Naukowcy wyodrębnili cztery wzorce ludzkiego snu

Złe nawyki związane ze snem prowadzą do pogorszenia stanu zdrowia, wydajności pracy i relacji społecznych – twierdzą naukowcy, którzy ustalili cztery wzorce ludzkiego snu. Wyniki ich badań opublikowano tuż przed obchodzonym w piątek 15 marca Światowym Dniem Snu.
.Przewlekłe choroby, niższa wydajność w pracy, słabsze wyniki w nauce i gorsze relacje społeczne – to wszystko może mieć związek z zaburzeniami snu. Aby lepiej zrozumieć tę zależność, zespół kierowany przez naukowców College of Health and Human Development Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii (Penn State) zbadał, zgodnie z jakimi wzorcami śpimy. Wyniki badania opublikowano w magazynie „Psychosomatic Medicine”.
Drzemanie za dnia nie jest optymalne
.Pracami zespołu, który zajmował się wyodrębnieniem wzorców snu i ich związkiem ze stanem zdrowia, kierowała dr Soomi Lee, profesor nadzwyczajna na Wydziale Rozwoju Człowieka i Studiów Rodzinnych Uniwersytetu Penn State.
Naukowcy korzystali z badania „National Survey of Midlife Development in the United States” (MIDUS), prowadzonego dwukrotnie w odstępie dekady – w latach 1995-1996 oraz 2004-2005. W jego ramach przebadano ok. 12 tys. dorosłych Amerykanów w wieku 25-86 lat. Ankietowanych pytano m.in. o miejsce zamieszkania, stan cywilny, relacje rodzinne i pracę. Wśród pytań znalazły się również te o występowanie chorób przewlekłych oraz sen – jego regularność, czas trwania, ewentualne zaburzenia i okresy czuwania w ciągu dnia. Odpowiedzi na te właśnie pytania, udzielone przez ok. 3700 osób, posłużyły za materiał do opracowania wzorców snu.
Na podstawie analizy danych badacze wyodrębnili cztery grupy, w których sen przebiegał według tych samych schematów. Pierwsza to osoby dobrze śpiące, które mają optymalne nawyki snu. Do drugiej grupy zaliczono osoby najlepiej śpiące w weekendy – ci badani wskazywali na nieregularny sen, trwający krótko w dni robocze, ale dłużej w weekendy i dni wolne od pracy.
Wielu badanych w ramach MIDUS wskazywało, że cierpią na bezsenność. Kliniczne objawy tego zaburzenia to krótki czas trwania snu, utrudnione zasypianie lub wczesne wybudzanie się i duże zmęczenie w okresach czuwania. Wśród ankietowanych znaleźli się też tacy, którzy zwykle dobrze śpią, ale też często zapadają w drzemkę w ciągu dnia.
Autorzy opracowania odkryli, że ponad połowa uczestników badania cierpiała na bezsenność lub drzemała za dnia – a oba te wzorce snu nie są optymalne. Dane z MIDUS wskazały również, że u osób, które w latach 90. uskarżały się na bezsenność, po dekadzie znacznie częściej diagnozowano przewlekłe choroby m.in. cukrzycę, depresję i schorzenia układu krążenia.
Z badania MIDUS wynika także, że niewielu ankietowanych zmieniło swoje wzorce snu w ciągu 10 lat. Dotyczy to zwłaszcza osób cierpiących na bezsenność i drzemiących w ciągu dnia.
Sen wpływa na wiele innych aspektów maszego życia
.”Wyniki te mogą sugerować, że bardzo trudno jest zmienić nasze nawyki dotyczące snu, ponieważ sen to składowa naszego ogólnego stylu życia. Może to również wskazywać, że ludzie wciąż nie zdają sobie sprawy, jak duże znaczenie ma sen dla naszego codziennego funkcjonowania i zdrowia” – powiedziała dr Lee.
Dodała, że konieczne jest opracowanie programów profilaktyki zdrowotnej uwzględniających jakość snu oraz prowadzenie kampanii edukacyjnych w tej kwestii. „Trzeba uczyć ludzi, że zmiana niektórych nawyków może znacznie poprawić higienę snu. Ważne na przykład, żeby nie używać w łóżku telefonów komórkowych, regularne ćwiczyć i unikać kofeiny późnym popołudniem” – przekonuje badaczka.
Początkowo naukowcy sądzili, że wzorce snu nie są związane z wiekiem, jednak w trakcie analizy danych odkryli, że osoby starsze i emeryci mają większą skłonność do drzemek. Okazało się również, że osoby z niższym wykształceniem i zagrożone bezrobociem częściej cierpiały na bezsenność. Według dr Lee oznacza to, że czynniki ekonomiczne i demograficzne mogą mieć znaczący wpływ na jakość snu, a co za tym idzie – na ogólne zdrowie.
„Nasze codzienne zachowania, które mają wpływ na sen, można modyfikować. Efekty takich zmian są widoczne po kilku dniach, a co dopiero po miesiącach albo latach. Z kolei zdrowsze nawyki związane ze snem mogą przynieść pozytywne skutki w wielu dziedzinach życia – relacjach społecznych, wydajności pracy i zdrowiu” – tłumaczy dr Soomi Lee.
