Legenda ORP Orzeł - najsłynniejszego polskiego okrętu podwodnego

10 lutego 1939 r. uroczyście witano w Gdyni okręt podwodny ORP Orzeł. Jego legenda żywa jest do dziś. „Ten okręt, a zwłaszcza determinacja jego załogi i dowódcy, zasługują na uhonorowanie” – powiedział Tomasz Miegoń, dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Najsłynniejszy polski okręt podwodny
.Jak zrodziła się legenda Orła?
Tomasz Miegoń: ORP Orzeł był najsłynniejszym polskim okrętem podwodnym, choć były też inne bardzo zasłużone, takie jak m.in. ORP Wilk, który jako pierwszy przedarł się przez Cieśniny Duńskie do Wielkiej Brytanii czy później „straszliwe bliźniaki” czyli ORP Sokół i ORP Dzik. Orzeł wsławił się brawurową ucieczką z internowania w Tallinie, a następnie ogromną determinacją załogi w walce. Należy przy tym pamiętać, że część uzbrojenia Orła, w tym większość torped, została przez Estończyków wyokrętowana.
Co działo się z Orłem po ucieczce z Tallina?
Załoga Orła, dowodzona przez kapitana marynarki(pośmiertnie awansowanego na komandora podporucznika) Jana Grudzińskiego, przez wiele dni poszukiwała na Bałtyku wroga. Gdy zaczęły się kończyć zapasy żywności i paliwa, a przede wszystkim słodkiej wody, Grudziński podjął decyzję o próbie przedarcia się do Wielkiej Brytanii, co się im udało. Przybycie Orła do Anglii wywołało ogromną radość wśród marynarz z innych okrętów.
Jak wyglądała dalsza służba Orła?
Pływał na patrole. Podczas jednego z nich, u wybrzeży Norwegii, natknął się na statek wyglądający na handlowy o nazwie Rio de Janeiro, który nie reagował na polecenia wydawane z ORP Orzeł. Chodziło o sprawdzenie dokumentów i ładunku. Dowódca Orła wysłał w końcu informację, że w tej sytuacji statek zostanie storpedowany. Dał przy tym czas na ewakuowanie załogi. Po pewnym czasie wystrzelono z Orła dwie torpedy. Gdy statek szedł na dno, zaczęli z niego pospiesznie wydostawać się żołnierze Wehrmachtu, którzy mieli przeprowadzić desant na Norwegię. W ten sposób Orzeł wykrył inwazję niemiecką. Informacja o tym została przekazana do dowództwa brytyjskiego.
Zagadkowe zaginięcie
.Jak zakończyła się historia Orła?
Na początku czerwca 1940 roku ORP Orzeł nie wrócił z patrolu. Nie skontaktował się także z dowództwem. Zaginał w niewyjaśnionych okolicznościach. Jest kilka hipotez, ale żadnych konkretów. Bez odnalezienia wraku, nie dowiemy się, co się stało z Orłem.
Nowy rozdział historii Orła to poszukiwania jego wraku, od pewnego czasu prowadzone dość intensywnie. Jakie są szanse na odnalezienie miejsca spoczynku tego okrętu?
Było już wiele wypraw poszukiwawczych, organizowanych przez różne instytucje bądź osoby prywatne. Od kilku lat fundacja „Santi Odnaleźć Orła” prowadzi prace poszukiwawcze, współpracując z brytyjską admiralicją. Jest to inicjatywa godna szacunku, pierwsze wyprawy finansowali z własnych pieniędzy, dopiero później pojawili się sponsorzy. Poszukiwania prowadzą metodycznie, wierzę że zakończą się sukcesem.
Co jest jeszcze szczególnego w historii Orła?
Na pewno fakt, że został on zakupionych ze składek społecznych, za kwotę ponad dziewięciu milionów złotych. Zbiórka rozpoczęła się w latach 20. na „łódź podwodną imienia marszałka Józefa Piłsudskiego”. Później włączyła się do tej inicjatywy Liga Morska i Kolonialna. Zbiórka przybierała różne formy, na przykład żołnierze i oficerowie dobrowolnie opodatkowywali się na budowę Orła. Inną ciekawostką jest fakt, że przy budowie okrętu pracował inż. Kazimierz Leski, późniejszy as wywiadu Armii Krajowej. Orzeł został zbudowany w Holandii. Był to nowoczesny okręt, w którego konstrukcji wykorzystano wiele nowatorskich rozwiązań, nie spotykanych w podobnych jednostkach innych krajów.
Legenda ORP Orzeł
.Po zaginięciu Orła zrodziła się jego legenda, która do dziś funkcjonuje w realnych formach. Co to są za działania?
