Łódzka Filmówka ma już 75 lat

75 lat temu, 8 marca 1948 r., utworzono Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi, popularnie określaną jako łódzka „Filmówka”. Obecnie to już Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera. Jest jedną z najstarszych szkół filmowych na świecie, jej absolwenci przez lata zdobywali najbardziej prestiżowe nagrody z Oscarami na czele.
.Co łączy takie postaci, jak Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski, Roman Polański, Andrzej Munk, Jerzy Skolimowski, Janusz Morgenstern, Kazimierz Kutz czy Krzysztof Zanussi? Wszyscy zapisali się w historii polskiej kinematografii, ale tych artystów łączą również korytarze wizytówki polskiego kina, czyli mieszczącej się w Pałacu Oskara Kona przy ul. Targowej 61/63 w Łodzi popularnej Filmówki, która 8 marca obchodzi 75. rocznicę założenia.
Łódzka „Filmówka” – początki
.Początków szkoły należy jednak szukać w utworzonych już w 1945 r. przez Antoniego Bohdziewicza Warsztatach Filmowych Młodych. Bohdziewicz w czasie wojny działał w Armii Krajowej, w trakcie Powstania Warszawskiego był szefem Referatu Filmowego Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK.
Warsztaty dość szybko przemianowano na jednoroczny Kurs Przysposobienia Filmowego z siedzibą w Krakowie przy ul. Józefitów 16. Wykłady zaczęły się w listopadzie 1945 r. i trwały do czerwca 1946 r. Uczestniczyli w nich m.in. Wojciech Jerzy Has, Jerzy Kawalerowicz, Mieczysław Jahoda czy Jerzy Passendorfer. Organizacją zajął się Instytut Filmowy, będący wydziałem Przedsiębiorstwa Państwowego „Film Polski”.
W 1946 r. kurs przeniesiono do Łodzi jako Wyższe Studium Filmowe. Po roku studium stało się Wydziałem Filmowym Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Kierował nim Marian Wimmer – twórca szkolenia operatorów filmowych i scenografów. Wimmer był wybitnym architektem, absolwentem Politechniki Lwowskiej, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1953–56 był wykładowcą plastyki filmowej na Wydziale Reżyserskim w łódzkiej szkole.
W czasie dwóch lat trwania Wydziału Filmowego kształcenie odbywało się na kierunkach: operator filmowy i scenograf. Kiedy w 1948 r. uległ likwidacji, studentów przeniesiono do nowo powstałej Wyższej Szkoły Filmowej, mieszczącej się w Pałacu Oskara Kona przy ul. Targowej 61/63. Inauguracja roku akademickiego odbyła się 19 listopada 1948 r.
Nowy rozdział
.„Do filmowego imperium należała też od samego początku przedwojenna rezydencja właściciela Widzewskiej Manufaktury, łódzkiego przemysłowca Oskara Kona przy ulicy Targowej. Zanim znalazła w niej służące jej do dzisiaj lokum szkoła filmowa, zaraz po wojnie mieściła się tam Wytwórnia Filmowa Wojska Polskiego. Postulat utworzenia wyższej uczelni artystycznej, która będzie kształciła młode kadry reżyserów, operatorów, scenarzystów i aktorów, zaowocował utworzeniem w tej okazałej siedzibie w roku 1948 Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej (obecnie także Telewizyjnej i Teatralnej), która nosi dzisiaj imię Leona Schillera” – pisał w 2013 r. na łamach czasopisma „Images” filmoznawca prof. Marek Hendrykowski.
W tekście zatytułowanym „Filmowa Łódź w oczach studentów i profesorów PWSFTViT” prof. Hendrykowski przywołuje wywiad Dominiki Kawczyńskiej i Igora Rakowskiego-Kłosa z nestorem polskich producentów filmowych, prof. Edwardem Zajickiem, który wyjaśnia prozaiczne powody, dla których ostatecznie to w Łodzi, a nie Krakowie zdecydowano się organizować polski przemysł filmowy.
