiście nie jedyna taka smutna rocznica. W innych krajach i w innych miesiącach trafiały się zbrodnie równie straszliwe i niezrozumiałe, tylko mniej natarczywie wypierane. O wypadkach na Wołyniu słyszałem, będąc jeszcze dzieckiem, od pani, która widziała tę masakrę na własne oczy. Sam jej nigdy o to nie pytałem, ale niekiedy spontanicznie opowiadała fragmenty ze swego dzieciństwa. Na koniec dodawała. „Dom za domem, całą bandą, gorzej niż zwierzęta, jakieś potwory”. Czemu to robili? Czemu kłuli bagnetami jak popadnie? W brzuch lub w serce. Wrzucali do ognia dzieci ze związanymi nogami i rękoma. Potrafili dziobnąć starca w oko za bezsilne protesty i żeby nie patrzył, skoro nie chce. To nie była wojna, tylko tortury. I co teraz znaczy: wybaczyć? Zapomnieć, uznać, że nie było tego, co było? – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA, filozof i etyk.

„Początkowo niewiele rozumiałem z tej opowieści. Jakaś zbiorowa zemsta? Specjalna polityka narodowościowa, pijacka niepoczytalność, próba zaciągnięcia winy nie do udźwignięcia? Ofiar było w sumie może sto tysięcy – mówią polscy historycy. To bzdura – odpowiadają ukraińscy kronikarze – najwyżej jedna dziesiąta tej liczby. Ale grobów nie będziemy rozkopywać, bo nas to obraża. Dzisiaj zresztą nikt już nie wie, jak to liczyć. Nie ma listy zamęczonych i oprawcy nie żyją. Minęło 80 lat. Po co do tego wracać? Żeby rozdrapywać rany?”

Cały tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze pod linkiem: Prof. Jacek HOŁÓWKA: Wołyń. Wybaczenie czy zapomnienie?.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/rb

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 lutego 2025