Jest to chociażby nazewnictwo. Jedyny okręt podwodny, jaki obecnie posiadamy, to kolejny Orzeł. Jest to już trzeci okręt o tej nazwie. Po wojnie, w uznaniu wojennych dokonań Orła, tę nazwę otrzymał jeden z sowieckich okrętów podwodnych służących w naszej Marynarce Wojennej. Do tego dochodzą jeszcze dwa filmy fabularne o historii Orła, jeden z 1959 roku i drugi sprzed dwóch lat – „Orzeł, ostatni patrol”. Telewizja planowała również nakręcenie serialu, co jednak nie zostało zrealizowane, mimo że rozpoczęcie produkcji było uroczyście ogłaszane w obecności ówczesnego ministra kultury i dowódcy Marynarki Wojennej. Ten okręt, a zwłaszcza determinacja jego załogi i dowódcy, zasługują na uhonorowanie.
4 lutego 1939 r. ORP Orzeł opuścił stocznię w Vlissingen w Holandii, gdzie był budowany, i udał się w drogę do Gdyni. Na redę portu gdyńskiego dotarł 7 lutego. Uroczyste powitanie okrętu, będące częścią obchodów Święta Marynarki Wojennej, odbyło się 10 lutego 1939 r. w basenie przy Skwerze Kościuszki. Na uroczystość przybyli przedstawiciele najwyższych władz państwowych i wojskowych, m.in.: gen. Kazimierz Sosnkowski, kadm. Jerzy Świrski i kadm. Józef Unrug. Asystę honorową zapewniała kompania Marynarki Wojennej wraz z orkiestrą. W trakcie uroczystości, w której według szacunków prasowych uczestniczyło 30 tys. osób, gen. Sosnkowski odsłonił na kiosku okrętu tablicę pamiątkową.
Nie ma wspanialszych sprzymierzeńców niż Polacy
.Na temat Polaków walczących na froncie zachodnim II wojny światowej w armiach alianckich, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze kpt. Barry SHEEHY w tekście „Nie ma wspanialszych sprzymierzeńców niż Polacy„.
„Polska wysłała na front aliancki ćwierć miliona żołnierzy piechoty, marynarki i lotnictwa, mimo że była w niewoli, okupowana przez nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki. Bohaterscy Polacy służyli w każdej większej kampanii wojennej, włączając w to bitwę o Anglię, bitwę o Atlantyk, zmagania w północnej Afryce, we Włoszech, Normandii i w całej północno-zachodniej Europie. Polscy kryptolodzy odegrali kluczową rolę w rozszyfrowaniu niemieckiej Enigmy, co było jednym z największych naukowych osiągnięć w tamtych czasach i skróciło wojnę o dobrych kilka lat. Jest tak wiele przykładów polskiej waleczności podczas II wojny światowej, że trudno jest skupić się tylko na jednym. Weźmy ostateczne natarcie na Monte Cassino, które prowadzili Polacy wraz z Kanadyjczykami, lub dywizjony RAF-u (302 i 303) w bitwie o Anglię czy wreszcie niesamowite bohaterstwo polskiego niszczyciela „Pioruna”, który zaatakował najpotężniejszy okręt wojenny w tamtej części świata – „Bismarcka”. Malutki niszczyciel, nim rozpoczął walkę na działa i torpedy z niemieckim Behemotem, wysłał w jego stronę sygnał: „Jestem Polakiem, jestem Polakiem”.
.”Jest jednak pewne zdarzenie, o którym żywo pamiętają moi rodacy. Polski niszczyciel „Ślązak”, pod dowództwem weterana kapitana Romualda Tymińskiego, wziął udział w tragicznym rajdzie na Dieppe w 1942 roku i był świadkiem najbardziej krwawego dla Kanady dnia podczas II wojny światowej. Ponad 5 tysięcy świetnie wyszkolonych kanadyjskich żołnierzy, którzy wyszli na brzeg tamtego dnia, zginęło, zostało rannych lub wziętych do niewoli. To był czarny dzień dla mojej ojczyzny. Ale podczas tej rzezi polski niszczyciel „Ślązak” zrobił coś niesamowitego. Kapitan Tymiński, widząc, jak na plaży trwa hekatomba Kanadyjczyków, zignorował rozkaz trzymania się z dala od brzegu i podpłynął jak najbliżej, by osłonić ogniem kanadyjskich żołnierzy. Okręt był tak niebezpiecznie blisko mielizny, że wszyscy byli pewni, iż na niej osiądzie. Strzelając nieprzerwanie z dział w stronę niemieckich stanowisk, zatrzymał się tuż przed płycizną, a polscy marynarze ustawili na plaży działka przeciwlotnicze, z których prażyli do niemieckich samolotów. W krótkim czasie strącili cztery nacierające maszyny. Kiedy nadszedł rozkaz opuszczenia plaży, „Ślązak” wziął ze sobą jeszcze osiemdziesięciu pięciu kanadyjskich żołnierzy, a prawie połowa z nich to byli niezwykle zaprawieni w boju ludzie Królewskiego Regimentu Kanady. Ci twardzi weterani z frontów zachodniej Europy patrzyli na kapitana Tymińskiego i jego załogę jak na bohaterów” – pisze kpt. Barry SHEEHY.
PAP/Tomasz Szczerbicki/WszystkocoNajważniejsze/MJ