Marcin KYDRYŃSKI we „Wszystko co Najważniejsze”

24 maja 1968 r. urodził się Marcin KYDRYŃSKI, polski radiowiec, dziennikarz muzyczny, fotograf, producent płytowy, organizator koncertów i festiwali, podróżnik. Redakcja przypomina z tej okazji teksty jego autorstwa, które ukazały się we „Wszystko co Najważniejsze”.
O Wschodzie. Indie
.„Kiedy w Indiach rodzi się człowiek, w tej samej chwili, u zarania życia, zapada decyzja, która określa jego los. Czy mianowicie jest Hindu. Czy dołącza do kręgu wyznawców hinduizmu lub – by ująć rzecz precyzyjniej – jednego z licznych hinduizmów, a tym samym włącza się w system kastowy” – pisze Marcin KYDRYŃSKI w książce „O Wschodzie”, której fragment został opublikowany na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Autor dodaje, że „ta religia, której historia sięga tysięcznych lat przed narodzeniem Chrystusa, nie ma jednej twarzy. Stąd dla przybysza z daleka nieuchronnie wydaje się chaotyczna, nie do ogarnięcia. Jednocześnie konfrontacja z duchowością subkontynentu jest nieunikniona, bowiem religia przenika tam każdą sferę życia”.
„Ryszard Kapuściński swoje pierwsze spotkanie z Indiami ujął lapidarnie: rozpacz ignorancji, bezbronność niewiedzy, kalectwo nieznajomości języka. Reporter chodził ulicami miast i czuł się przytłoczony ciężarem nadmiaru. W każdej dziedzinie nieskończoność bogów, mitów, wierzeń i języków, ras i kultur. We wszystkim i wszędzie, gdzie spojrzeć i o czym pomyśleć zaczyna się ta o zawrót głowy przyprawiająca nieskończoność – pisał w Podróżach z Herodotem. Zanotował jeszcze jedną uwagę, którą ja, na lata zanim mistrz napisał tę książkę, usłyszałem od Tomasza Tomaszewskiego, Nauczyciela, myśliciela fotografii. Powiedział mi, gdy wyjeżdżałem do Indii: – Niech pan się przygotuje możliwie jak najlepiej. Zobaczy pan bowiem tylko to, co będzie pan umiał nazwać” – pisze Marcin KYDRYŃSKI.
Biel. Historia miłosna
.We „Wszystko co Najważniejsze” ukazał się również fragment książki Marcina KYDRYŃSKIEGO pt. „Biel. Notatki z Afryki”.
„Odeszła. A zdawać by się mogło, że łączyło nas tak wiele. Wspięliśmy się razem na Mount Kilimanjaro, kiedy jeszcze nie był to popularny kierunek wycieczek szkolnych. Spacerowaliśmy z lampą naftową po dziewiczych plażach Zanzibaru, gdy nie było tam nikogo. W Tarangire rozstępowały się przed naszym land roverem stada rudych słoni. Było, minęło. Na pożegnanie ofiarowała mi kamień. Z nadzieją zwróciłem uwagę, że jej nieoczekiwany dar ma kształt serca. – Nie – odpowiedziała oschle – ma kształt Afryki” – wspomina Marcin KYDRYŃSKI.
Jak podkreśla, „powiedzieć, że nie ma jednej Afryki, to truizm. Bogactwo języków, kultur, pejzaży, religii, klimatu, urody jej mieszkańców jest nieobjęte. A jednak musi być coś, co łączy regiony tak od siebie odległe i odmienne, jak żwir Sahary i bujna zieloność wzgórz zachodniej Ugandy. Odurzające sawanny środkowego wschodu i mrok deszczowych lasów zachodniego wybrzeża. Próbuję znaleźć wspólny mianownik, który sprawił, że właśnie Afrykę wybrałem”.
„Podróżowałem po Afryce na rozmaite sposoby. Czółnem, busem, jeepem, mułem, pociągiem, wielbłądem, piechotą i jumbo jetem. Zdarzało się, że wpadałem na chwilę. Częściej i chętniej wędrowałem, wzorem Jerzego Stempowskiego, niespiesznie. Wyostrzałem uważność. Czasem los mnie pieścił, kiedy indziej upadlał. Bywałem w grupie, choć wolałem być sam. Wielokrotnie doświadczyłem radości na krawędzi bólu, bo nadmiar piękna zdawał się nie do udźwignięcia” – pisze Marcin KYDRYŃSKI.
Jak przekonuje, „znam w Afryce miejsca, w których ogarnia człowieka niedoświadczany nigdzie indziej spokój. Mam wrażenie, że jestem tam, gdzie powinienem być. Cokolwiek bym w życiu utracił, powróci. To, czego zawsze się lękałem, odejdzie w zapomnienie. Szczęście, które spowija mnie wówczas, zdaje się, trwać będzie wiecznie”.
„Tamta dziewczyna minęła. To było dawno. Mam wciąż kamień w kształcie Afryki, lub, jak wtedy wolałem, w kształcie serca. Dziś między ich konturami nie ma już dla mnie różnicy” – pisze Marcin KYDRYŃSKI.
WszystkoCoNajważniejsze/SN