Mapa wojen na świecie. Lista 56 konfliktów

Obecnie na świecie trwa 56 konfliktów, najwięcej od zakończenia II wojny światowej, a globalne wydatki na zbrojenia osiągnęły rekordowy poziom; swojej roli w dialogu nie spełnia ONZ, za to coraz ważniejsze stają się regionalne porozumienia i średnie mocarstwa – wynika z analizy The Copenhagen Peace Report 2025.
Liczba globalnych konfliktów podwoiła się w ciągu ostatnich pięciu lat
.Główna autorka opracowania Isabel Bramsen z Uniwersytetu w Lund w Szwecji jako powód wzrostu napięć na świecie wymienia koniec światowego porządku, w którym Stany Zjednoczone jako supermocarstwo odgrywały rolę stróża.
„Z drugiej strony toczy się rywalizacja o prymat władzy między Chinami, Rosją a USA” – podkreśla Bramsen. Dodaje, że „jesteśmy również świadkami przekształcania się wojen domowych w konflikty międzynarodowe”. Ponadto jej zdaniem za istotny można uznać wpływ zmian klimatycznych. „Ziemia (uprawna), terytorium i minerały nabierają innego znaczenia ze względu na globalne ocieplenie” – podsumowuje.
Jak czytamy w raporcie, „ta eskalacja podkreśla złożoność globalnych konfliktów, często obejmujących wiele podmiotów i przekraczających granice”. „Wojna domowa w Sudanie okazała się trzecim najbardziej śmiercionośnym konfliktem tego roku (2025 r.) po wojnie w Ukrainie oraz w Izraelu i Palestynie” – podkreśla Bramsen w analizie.
Według danych przytaczanych w dokumencie za amerykańską organizacją ACLED liczba globalnych konfliktów podwoiła się w ciągu ostatnich pięciu lat, a jedna na siedem osób na świecie była narażona na konflikt w okresie od lipca 2023 r. do lipca 2024 r. Zarazem Globalny Indeks Pokoju (GPI) w 2024 r. spadł o 0,56 proc., w porównaniu z rokiem poprzednim. Oznacza to kontynuację 16-letniego trendu, w trakcie którego globalny poziom pokoju pogorszył się o 6 proc.
Z kwietniowego raportu Międzynarodowego Sztokholmskiego Instytutu na rzecz Pokoju (SIPRI) wynika, że w ciągu ostatniego roku państwa świata na cele wojskowe wydały o 9,4 proc. więcej. Wartość tego rodzaju inwestycji wzrosła w 2024 roku dziesiąty rok z rzędu, do ponad 2,7 bln dolarów. Odpowiadają za to zwłaszcza zwiększone o 17 proc. nakłady w Europie (z Rosją włącznie). „Ilość broni również wpływa na ryzyko jej użycia” – zauważa Bramsen.
Jaka będzie przyszłość współczesnych wojen – czy 56 konfliktów stworzy kolejne napięcia?
.The Copenhagen Peace Report 2025 krytykuje Organizację Narodów Zjednoczonych, powstałe po II wojnie światowej forum mające przeciwdziałać konfliktom i wojnom. Konieczna jest reforma Rady Bezpieczeństwa ONZ, aby w większym stopniu umożliwić dialog między stronami konfliktów; przywódcy państw rozmawiają bardziej ze swoimi wyborcami niż adwersarzami – podkreśla się w analizie.
Jak podkreślono, problemem jest też brak poparcia władz USA dla ONZ. „Nie inwestuje się dużych środków w dyplomację ani w żadne innowacyjne myślenie o sposobach rozwiązywania konfliktów” – zauważa Bramsen.
Jaka będzie przyszłość? „Główne mocarstwa, w tym stali członkowie Rady Bezpieczeństwa OZN, oraz inne państwa, coraz bardziej będą odłączać się od globalnego porządku opartego na zasadach, ustanawiając precedensy (w odchodzeniu – PAP) od ustalonych norm” – głosi raport.
Jako obiecujące wskazano rozwój procesu regionalizacji, w ramach którego państwa w Europie, Azji i Afryce oraz na Bliskim Wschodzie współpracują i koordynują reakcje na kryzysy. „Może to mieć pozytywny wpływ na rozwiązywanie konfliktów” – zaznaczono.
Podobnie zmiany w „globalnym układzie sił stwarzają nowe możliwości dla konfiguracji dyplomatycznych”. „Mocarstwa średniej wielkości, organizacje regionalne i podmioty niepaństwowe mogą odgrywać większą rolę w równoważeniu konkurencji ze strony większych mocarstw” – podkreśla raport. Przypomina, że potencjalnymi pośrednikami okazały się Turcja oraz Arabia Saudyjska. Podobnie rośnie znaczenie krajów Globalnego Południa, w tym Republiki Południowej Afryki.
Opracowanie The Copenhagen Peace Report 2025 zostało opublikowane z inicjatywy duńskiej fundacji Hesbjerg.
Czas wojny, nie paplaniny
.Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki).
Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki.
Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.
Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.
Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.
Nawet w najlepszym przypadku budowa silnego potencjału obronnego i skutecznych form odstraszania oznaczać będzie ogromne wydatki. Cieszy zatem postawa Rachel Reeves, która poprosiła swoich polityków o przyjrzenie się koncepcji Banku Obronnego. Pomysł ten – pierwotnie przedstawiony przez polskiego urzędnika kilka miesięcy temu – ma na celu zmobilizowanie co najmniej 100 miliardów funtów na obronność za pośrednictwem publicznego banku zasilanego z funduszy krajów spoza UE, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia. Istnieje szansa, że projekt banku zdoła uniknąć ugrzęźnięcia w bagnie niekończących się sporów i niezdecydowania Europy.
Niestety, nawet w tych apokaliptycznych czasach reakcja wielu europejskich krajów pozostaje dalece niewystarczająca. Rasmus Jarlov, konserwatywny poseł z Danii, który przewodniczy komisji obrony w parlamencie swojego kraju, w Times Radio nazwał wysiłki Niemiec „katastrofą”. Jak zauważył, jego państwo udzieliło Ukrainie pomocy o wartości 2,2 proc. PKB, czyli ok. 1500 euro na mieszkańca, podczas gdy Niemcy przekazały na ten cel tylko 0,8 proc. swojego PKB, czyli zaledwie jedną trzecią duńskiej kwoty. „Za drugie miejsce na wojnie nie dostaje się medalu” – powiedział. Dzisiejsza porażka obronności przełoży się na znacznie wyższe koszty w przyszłości. Paradoks polega na tym, że nawet bliscy sojusznicy spierają się zaciekle, choć okoliczności wymagają niewzruszonego, wspólnego frontu.
Warto zauważyć, że londyński szczyt obfitował w zapowiedzi, nie decyzje. Pierwotnie spotkanie miało na celu poinformowanie wybranej garstki sojuszników o przebiegu wizyty sir Keira Starmera w Białym Domu. Jednak w obliczu rozpadu sojuszu transatlantyckiego, który śledzimy na żywo w telewizji, niewiele informacji pozostaje prywatnych.
Wysoki rangą urzędnik jednego z państw pierwszej linii określił plany Starmera jako „dość niejasne”, dodając, że „należy działać szybciej”. Dlaczego na przykład nie przejąć 27 miliardów funtów w zamrożonych aktywach rosyjskiego banku centralnego przechowywanych na brytyjskich kontach? To wskazywałoby na powagę zamiarów.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/