Amerykańskie badania opublikowano niedługo przed przypadającym na 15 marca Światowym Dniem Snu. To święto, ustanowione w 2008 r. przez Światowe Stowarzyszenie Medycyny Snu (WASM), obchodzone jest w ostatni piątek przed równonocą wiosenną. W tym roku zrównanie dnia z nocą wypada w środę 20 marca.
Co wiemy o depresji?
.Jednym ze zgubnych skutków zaburzonych wzorców snu są problemy ze zdrowiem psychicznym. O depresji, jej leczeniu oraz dyskursie naukowym na jej temat pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze Bartosz KABAŁA, popularyzator nauki łączący zainteresowania polityką, literaturą i nauką.
Opisuje on, że Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na depresję cierpi ok. 280 milionów osób na całym świecie. Każdego roku z powodu depresji skuteczne próby samobójcze podejmuje 700 tys. osób. Choć przypuszcza się, że ok. 5 proc. dorosłej populacji cierpi na depresję, to coraz większym i bardziej zauważalnym problemem staje się depresja wśród młodzieży, a nawet dzieci. W Polsce między 2017 a 2021 rokiem nastąpił wzrost zdiagnozowanych przypadków wśród dzieci i młodzieży z 12 tys. do 25 tys. Sprawa jest poważna, a zgłaszany przez ekspertów kryzys w polskiej psychiatrii, zwłaszcza dzieci i młodzieży, nie napawa optymizmem.„Każdy zapewne ma w wyobraźni jakiś obraz depresji, jej objawów i skutków. Jeśli nie znamy dokładnych kryteriów i przebiegu, za depresję może uchodzić każdy smutek lub rzadsze okazywanie radości. Może się wydawać, że definicja depresji jest mglista i brak jej konkretnej formy. Intuicyjnie myślimy, że choroby umysłu, których przecież nie diagnozuje się badaniem obrazowym, jak tomografia komputerowa, ani nie ogląda się ich pod mikroskopem, są trudno uchwytne. W psychiatrii do zdiagnozowania zaburzenia depresyjnego wymagane jest spełnienie ściśle określonych kryteriów” – dodaje ekspert.
„Współcześnie nie ma uniwersalnego i pewnego modelu, ale jeden z proponowanych był szczególny, ponieważ dostępny dla ulubionej broni lekarzy – farmakologii. Mowa o hipotezie serotoninowej powstawania depresji. Serotonina to substancja zaliczana zarówno do hormonów, jak i neuroprzekaźników, czyli związków, które odgrywają główną rolę w komunikacji pomiędzy poszczególnymi neuronami. W prasie popularnej jest określana często jako hormon szczęścia. W uproszczeniu można przyjąć, że zgodnie z tą hipotezą spadek serotoniny w połączeniach (synapsach) pomiędzy neuronami w mózgu skutkuje pojawieniem się objawów depresji” – pisze Bartosz KABAŁA.
Autor dodaje, że tymczasem, według głośnego przeglądu dr Moncrieff poziom serotoniny w mózgu ma niewiele wspólnego z depresją. Praca bierze pod uwagę badania porównujące stężenie w surowicy krwi serotoniny lub produktów jej rozkładu biologicznego u osób zdrowych i tych z zaburzeniami depresyjnymi, a także porównujące poziomy transporterów serotoniny i receptorów dla tego hormonu. Sprawdzono również badania dotyczące sztucznie obniżanych stężeń serotoniny za pomocą odpowiedniej diety zmniejszającej jej biosyntezę (popularny hormon szczęścia chemicznie należy do amin biogennych i jest pochodną aminokwasu, tryptofanu, który dostarczany jest do organizmu właśnie z pożywieniem). W pracach tych poziom serotoniny miał niewielkie lub żadne znaczenie dla pojawienia się zaburzeń depresyjnych.„W wypowiedziach Moncrieff, poza podawaniem w wątpliwość skuteczności antydepresantów i próbą podważenia biologicznego podłoża depresji, słychać echa sporów z przeszłości. W medycynie istota zdrowia i choroby jest wciąż tematem rozważań. Zwłaszcza w psychiatrii definicje stanu chorobowego i poszczególnych jednostek chorobowych i zaburzeń bywały źródłem wielu sporów” – zaznacza ekspert.Jego zdaniem to badanie i reakcje na nie ukazują też jak w soczewce wszelkie problemy powstające w wyniku zderzenia dwóch światów – świata nauki i świata tabloidów. Znane od lat naukowe zagadnienie poruszone przez badaczkę, która nie kryje się ze swoim mocno wyrażanym poglądem, staje się nagle pretekstem do krzykliwych i zapewne nośnych tekstów w prasie popularnej. Kwestia rozważana przez psychiatrów na chwilę pojawiła się w mediach z potencjalną szkodą dla pacjentów, przynosząc więcej pytań niż odpowiedzi.
PAP/Anna Bugajska/Wszystko co Najważniejsze/JT