NASA szuka tańszego sposobu na przywiezienie próbek z Marsa

Amerykańska agencja kosmiczna NASA poszukuje prostszego i tańszego sposobu, by sprowadzić na Ziemię próbki z Marsa – podała agencja Reuters, cytując przedstawicieli NASA. Pierwotny plan uznano za zbyt kosztowny i czasochłonny.
Logistyczne wyzwania badań powierzchni Marsa
.Łazik Perseverance od 2021 roku zbierał próbki mineralne z dna marsjańskiego krateru Jezero i zamykał je w tytanowych tubach. Mają one zostać w przyszłości dokładnie przebadane, między innymi pod kątem śladów dawnego życia.
Próbki trzeba jednak najpierw sprowadzić. Kolejny etap misji, realizowany wspólnie z Europejską Agencją Kosmiczną, przewiduje wysłanie na Marsa kolejnego lądownika. Miałby on wynieść próbki na orbitę Marsa i przekazać kolejnemu statkowi kosmicznemu, który zabrałby je na Ziemię.
Niezależny audyt zlecony przez NASA wykazał tymczasem we wrześniu, że przy zastosowaniu najnowszych rozwiązań plan ten byłby zbyt kosztowny i czasochłonny. Oceniono, że misję od początku hamowały „nierealistyczne oczekiwania dotyczące budżetu i harmonogramu”. Dlatego NASA poszukuje alternatywnych rozwiązań.
We wtorek do ośrodków naukowych i laboratoriów NASA oraz firm działających w branży kosmicznej rozesłane zostanie formalna prośba o opinie, jak zmodyfikować program. Propozycje mają spłynąć do NASA jesienią lub na początku zimy – przekazali przedstawiciele agencji.
Pierwotny plan przewidywał wysłanie lądownika i orbitera w latach 2027-28 i przywiezienie próbek na Ziemię na początku lat 30. Całkowity koszt miał wynieść od 5 do 7 miliardów dolarów.
Audyt NASA oszacował koszt transportu próbek z czerwonej planety
.Wykazano, że rzeczywisty koszt mógłby osiągnąć nawet 11 mld dolarów, a próbki nie trafiłyby na Ziemię przed 2040 rokiem. „Konkluzja jest taka, że 11 miliardów dolarów to za drogo, a data powrotu w 2040 roku jest zbyt odległa” – ocenił szef NASA Bill Nelson.
Zastępczyni administratora NASA Nicky Fox oświadczyła, że nowy plan ma się opierać na „innowacji i sprawdzonej technologii”, a nie gwałtownym skoku technologicznym. Reuters podkreśla jednak, że misja wymagać będzie rzeczy, których nigdy wcześniej nie dokonano, w tym wystrzelenia rakiety z powierzchni innej planety.
Nelson wyraził nadzieję, że najtęższe umysły pracujące w NASA oraz współpracujących z nią firmach branży kosmicznej znajdą rozwiązanie. „To ludzie, którzy potrafią rozwiązywać dość skomplikowane problemy” – powiedział.
Kolonizacja Marsa to daleka przyszłość
.Elon Musk przewiduje istnienie marsjańskiej kolonii liczącej milion dusz. Naturalnie wcześniej na Czerwoną Planetę przybędzie grupa zuchwałych, sprawnych i nieustraszonych pionierów. Wyprawa na Marsa będzie znacznie bardziej niebezpieczna dla tych, którzy przybędą tam jako pierwsi. Przywodzi to na myśl ogłoszenie, jakie sir Shackleton zamieścił, szukając śmiałków towarzyszących mu w eksploracji Antarktyki: „Czekają cię znój, niebezpieczeństwo i duża szansa, że nie wrócisz stamtąd żywy. Tym, którzy przetrwają, gwarantujemy nieziemską ekscytację”. Na łamach Wszystko co Najważniejsze pisze o tym Tomás SIDENFADEN, pisarz, inżynier i współpracownik Medium i Arc Digital.
Jak zaznacza w swoim artykule, wieści od pierwszych kolonizatorów Marsa z pewnością nie rozgrzeją nas do czerwoności w związku z niuansami międzyplanetarnych rządów. Ważniejsze będą inne sprawy – marsjańskich pionierów będą zaprzątać kwestie przetrwania i nietrwałości budowanej cywilizacji.
„Samo wysłanie ludzi w te odległe rejony będzie niemożliwie drogie, nawet jak na standardy Muska (200 tysięcy dolarów na głowę), nie mówiąc już o ich utrzymaniu, gdy dotrą do celu. I nie będzie to wycieczka turystyczna – ci, którzy polecą, będą musieli wybudować całą infrastrukturę niezbędną do przetrwania” – dodaje autor.
Co więcej, pierwsza grupa eksploratorów będzie musiała zapewnić sobie najbardziej podstawowe warunki do przetrwania – powietrze, wodę, żywność, schronienie. Kolejna fala będzie ulepszać te warunki, korzystając z wiedzy i kreatywności.
„Inżynierowie, naukowcy i lekarze spróbują przekształcić Marsa z planety, na której można przeżyć, na taką, na której można żyć. Jest to różnica subtelna, acz znacząca” – pisze Tomás SIDENFADEN.
A wraz ze wzrostem populacji kolonia prawdopodobnie zacznie przypominać duże miasta, jakie rozsiane są po całej naszej planecie. Kolonizatorzy nie będą się co prawda spodziewać tego samego, co niesie ze sobą życie w Nowym Jorku czy Tokio, ale z pewnością zaczną oczekiwać więcej, niż może zaoferować stacja badawcza na Antarktydzie. Wkrótce niezbędny personel ustąpi miejsca – prawdopodobnie w tej kolejności – bogatym turystom, przedsiębiorcom, migrantom ekonomicznym, poszukiwaczom przygód i okazji, a także… przestępcom.
„Jeżeli zarysowany powyżej możliwy przebieg zdarzeń nie przedstawia się Wam szczególnie optymistycznie, nie zapominajcie, że ta perspektywa zakłada kolonizację prowadzoną przez SpaceX – amerykańską firmę, której prezes uważa, że sprawczość jednostki i swoboda działania to jedne z najdonioślejszych osiągnięć cywilizacji. Nie ma powodów, by uważać, że wizja Muska jest nieuchronna” – dodaje ekspert.