Liberalna demokracja, zaczyna się rozpadać

Moje pokolenie zaczyna się martwić. Nasz dobrobyt, nasze bezpieczeństwo, nasza piękna kultura – wszystko wyparowuje. Nawet nasz ukochany model, liberalna demokracja, zaczyna się rozpadać. Nie z powodu tak zwanych „populistycznych i ksenofobicznych partii prawicowych”, nie. Powstają one i rozwijają się w odpowiedzi na nasz upadek.
.Miałem niesamowite szczęście. Urodziłem się i dorastałem w Europie Zachodniej pod koniec XX wieku. Nie do końca zdając sobie z tego sprawę, doświadczyłem dobrodziejstw zachodniej liberalnej demokracji, ostatniego apogeum cywilizacji, która odcisnęła swoje piętno na historii świata.
Wspaniała kultura, olśniewające dziedzictwo, niezrównany dobrobyt. Dostęp do skarbów naszej historii, bycie zanurzonym we wspaniałym dziedzictwie minionych wieków. Paryż. Luwr (pamiętam, jak spędziłem tam godziny, kontemplując Psyche opuszczoną Davida). Pola Elizejskie. Bulwar Saint-Germain. Ronsard, Molier, Pagnol. Błogosławieństwo.
Szkoła „republikańska” nie jest zbyt wymagająca. Wręcz przeciwnie, jest luźna i pobłażliwa. Wychodzi się z niej bez dogłębnej wiedzy, bez bagażu kulturowego. Ledwie potrafi się poprawnie czytać i pisać. Jest to wynik zrównania od dołu, co uruchomił progresywizm, który produkuje jednostki poddane kultowi przeciętności i społeczeństwu permanentnej rozrywki. Ta szkoła ma jednak tę zaletę, że istnieje, i nie żywię do niej urazy.
Pochodząc z rodziny imigrantów, mogłem doświadczyć hojności Francji i siły asymilacji, zasady, która naprawdę gwarantuje wolność i równość. Niewątpliwie jest tak również dlatego, że Żydzi i Polacy zazwyczaj szanują kraje, które ich przyjmują. Szacunek i uznanie – to właśnie zostało mi przekazane. Umiejętność bycia małym w obliczu ciężaru historii, a przede wszystkim świadomość przynależności do wielkiej cywilizacji.
Był to czas bezprecedensowego pokoju. Moje pokolenie nie doświadczyło wojen dekolonizacyjnych, a osoby takie jak ja, które urodziły się w latach 80., nie doświadczyły sowieckiego zagrożenia, z wyjątkiem historii opowiadanych przez naszych rodziców. Konflikty na Bałkanach wydawały się nam odległe, a konflikty etniczno-kulturowe dopiero zaczynały być odczuwalne na niektórych przedmieściach.
Doświadczyliśmy demokratyzacji internetu i przyspieszenia innowacji technologicznych. Telefon bezprzewodowy, gry wideo, triumfujące amerykańskie filmy, obietnica lepszego świata dzięki integracji europejskiej. Nowy świat, który się przed nami otwierał, pełen niezbadanych lądów do odkrywania w nieskończoność, był fascynujący.
Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy z tego, że mogliśmy się nim cieszyć dzięki liberalnej demokracji. W przeciwieństwie do naszych sąsiadów z Europy Środkowej mieliśmy czas, aby wprowadzić ją w naszych krajach i w pełni z niej skorzystać. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie mieliśmy szczęście. Media wciąż jednak pokazywały nam obrazy małych Afrykańczyków umierających z głodu lub małych Azjatów zniewalanych w fabrykach obuwia. Dla nas było to abstrakcyjne. Byliśmy beztroscy.
11 września 2001 roku był szokiem. Kraj niosący sztandar naszej cywilizacji został trafiony w serce, w spektakularny sposób. Potem przyszły ataki islamistów u nas, zamieszki na przedmieściach, wzrost poziomu niebezpieczeństwa. To były pierwsze lata XXI w. Przede wszystkim rażący brak reakcji ze strony państwa. Wszystkie te dekady dobrobytu sprawiły, że zmiękliśmy. W 2008 roku nadszedł kryzys gospodarczy. Byliśmy studentami lub osobami wchodzącymi na rynek pracy. Mocno uderzyła w nas fala bezrobocia. W tym momencie sklerotyczne „oprogramowanie” socjalistycznego państwa wybuchło nam w twarz. Byliśmy uśpieni przez model, który stał się niedostosowany do nowych wyzwań, nie byliśmy w stanie go zreformować.
Druga dekada XXI w. to lata przyspieszenia. Imigracja eksplodowała, mnożyły się ataki islamistów. Każdy miał teraz członka rodziny lub znajomego, który przynajmniej raz padł ofiarą przypadkowego napadu lub ataku nożownika. Często przy okrzykach „Ohydny Francuzie!”. Zasada równości otrzymała ciężki cios. Umowa społeczna również. Podmiejska hołota była traktowana niezwykle pobłażliwie, podczas gdy policja i wymiar sprawiedliwości potrafiły być nieprzejednane wobec kierowców, którzy zapomnieli włączyć kierunkowskaz.
