Losy Europy zależą od wyborów w USA - Frankfurter Allgemeine Zeitung

„Po aneksji Krymu w 2014 r., Europejczycy mieli wystarczająco dużo czasu, żeby się dozbroić. Teraz jest za późno. Losy kontynentu zależą od wyniku wyborów prezydenckich w USA” – pisze Nikolaus Busse w wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Joe Biden przecenia swoje możliwości

.Komentator zaznaczył, że Sojusz jest „bezradny” wobec procesu starzenia się prezydenta USA Joe Bidena – swojego najważniejszego przywódcy.

Busse uważa, że Biden błędnie ocenia swoje siły, a jubileuszowy szczyt NATO w Waszyngtonie stał się „publicznym testem” jego zdolności do sprawowania roli głównodowodzącego.

Z politycznego punktu widzenia ta sytuacja jest symbolem „zastanawiającego stanu”, w jakim znalazł się Zachód. „Siła odstraszania NATO i życie Ukrainy zależą od jednego człowieka – Bidena” – czytamy w „FAZ”.

Putin oczekuje wyników wyborów w USA – Frankfurter Allgemeine Zeitung

.Frankfurter Allgemeine Zeitung przypomina, że zasada obrony każdego centymetra obszaru Sojuszu będzie obowiązywała tylko wtedy, gdy Biały Dom pozostanie w rękach Demokratów. Zdaniem komentatora, Putin też czeka na dzień wyborów w USA – 5 listopada.

„To, że losy Europy zależą od wyniku wyborów w USA, jest świadectwem na prawdziwą nędzę Sojuszu” – podkreślił Busse na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Jego zdaniem obecnie „jest już za późno”, a jedna trzecia członków NATO nadal nie osiągnęła 2 proc. PKB na obronność. „Biden ufa Wszechmocnemu, Europie nie pozostaje wiele więcej” – pisze w konkluzji Nikolas Busse w „FAZ”.

Wybory w dobie polaryzacji

.Od czasu zakończenia wojny w Wietnamie Stany Zjednoczone nie były jeszcze tak bardzo spolaryzowane i podzielone jak dziś. Mimo że granice partyjne pozostają ostro zarysowane, wewnątrzpartyjne podziały i walki dotyczące wszelkich możliwych kwestii – od polityki gospodarczej, przez migrację, po wojny kulturowe – nękają oba ugrupowania, wprowadzając na amerykańską scenę polityczną nieprzewidywalność i zawirowania rodem z późnych lat 60. i wczesnych lat 70.

Jednak dziś stoimy w obliczu dodatkowego stresu związanego ze względnym spadkiem pozycji USA w stosunku do Chin na arenie międzynarodowej, a także umocnieniem „osi dyktatur” – Rosji, Chin, Iranu i Korei Północnej – dążących do zrewidowania i zastąpienia globalnego porządku, któremu przewodzą Stany Zjednoczone. Jakby tego było mało, kraj ten nadal zmaga się z konsekwencjami strategicznej porażki w Afganistanie i następstwami dwudziestoletniej wojny z terroryzmem. W Waszyngtonie panuje też coraz większa niezgoda co do strategii wobec Ukrainy: mimo że Kongres ostatecznie przyjął pakiet pomocowy dla Kijowa, punktami krytycznymi są zarówno wyczerpane zapasy amunicji, jak i pytania dotyczące strategii administracji Bidena wobec Ukrainy. Do tego dochodzi coraz silniej rozbrzmiewające wezwanie „najpierw Chiny”.

I choć większość europejskich analityków wydaje się zaniepokojonych perspektywą kolejnej prezydentury Trumpa, prawda jest taka, że niezależnie od tego, kto zamieszka w Białym Domu, będzie musiał się zmierzyć z tym samym wachlarzem problemów, z których największy stanowi nieadekwatność sojuszniczej siły militarnej w stosunku do coraz bardziej niestabilnej sceny bezpieczeństwa.

Wynik tych wyborów nie spowoduje zmiany wyzwań stojących przed Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami, wiążą się one bowiem z zasadniczym problemem: jak przywrócić NATO jego główne role w zakresie zbiorowego odstraszania i obrony przed neoimperialną Rosją, jednocześnie uwalniając zasoby Waszyngtonu do radzenia sobie ze wzbierającą burzą w innych obszarach, zwłaszcza na Indo-Pacyfiku? Innymi słowy, czy przywódcy europejscy zdobędą się na determinację, by zintensyfikować działania i odbudować siły zbrojne w takim stopniu, aby zapewnić większość konwencjonalnych zdolności NATO, a tym samym przezwyciężyć obecny kryzys i ustabilizować wschodnią flankę? Czy raczej będą kontynuować politykę zaniedbywania obronności prowadzoną przez ostatnie 30 lat? Odpowiedź Europy na to pytanie jest prawdopodobnie ważniejsza niż to, kto stanie na czele Stanów Zjednoczonych w 2025 roku.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 lipca 2024