Litwa i Łotwa nie wpuściły już ponad tysiąc Rosjan

Po ponad dwóch miesiącach od kiedy Litwa i Łotwa wprowadziły znaczne utrudnienia w ruchu granicznym dla Rosjan, na ich teren nie zostało wpuszczonych w sumie ponad 1000 osób. Litwa i Łotwa, a także Polska oraz Estonia, zaczęły stosować bardziej rygorystyczne procedury wydawania wiz od 19 września. W sumie odmówiono wjazdu na Litwę 709 Rosjanom. Łotwa odmówiła wjazdu 409 Rosjanom.
.Jak poinformował Giedrius Miszutis, rzecznik litewskiej służby granicznej, którego w sobotę cytuje agencja BNS, od początku stosowania restrykcji na Litwę wpuszczono 82 086 obywateli Rosji, a 81 110 opuściło kraj. Litewski urzędnik dodał, że ok. 44 tys. wpuszczonych Rosjan przejeżdżało przez Litwę tranzytem, a w 29 przypadkach litewscy pogranicznicy cofnęli wizy.
Litewskie służby graniczne zaznaczają, że w związku z ograniczeniem możliwości wjazdu dla Rosjan nie odnotowuje się sytuacji konfliktowych.
Na pewno nie ma przypadków stawiania oporu. Nie notujemy też przypadków niezadowolenia ze strony przybywających, kótre było widoczne w pierwszych dniach stosowania nowej procedury – relacjonował Miszutis.
Od początku obowiązywania restrykcji łotewscy pogranicznicy odmówili wjazdu 409 Rosjanom. Łącznie od 19 września na Łotwę wjechało 16 588 Rosjan. Przepływ obywateli rosyjskich podróżujących na Łotwę zmniejszył się o 39 proc.
Litwa i Łotwa, a także Estonia ograniczyły możliwości wjazdu obywatelom Rosji posiadającym wizy Schengen. Władze tłumaczą tę decyzję m.in. obawą o bezpieczeństwo narodowe i aspektem moralnym związanym z prowadzoną przez Moskwę wojną na Ukrainie.
Ograniczenia wjazdu dotyczą obywateli Rosji, posiadaczy krótkoterminowych wiz Schengen, którzy podróżują w celach innych niż niezbędne, np. w celach turystycznych. Przepisy, które zaczęły obowiązywać 19 września jednocześnie w trzech krajach bałtyckich, przewidują szereg wyjątków, m.in. wizyty w celach humanitarnych.
O konieczności utrzymania twardego kursu pod kątem sankcji względem prowadzącej agresywną politykę zagraniczną Rosji pisał na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” Edward LUCAS, w tekście „Decydujący czas na Kremlu” [LINK]. Zwraca on w nim uwagę na ryzyko złagodzenia stanowiska wobec Rosji wśród części państw zachodnich, gdyby doszło do zmiany władzy na Kremlu.
„Nowa straż będzie też próbować wykorzystać łatwowierność i dobrą wolę Zachodu. Bardzo łatwo sobie wyobrazić nowego rosyjskiego przywódcę mówiącego Zachodowi, że nadszedł czas na „reset” – katastrofalny gambit administracji Obamy w 2009 r. Tylko znieście sankcje dla Rosji, wykręćcie rękę Ukrainie, by zaakceptowała utratę terytorium, a gaz popłynie znów rurociągiem – i możemy wrócić do normalności. Wielu tchórzliwych przywódców europejskich chwyciłoby się tej deski ratunku w nadziei na powrót do wygodnego świata, jaki znali”
.”Byłby to ogromny błąd. Tak naprawdę nasze problemy z Rosją datują się na czasy sprzed Putina. I będą trwać po nim. Imperialne urojenia wyryte w rosyjskim umyśle uniemożliwiają prowadzenie normalnych relacji z sąsiadami. Kraj ten nie będzie zdolny do poszanowania mniejszości etnicznych i mówiących językiem innym niż rosyjski. Jedno jest pewne – jesteśmy nieprzygotowani na zmianę. Od 30 lat patrzę ze zdumieniem i złością, jak nasze rządy systematycznie wyzbywają się swojej niegdyś bogatej wiedzy na temat Rosji. Szpiedzy, dyplomaci i analitycy z całą karierą opartą na wiedzy o Kremlu i innych umiejętnościach wykształconych w warunkach niesamowicie wysokich stawek podczas zimnej wojny – zostali wyrzuceni na śmietnik. Rosja jest teraz przyjacielem, jak twierdzili nasi lordowie w prążkowanych garniturach. Skupmy się na handlu, inwestycjach i relacjach kulturalnych, ale zwracanie uwagi na ciemną stronę Rosji to marnowanie pieniędzy podatników”.
PAP/Aleksandra Akińczo/Wszystko Co Najważniejsze/MJ