Maurycy Beniowski – polski król Madagaskaru
Maurycy Beniowski to jedna z najbardziej intrygujących postaci żyjących w XVIII wieku. Jego osobliwe perypetie nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kim był: odkrywcą, podróżnikiem, kolonizatorem czy awanturnikiem; Polakiem, Węgrem, Słowakiem czy kosmopolitą? Nie ulega jednak wątpliwości, że jako jeden z pierwszych mieszkańców tej części Europy zwiedził w ciągu swojego życia wszystkie oceany i większość kontynentów, a na Madagaskarze otrzymał głosem rdzennej ludności tytuł królewski.
Maurycy Beniowski: pierwsza wielka podróż
.Maurycy Beniowski urodził się w 1746 roku w słowackiej miejscowości Vrbové w pobliżu Trnawy, w rodzinie węgierskich arystokratów. Choć nie ma na to jednoznacznych dowodów, on sam wskazywał na swoje rodzinne związki z Polską. Tłumaczyłoby to jego zainteresowanie sprawami Rzeczpospolitej Obojga Narodów i zaangażowanie się w działania konfederatów barskich w 1768 roku. Stosunkowo szybko dostał się do rosyjskiej niewoli i jako jeniec został zesłany na Syberię. Najpierw przebywał w Kazaniu, później zaś przetransportowano go aż do Bolszeriecka w południowo-zachodniej części Kamczatki. Tak zaczęła się jego odyseja.
Beniowski nie mógł pogodzić się z losem rosyjskiego więźnia czekającego na kres swoich dni w małej osadzie pośrodku niczego. W 1771 roku zorganizował wobec tego zbiorową ucieczkę. Wpierw wraz ze swoimi współspiskowcami przejął kontrolę nad Bolszerieckiem, a później porwał stojący w porcie okręt „Święty Piotr i Paweł”. Po żywych dyskusjach ze złożoną z innych uciekinierów załogą przystał na próbę opłynięcia Azji od północy. W podróży pomóc miały mu zdobyte w niejasnych okolicznościach umiejętności żeglarskie i nawigacyjne, a także smykałka do kartografii i dobra orientacja w przestrzeni. Wpierw skierował statek na Morze Beringa, wpływając na nie kilka lat przed ekspedycją Jamesa Cooka.
Na dalekiej północy uciekinierom przeszkodziło zimno i lód. Po pewnym czasie zawrócili zatem i wybrali dłuższą, lecz pewniejszą drogę południową. Po drodze zatrzymywali się na Wyspach Kurylskich, w Japonii oraz na Formozie. W międzyczasie atakowały ich choroby tropikalne, na które zmarła spora część załogi. W Makau Beniowski i jego pozostali przy życiu towarzysze sprzedali „Świętego Piotra i Pawła” i w dalszą podróż ruszyli już jako pasażerowie francuskiego statku. Przez Mauritius (Wyspę Francuską) i Madagaskar dotarli latem 1772 roku do Paryża.
Maurycy Beniowski: od francuskiego funkcjonariusza do pana swojego losu
.Francuzi, kupieni jego (zapewne w wielu miejscach podkoloryzowanymi) opowieściami, postanowili zaproponować mu dowodzenie oddziałem piechoty, po czym na jego czele wysłali go na Madagaskar. Jego zadaniem było umacnianie francuskich rządów na największej afrykańskiej wyspie, zagospodarowywanie terenu pod działalność gospodarczą i układanie stosunków z miejscową ludnością.
Ze swoich obowiązków miał wywiązywać się sumiennie. Zorganizował między innymi wszechstronne badania środowiska przyrodniczego Madagaskaru, budował drogi, zakładał szpitale, wspierał rozwój plantacji. Dbał również o przychylność rdzennych mieszkańców wyspy, dzięki czemu w 1776 roku uzyskał od niej królewski tytuł „ampansakabe”. Wydaje się zresztą, że los Malgaszów faktycznie nie był mu obojętny, skoro występował przeciwko handlowi niewolnikami. Niebawem został jednak odwołany ze swojego stanowiska przez Francuzów, którzy podejrzewali go o plany usamodzielnienia się.
Był to dla niego spory cios. W kolejnych latach kontynuował podróże po Europie, kilka razy odwiedzając nawet Stany Zjednoczone. Nie zapomniał jednak o Madagaskarze. Do planów przejęcia kontroli nad wyspą starał się przekonać między innymi Amerykanów. Utrzymywał przy tym kontakty z wieloma światłymi umysłami epoki, między innymi Benjaminem Franklinem. W 1785 roku samowolnie powrócił na Madagaskar, gdzie lokalne plemiona ponownie uznały w nim zwierzchniego wodza. Tym razem prowadził już otwarcie niezależną politykę. To spowodowało zaś reakcję ze strony Francji. 23 kwietnia 1786 roku poniósł śmierć w walce z siłami przysłanymi z sąsiedniego Mauritiusu.