Wolność była również nadużywana. Powstanie skrajnie postępowych ruchów, protestujących homoseksualistów, krzyczących fioletowowłosych feministek i dekonstrukcyjnych antyrasistów, sprawiło, że wolność poszła o krok za daleko. Z drugiej strony patriotyzm był demonizowany, a zwykłe wywieszenie francuskiej flagi mogło być interpretowane jako gest faszystowski. Sprzedawano nam, a raczej narzucano „zielone” bzdury w imię walki o klimat. Te problemy oraz obciążenia podatkowe naprawdę nie zachęcały nas do przedsiębiorczości.
Jednocześnie zdaliśmy sobie sprawę z kryzysu demograficznego. Ludzie z pokolenia wyżu demograficznego („baby boomers”) – które było najliczniejszym i najbogatszym pokoleniem w całej historii Francji – nie mieli dzieci, a ich emerytury były opłacane z deficytu, który sami pomogli stworzyć. Nie mogą nawet twierdzić, że przyczynili się do wielkości Francji, ponieważ to poprzednie pokolenie, generała de Gaulle’a, odbudowało kraj po wojnie i dało mu solidne instytucje, które służą nam do dziś.
Potem, jakby tego było mało, powróciła wojna na wielką skalę. Oczywiście nie bezpośrednio w naszym kraju, ale nieco dalej, na wschodzie. Rosja stara się odbudować imperium, które utraciła w 1991 roku. Ponieważ nigdy nie musiała zapłacić za cierpienia zadane otaczającym ją narodom – choć niewątpliwie zasłużyła na taki sam los jak Niemcy w 1945 roku – nie ma moralnych przeszkód, aby wznowić swój marsz na Zachód, po kilkuletniej przerwie na dozbrojenie. Tak jak nasz blok cywilizacyjny zintegrował „spóźnialskich” z Europy Środkowej, tak nie możemy nie być już zaniepokojeni działaniami Władimira Putina. W tym miejscu na pierwszy plan wysuwają się niedociągnięcia francuskiej edukacji narodowej. Wielu Francuzów uważa, że Rosja jest krajem, który historycznie jest „ofiarą” działań „złego Zachodu”. Gdyby szkoły prawidłowo wykonywały swoją pracę, nie byłoby potrzeby wskazywania, że Rosja próbowała podbić i okupować Krym i Donbas przez 300 lat, na długo przed powstaniem UE i NATO. Nie byłoby też potrzeby podkreślania, że Francja wielokrotnie walczyła z rosyjskim ekspansjonizmem. Ale wtedy zdajemy sobie sprawę, że większość naszych nauczycieli była współtowarzyszami komunizmu lub skrajnie lewicowymi bojownikami. Jak mogli powiedzieć nam prawdę o Rosji?
Moje pokolenie zaczyna się martwić. Nasz dobrobyt, nasze bezpieczeństwo, nasza piękna kultura – wszystko wyparowuje. Nawet nasz ukochany model, liberalna demokracja, zaczyna się rozpadać. Nie z powodu tak zwanych „populistycznych i ksenofobicznych partii prawicowych”, nie. Powstają one i rozwijają się w odpowiedzi na nasz upadek. Chodzi raczej o to, że zaczynamy rozumieć, dokąd doprowadził nas nasz długi letarg. Kryzys obostrzeń sanitarnych był ważnym sygnałem: wszechmocne państwo bez wahania zamyka swoją ludność i nakłada na nią nakazy i zakazy, z których każdy jest bardziej absurdalny od poprzedniego. Inwigilacja na masową skalę. Rosnące ograniczenia wolności słowa i myśli. Plan pozbawienia nas suwerenności narodowej na rzecz technokratycznego planu unii federalnej, scentralizowanej w Brukseli. Pobłażliwość wobec tych, którzy nam zagrażają, w imię postkolonialnego poczucia winy i niedopasowanej do nowych realiów praworządności. Obce populacje odmawiają asymilacji i obwiniają Francję przy współudziale, świadomym lub nie, dużej części klasy politycznej.
.Podobnie jak w Obozie świętych Jeana Raspaila, atakowani są ci, którzy sprzeciwiają się tej godnej ubolewania sytuacji. Nazywa się ich „sceptykami klimatycznymi” lub „ksenofobicznymi rasistami”. Nie, my po prostu chcemy móc cieszyć się jeszcze trochę naszym rajem, który wkrótce utracimy. Wiemy, że jeśli całkowicie poddamy się etatystycznemu szałowi i masowej imigracji arabsko-muzułmańskiej i afrykańskiej lub rosyjskim ambicjom w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, nasz świat zniknie. „Jeszcze tylko chwila, panie kacie”. Stany Zjednoczone Donalda Trumpa i Rosja Władimira Putina włączają budzik. Żegnaj, błogosławiony czasie, będziemy za tobą tęsknić.
Nathaniel Garstecka