„W międzyczasie wybuchła rywalizacja i wielka dyskusja wewnętrzna, gdzie ma być tymczasowa stolica filmu polskiego: w Łodzi czy w Krakowie. […] Przedwojenną stolicą przemysłu filmowego była Warszawa. Tam ci wysoko wykwalifikowani specjaliści pracowali, mieli rodziny, mieszkania. Po wojnie stali się bezdomnymi tułaczami. Przeludniony przesiedleńcami i uchodźcami Kraków nie mógł im zapewnić odpowiednich warunków” – wspominał Zajiček.
Jerzy Toeplitz i stawianie fundamentów
.Dnia 1 stycznia 1949 r. posadę dyrektora szkoły objął jeden z jej współorganizatorów, późniejszy rektor i wieloletni wykładowca Jerzy Toeplitz. Dość istotna wydaje się w tym kontekście wypowiedź jego studenta Andrzeja Wajdy, który wspominał, że „Toeplitz współtworzył Szkołę Filmową w Łodzi i od początku nadał jej taki charakter, jakbyśmy byli związani ze światem. Czuliśmy to nawet w najtrudniejszych czasach, kiedy byliśmy zamknięci, kiedy wszystko rozgrywało się w naszym wewnętrznym kręgu, nie tylko filmowym, ale i politycznym”.
Zdaniem reżysera to właśnie Toeplitz „dał tej szkole skrzydła, poczucie, że kino jest sztuką międzynarodową i że mamy myśleć o polskim filmie w kontekście tego, czym on jest na świecie”. Podobnie wypowiadał się kilka lat temu w Robert Gliński, rektor szkoły w latach 2008–12. Jego zdaniem „Toeplitz stworzył to, co jest najważniejsze – fundamenty programowe tej szkoły, założenia, które do tej pory są istotą i podstawą nauczania”.
Pierwszymi wykładowcami szkoły, oprócz wspominanego Toeplitza, byli m.in. Jerzy Bossak, Wanda Jakubowska, Stanisław Wohl i wspominany wyżej Antoni Bohdziewicz. Jednymi z pierwszych studentów zaś oprócz Wajdy, Andrzej Munk, Janusz Morgenstern, Kazimierz Kutz i Kazimierz Karabasz, Jerzy Wójcik czy Witold Sobociński. W 1954 r. do grona studentów dołączył Roman Polański. W kolejnych latach na uczelnie trafili znani potem reżyserzy jak: Witold Leszczyński, Jerzy Skolimowski, Krzysztof Zanussi i Krzysztof Kieślowski.
Fuzja Szkoły Filmowej ze Szkołą Teatralną
.W 1958 r. Szkoła Filmowa połączyła się ze Szkołą Teatralną w jedną uczelnię, wskutek czego wydział aktorski stał się integralną częścią Szkoły Filmowej. Od tej pory szkoła zaczęła funkcjonować pod nazwą Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna i Filmowa im. Leona Schillera. 11 lat później, kiedy poszerzono program kształcenia o problematykę telewizyjną, nastąpiła kolejna zmiana i odtąd mamy do czynienia z obecną nazwą, czyli Państwową Wyższą Szkołą Filmową Telewizyjną i Teatralną im. Schillera.
„Uczelnia kieruje się uniwersalnymi zasadami etycznymi, wolnością nauczania, swobód twórczych oraz wolnością badań w zakresie sztuki i twórczości artystycznej, w poszanowaniu prawdy, solidarności, demokracji i tolerancji, nawiązując w ten sposób do ogólnych tradycji uniwersyteckich oraz polskiego szkolnictwa artystycznego” – czytamy na stronie internetowej uczelni.
Łódzka „Filmówka” kuźnicą talentów
.Przez 75 lat istnienia łódzka Filmówka wykształciła wielu czołowych reżyserów, operatorów i aktorów. Artystów, którzy zdobywali wszystkie najważniejsze nagrody filmowe, z Oscarami włącznie. Uczelnia z Targowej od lat wyróżniana jest w prestiżowych międzynarodowych rankingach.
„Specjalnością PWSFTViT stał się od początku lat 50. nacisk położony na kształcenie artystycznej indywidualności studentów. Odkąd weszli do zawodu wybitni absolwenci uczelni – m.in. A. Munk, A. Wajda, R. Polański, K. Kutz, J. Skolimowski, K. Zanussi, K. Kieślowski, Z. Rybczyński, K. Karabasz, J. Wójcik, W. Sobociński, S. Idziak – zdobyła ona ogromną renomę na świecie i wciąż studiuje w niej wielu adeptów zagranicznych” – pisał w 2010 r. w „Słowniku filmu” krytyk i historyk filmu prof. Tadeusz Lubelski.