Beniowskiego życie po śmierci
.Wielka sława Beniowskiego miała dopiero nadejść. W 1790 roku w Londynie opublikowane zostało pierwsze wydanie jego pamiętników, które później przetłumaczono na wiele europejskich języków. Na gruncie rosnącej popularności narodziły się liczne podejrzenia o spreparowanie przez polsko-węgierskiego podróżnika co bardziej niewiarygodnych elementów swojej historii. Beniowski faktycznie w swoich relacjach dopuszczał się przekłamań. Jako swoją datę urodzenia podawał na przykład 1741 rok, by móc twierdzić, że jako młodzieniec brał udział w wojnie siedmioletniej – co prawdopodobnie nie miało miejsca. Z drugiej strony, wiele kontrowersyjnych informacji znalazło potwierdzenie w innych źródłach, a zestawienie z relacjami innych podróżników dowodzi, że Beniowski faktycznie był jednym z pierwszych europejskich eksploratorów niektórych rejonów Oceanu Spokojnego, takich jak Morze Beringa.
Maurycy Beniowski to postać nietuzinkowa. Trudno scharakteryzować ją przy użyciu kilku słów. Na różnych etapach swojego życia był żołnierzem, awanturnikiem, podróżnikiem, odkrywcą, kolonizatorem, administratorem, arystokratą czy działaczem politycznym. Trudno powiedzieć, która z tych jego tożsamości była dominująca, podobnie jak niemożliwym zadaniem jest ustalenie motywacji kierujących nim na kolejnych etapach jego burzliwego życia. Być może dlatego Beniowski stał się bohaterem wielu utworów literackich, z poematem Juliusza Słowackiego i sztuką Augusta von Kotzebue na czele.
Po lekturze „Listów z Afryki” Henryka Sienkiewicza kilka refleksji
.Rozważania wokół wspomnień z podróży Henryka Sienkiewicza snuje na łamach „Wszystko co Najważniejsze” Dyrektor Departamentu Polityki Europejskiej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Witold SPIRYDOWICZ.
„Listy z Afryki – czytana dziś książka reportażowa polskiego noblisty, napisana w ostatniej dekadzie XIX wieku, przeraża. I nie chodzi tu wcale o wytykane przez tropicieli zainfekowanych lewicową ideologią poprawności rzekome przejawy rasizmu wielkiego pisarza. (…) Przeraża co innego. Otóż Afryka widziana oczyma Sienkiewicza przed 130 laty i ta obecna w wielu aspektach mało się różnią, mimo upadku systemu kolonialnego i powstania na Czarnym Lądzie państw niepodległych. Skrajne ubóstwo, zacofanie i brak nadziei wcale nie zniknęły, gdy Afrykanie zaczęli sami się rządzić, co miało być przecież remedium na wszelkie bolączki kontynentu.” – stwierdza Witold SPIRYDOWICZ.
Pisze on też, że „(…) Sienkiewicz podkreśla swoisty pragmatyzm Niemców, którzy starali się stosunkowo małymi nakładami podporządkować sobie opanowane terytoria, bez wielkich aspiracji, które przejawiali inni Europejczycy opanowani żądzą podbicia jak największych połaci kontynentu afrykańskiego i jego bezwzględnej eksploatacji. (…) Był to rezultat świadomej decyzji Bismarcka, który przemawiając w Reichstagu 26 czerwca 1884 r., oświadczył, że póki on będzie kanclerzem Rzeszy, Niemcy nie będą prowadzić polityki kolonialnej.”
„Oczywiście, pisząc z pewną dozą zrozumienia o Niemcach w Afryce przed półtora wiekiem Sienkiewicz nie mógł wiedzieć, że synowie i wnukowie sympatycznych, uczynnych kupców czy hotelarzy z Hamburga, Bremy lub Drezna spotykanych w Zanzibarze staną się, pod wpływem zbrodniczej ideologii, już cztery dekady później masowymi mordercami. Co ciekawe, dziś demokratyczne Niemcy są bardziej skłonne do gestów zadośćuczynienia za haniebne uczynki ery kolonialnej, na przykład w Namibii, czy do zwrotu nabytych przecież, a nie zrabowanych dzieł sztuki (brązy Beninu oddane Nigerii), niż rekompensaty za większe zbrodnie popełnione w Polsce i w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej.” – pisze Witold SPIRYDOWICZ.