Nazistowska przeszłość sprawia, że Niemcy są bardziej podatne na rosyjską infiltrację - „The Spectator”

Karol Nawrocki IPN

Niemiecka nieufność wobec własnych agencji szpiegowskich, ich nazistowska przeszłość sprawia, że Niemcy są wyjątkowo podatne na rosyjską infiltrację – pisze w brytyjskim tygodniku „The Spectator” Nigel Jones, historyk i dziennikarz.

Nazistowska przeszłość i jej wpływ na bieżące wydarzenia

.Nawiązując do aresztowania Thomasa H., pracownika agencji zaopatrzenia Bundeswehry, który jest podejrzany o szpiegostwo na rzecz Rosji, Jones przypomina, że to już trzeci taki przypadek w ostatnich miesiącach, bo pod koniec zeszłego roku aresztowani zostali agent niemieckiego wywiadu zagranicznego BND oraz oficer rezerwy Bundeswehry.

Zwraca też uwagę, że aresztowanie Thomasa H. nastąpiło tuż po tym jak dwaj byli szefowie BND, August Hanning i Gerhard Schindler, napisali na łamach dziennika „Bild”, że agencja jest „ułomna i bezzębna” z powodu biurokratycznego nadzoru i ingerencji. Wskazali, że pracę BND zatwierdzało i nadzorowało co najmniej siedem komitetów politycznych i prawnych, przez co musiała ona polegać na informacjach od zaprzyjaźnionych zagranicznych agencji wywiadowczych, a nie na własnych działaniach. Jones dodaje, że poprzednie dwa aresztowania zapewne też nastąpiły dzięki wskazówkom od sojuszniczej agencji, a nie w efekcie własnych operacji.

Pierwsza linia zmagań szpiegowskich

.Jak pisze, od czasów zimnej wojny wiadomo, że Niemcy znajdują się na pierwszej linii zmagań szpiegowskich. Przypomina, że do upadku kanclerza Willy’ego Brandta w pierwszej połowie lat 70. przyczyniło się zdemaskowanie jego doradcy, Güntera Guillaume’e, jako wieloletniego komunistycznego szpiega, zaś Rosjanie i Niemcy Wschodni szkolili przystojnych agentów, którzy celowali w samotne sekretarki pracujące dla rządu w Bonn.

„Nietrudno zrozumieć, dlaczego Niemcy są tak podatne na penetrację przez rosyjskich szpiegów: to kolejna spuścizna mrocznej przeszłości tego kraju. Totalitarne doświadczenie nazistowskiej dyktatury tak zaszczepiło kraj przeciwko wszelkim aspektom państwa policyjnego, że podejrzliwość wobec krajowych agencji szpiegowskich stała się endemiczna” – wskazuje autor.

„Kraj, który stworzył Gestapo i SS, zawsze miał zdrową nieufność wobec szpiegów – stąd nadmierny system wzajemnej kontroli, będący dziś utrudnieniem dla ich własnych tajnych agentów. Do tego dochodzą ambiwalentne stosunki Niemiec z Rosją, w tym niemieckie poczucie winy wynikające z cienia rzucanego przez II wojnę światową i późniejszy podział kraju do 1989 roku. Czynniki te sprawiają, że Niemcy są słabym ogniwem w obronie zachodniego świata przed rosyjską agresją i szpiegostwem, które nastąpiło po inwazji Putina na Ukrainę” – podkreśla Jones.

Narodowe samozadowolenie

.Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Ponad dwie trzecie (68 proc.) naszych zachodnich sąsiadów jest przekonanych, że „Niemcy bardzo dobrze przepracowały swoją nazistowską przeszłość i mogą służyć innym krajom jako wzór” – dowodzi sondaż tygodnika „Die Zeit” z 2020 r. To bardzo wygodne podejście, ale ma ono niewiele wspólnego z prawdą – pisze na łamach „Wszystko co Najważniejsze” Karol NAWROCKI.

Prawda jest taka, że Niemcy tylko w małym stopniu rozliczyli się z II wojny światowej. Powojenna denazyfikacja okazała się tak płytka, że jeszcze w latach 60. administracja RFN była przesiąknięta byłymi członkami NSDAP, a nawet oficerami SS. Koncerny, które za Hitlera wzbogaciły się na pracy niewolniczej, w czasach „cudu gospodarczego” mogły dalej pomnażać swoje majątki. Zbrodniarze wojenni tylko wyjątkowo trafiali w RFN lub w NRD na ławę oskarżonych. Dość powiedzieć, że niemieckie sądy skazały zaledwie dwóch komendantów obozów koncentracyjnych lub śmierci: Paula Wernera Hoppego ze Stutthofu i Franza Stangla z Sobiboru/Treblinki. Niewspółmiernie mała była też odpowiedzialność finansowa Niemiec za ogrom wojennych krzywd i zniszczeń. O reparacjach wojennych dla Polski rząd w Berlinie w ogóle nie chce dziś rozmawiać. Woli ograniczać się do deklaracji o „moralnej odpowiedzialności”, tak chętnie powtarzanych przy okazji kolejnych rocznic.

Z moralną odpowiedzialnością też jednak jest nie najlepiej. Grubo ponad połowa (58 proc.) uczestników wspomnianego sondażu „Die Zeit” podpisuje się pod skandaliczną tezą, że „Niemcy nie ponoszą większej odpowiedzialności za narodowy socjalizm, za dyktaturę, za wojny i zbrodnie niż inne kraje”. Ledwie 3 proc. przyznaje się do tego, że ich własna rodzina należała do zwolenników nazizmu. A przypomnijmy, że w lipcu 1932 r. NSDAP dostała w całkowicie wolnych wyborach do Reichstagu ponad 37 proc. głosów. W sumie w latach 1925–1945 do nazistowskiej partii wstąpiło ok. 10 mln osób. Prawie dwa razy tyle przewinęło się przez Wehrmacht. Książka Mein Kampf – rasistowski manifest Adolfa Hitlera – do 1944 r. osiągnęła nakład prawie 11 mln egzemplarzy.

Dziś wychowują się kolejne pokolenia Niemców, które żyją w nieświadomości skali niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej i przeceniają niemiecki opór wobec brunatnego reżimu. To efekt zaniedbań w edukacji, ale też szerzej – krótkowzrocznej polityki historycznej Berlina, w której mieszają się puste gesty, samozadowolenie i sztuczne oddzielanie Niemców od nazistów. Przy takiej postawie niewiele jest miejsca na głębsze spojrzenie na własną winę i na autentyczny dialog z Polską. Od kraju, który jest naszym sojusznikiem i aspiruje do roli lidera zjednoczonej Europy, musimy wymagać zdecydowanie więcej – czytamy w tekście „Niemiecka wyparcie” Karola NAWROCKIEGO, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

PAP/ Bartłomiej Niedziński/ Wszystko co Najważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 sierpnia 2023