W 2014 r. zajęła drugie miejsce na świecie w rankingu szkół filmowych magazynu „The Hollywood Reporter”. Pięć lat później na łamach „Variety” została wyróżniona wśród najlepszych szkół filmowych.
„Od ponad 70 lat Łódzka Szkoła Filmowa to jedna z najbardziej szanowanych instytucji w Europie. Jej studenci otrzymują pełną edukację filmową, fotograficzną, aktorską i telewizyjną. Działają tam cztery wydziały, w tym reżyseria filmowa i telewizyjna, operatorski i realizacji telewizyjnej, aktorski i organizacji sztuki filmowej. Corocznie studenci tworzą ponad 300 projektów filmowych, a szkolny dział pomocy multimedialnej zapewnia im wszystkie ich potrzeby techniczne i produkcyjne” – podano w uzasadnieniu.
Od 2020 r. funkcję rektora PWSFTViT pełni montażystka, dr hab. Milenia Fiedler.
Kino podróżuje w kosmos
.„Twórcy filmowi, proponując futurologiczne wizje człowieka w kosmosie, notują tyle samo sukcesów i błędów, co naukowcy, którzy projektują rakiety i bazy kosmiczne. Jednak omyłki naukowców kryją laboratoria, a świadkiem wizji filmowych jest cała ludzkość” – pisze krytyk filmowy Wiesław KOT.
Jak twierdzi, „filmowa fantastyka naukowa – precyzyjniej fantastyka naukowości, a jeszcze precyzyjniej fikcja futurologiczna – ma z zasady skromne oparcie w istniejących przesłankach naukowych, ale za to piętrzy wizje przyszłości w bardzo obszernym rozwinięciu. To projektowanie w przyszłość, wyolbrzymienie i próba rozwiązania problemów epoki, w której powstaje dzieło filmowe, wynika z miernych rezultatów, jakie ludzkość odnotowała w rozwiązywaniu własnych problemów tu i teraz”.
„Kino science fiction układa się w katalog oczekiwań, nadziei i lęków społeczeństwa z danego etapu historii, których rozwiązanie przesuwa – na zasadzie symulacji – w hipotetyczne czasy i przestrzenie. Co najmniej od lat 70. ubiegłego wieku, kiedy to pojawiły się najpierw Raport Sekretarza Generalnego ONZ o Konsekwencjach Dewastacji Środowiska, następnie katastroficzne prognozy Klubu Rzymskiego na temat granic wzrostu, kino w coraz bardziej zaawansowanej artystycznie formie próbowało na odległych planetach utrzymać balans między agresywnymi imperiami, rozwiązywać problemy żywnościowe, demograficzne czy energetyczne„.
Wiesław KOT podkreśla, że „większość co bardziej poważnych filmów z domeny science fiction to prowadzone w trybie warunkowym symulacje, które startują od spójnika podrzędnego warunku: jeżeli…. Otóż twórca filmowy zaprasza widza na swego rodzaju poligon lub do laboratorium, proponując rozwiązanie algorytmu zaczynającego się od owego jeżeli. Oglądamy więc przykładowe symulacje: jeżeli – nie zapanujemy nad rozmnażaniem naszej populacji w tempie geometrycznym; jeżeli – zawiodą elementarne społeczne więzi w walce o żywność i surowce; jeżeli – dopuścimy do radykalnej katastrofy ekologicznej itd.”.
„Koronne pytanie, jakie od co najmniej siedemdziesięciu lat stawia sobie kino science fiction: jak ułożyć relacje z Obcymi z głębi kosmosu, gdyby do tego spotkania miało dojść? (…) Stanisław Lem postulował, by na spotkanie przybyszy z kosmosu obok naukowców wysłać także schizofrenika. Być może to właśnie jego umysł otworzy się najłatwiej na spotkanie z Obcym” – pisze Wiesław KOT.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP