Emmanuel Macron wręczył Legię Honorową Zełenskiemu. Wcześniej otrzymał ją Władimir Putin
Prezydent Francji wręczył w środę wieczorem Wołodymyrowi Zełenskiemu w Paryżu Wielki Krzyż Legii Honorowej. To najwyższe odznaczenie, jakie francuski prezydent może przyznać swojemu odpowiednikowi. To samo odznaczenie otrzymał w przeszłości Władimir Putin.
Władimir Putin z najwyższym francuskim odznaczeniem
.Nieformalna ceremonia nadania Legii Honorowej Wołodymyrowi Zełenskiemu w Pałacu Elizejskim, z której wideo Emmanuel Macron zamieścił na Twitterze, ożywiła żądania tych, którzy od lat domagają się, by Francja odebrała to odznaczenie obecnemu prezydentowi Rosji. Władimir Putin otrzymał je w 2006 roku z rąk Jacquesa Chiraca.
Macron odpowiadając na pytania dziennikarzy w piątek w Brukseli nie wykluczył odebrania Legii Honorowej prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi. Dodał, że taka decyzja „ma poważne znaczenie i powinna zostać podjęta we właściwym momencie”.
Odebranie Legii Honorowej jest możliwe
.Prezydent Francji przypomniał też, że w przeszłości odebrał Legię Honorową hollywoodzkiemu producentowi skazanemu za przestępstwa na tle seksualnym i Lance Armstrongowi, gwieździe Tour de France, zhańbionemu stosowaniem dopingu.
Debata na temat wojny i rosyjskiego imperializmu
.Tekst Eryka Mistewicza w „Le Figaro” („82 ans et 400 km séparent Boutcha de Katyń”, który opublikowaliśmy także w wyd. 41 „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]) wywołał we Francji falę polemik. Wśród nich zwraca uwagę tekst Henri’ego GUAINO prezentujący zdecydowanie odmienne stanowisko.
Jak twierdzi Henri GUAINO, francuski polityk, doradca specjalny Nicolasa Sarkozyego, autor jego najważniejszych wystąpień:
„Rozszerzając NATO na byłe państwa bloku wschodniego, w tym na kraje bałtyckie, przemieniając sojusz północnoatlantycki w sojusz antyrosyjski, przesuwając granice Unii Europejskiej aż po granice Rosji, Stany Zjednoczone i Unia Europejska obudziły w Rosjanach poczucie osaczenia, które w historii Europy odpowiadało za wiele konfliktów zbrojnych. Poparcie Zachodu dla Euromajdanu w 2014 roku przeciwko prorosyjskiemu rządowi ukraińskiemu było dla Rosjan dowodem na to, że ich obawy były uzasadnione. Natomiast aneksja Krymu przez Rosję i jej wsparcie separatystów w Donbasie wywołały na Zachodzie poczucie, że zagrożenie rosyjskie jest rzeczywiste i że należy dozbroić Ukrainę, co w konsekwencji jeszcze bardziej przekonało Rosję, że to Zachód jest zagrożeniem. Amerykańsko-ukraińskie partnerstwo strategiczne podpisane 10 listopada 2021 roku, pieczętujące sojusz obu krajów wycelowany otwarcie w Rosję i obiecujące wstąpienie Ukrainy do NATO, ostatecznie przekonało Rosję, że powinna zaatakować, zanim domniemany przeciwnik będzie w stanie sam to zrobić jako pierwszy. Mechanizm z 1914 roku w czystej, przerażającej postaci„.
„Jak zwykle źródeł konfliktu należy szukać w mentalności i świecie wyobrażeń narodów sąsiadujących z Rosją. Jak Polska, która na przestrzeni trzech stuleci doświadczyła czterech rozbiorów, jak Litwa, na dwieście lat włączona do Rosji, czy Finlandia, która straciła część swego terytorium w 1939 roku, jak wszystkie te państwa, które przeżyły pół wieku pod sowieckim jarzmem, nie mają się obawiać o swój byt, gdy dostrzegają najmniejsze nawet zagrożenie przychodzące ze Wschodu? I odwrotnie, jak Rosja, która tak często musiała walczyć, aby odeprzeć zakusy Zachodu, i która od wieków rozdarta jest między fascynacją a pogardą dla cywilizacji zachodniej, może nie odczuwać egzystencjalnej obawy przed Ukrainą, która staje się właśnie przyczółkiem Zachodu w świecie rosyjskim?” – pyta Henri GUAINO.
„Być może ta Rosja nie postrzega wojny na Ukrainie jako wojny napastliwej, ale jako wojnę secesyjną. Być może chodzi o wojnę o wyodrębnienie kolebki świata rosyjskiego, ziemi, na której tyle razy w historii rozgrywał się los Rosji, z której wyparła ona Polaków i armię Hitlera. O odrębność polityczną, kulturową czy wręcz duchową, odkąd w 2018 roku ukraiński Kościół prawosławny zerwał ze zwierzchnictwem patriarchatu moskiewskiego. Wojny secesyjne są najgorsze. Jedno jest tymczasem pewne: wojna na umęczonej ukraińskiej ziemi jest wojną między Rosją a Zachodem i może w sytuacji niekontrolowanej eskalacji zakończyć się bezpośrednim starciem„.
Z tezami francuskiego polityka nie zgadzają się m.in. prof. Ewa THOMPSON i prof. Wojciech ROSZKOWSKI.
„Za pozorami zdrowego rozsądku i troski o stabilność Europy w tekście Henri Guaino kryje się narodowy egoizm potencjalnie nie mniej brutalny w swoim przyzwoleniu na zachcianki Rosji niż to, na co Rosja obecnie pozwala sobie na Ukrainie” – pisze prof. Ewa THOMPSON we „Wszystko Co Najważniejsze”.
Badaczka stawia również pytanie: „czy Henri Guaino wygłosiłby ten sam apel, gdyby Francja znalazła się geograficznie na terytorium Polski i Ukrainy, a Polska i Ukraina zajęłyby przestrzeń geograficzną Francji. Czy apel do zdrowego rozsądku, odmowa powrotu do atmosfery wypraw krzyżowych i szlachetna walka o zapobieżenie trzeciej wojnie światowej motywowałyby autora równie silnie?”.
Prof. Wojciech Roszkowski zwraca uwagę, że „Henri Guaino nie powiedział nam, jak rozumie Rosję: czy jako normalnego partnera stosunków międzynarodowych, czy jako imperium, które chce żyć kosztem życia innych”.
„Henri Guaino wydaje się przejęty rosyjskim poczuciem osaczenia. Argument ten jest notorycznie używany przez rosyjską propagandę, choć doprawdy trudno pojąć, jaką groźbę dla wielkiej Rosji stanowi niewielka Estonia czy nawet Polska oraz Ukraina, a nawet wszystkie te kraje razem wzięte. Wystarczy spojrzeć na mapę. Rosjanie czuli się zresztą zawsze osaczeni, nawet gdy stali nad Łabą. Podobnie czuliby się chyba w Paryżu” – pisze prof. Roszkowski.
„Nie bardzo zrozumiała jest też metafora przypierania Rosji do muru. To raczej Ukraińcy zostali przyparci do muru lub może raczej giną pod murami, gdyż nie chcą być Rosjanami. Czyżby powinni skorzystać z okazji, by siedzieć cicho i spokojnie przyjąć swój los? Pan Guaino współczuje przypartym do muru Rosjanom, choć mur ten przenieśli oni na Ukrainę, a także zapowiada dzielny opór narodu rosyjskiego przed agresją Zachodu„.
Autorowi coś się chyba pomyliło. Czyżby to Ukraina napadła na Rosję? Czyżby śladem tego oporu były ciała cywilów pomordowanych przez Rosjan w Buczy czy Irpieniu? – pyta prof. Wojciech Roszkowski.
„Powstaje pytanie, dlaczego autor podziela rosyjski punkt widzenia. Wojna jest rzeczą straszną. I w tym punkcie zgadzam się w pełni z Henri Guaino. Tyle tylko że jeśli wojna wybucha, to dotychczasowe plany, nadzieje i rachuby odkrywają swoje prawdziwe znaczenie. Zwłaszcza jeśli jest oczywiste, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Jeśli ofiara stawia opór, to jaki ma sens nawoływanie, by się poddała? Szczególnie gdy siedzi się we Francji, trzy tysiące kilometrów od frontu. Z lęku, że smok może dotrzeć do Paryża? Jeśli tak, to nie należało go hołubić. Teraz nikt nie oczekuje umierania za Gdańsk czy nawet Kijów. Wystarczy przestać dokarmiać smoka„.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP