Nie można godzić się na działania Netanyahu i potępiać Putina [Der Spiegel]

Premier Izraela Benjamin Netanjahu chce wciągnąć Amerykę w wojnę z Iranem. Donald Trump powinien jednak pamiętać, że siłowa zmiana reżimu w sąsiednim Iraku przyniosła tragiczne konsekwencje – [Der Spiegel]
„Celem Netanjahu w Iranie jest zmiana reżimu za pomocą siły”
.Przypominając, że „wojny ocenia się po ich końcu i skutkach, a nie po rozpoczęciu”, niemiecki tygodnik wskazuje w przypadku Iranu na „niepokojące paralele” do amerykańskiej wojny sprzed dwóch dekad, czyli drugiej wojny w Zatoce Perskiej.
Jak przypomina, Stany Zjednoczone zaatakowały w 2003 roku Irak Saddama Husajna, by „obalić groźny reżim, zniszczyć domniemaną broń masowego rażenia i zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie”.
W konsekwencji – kontynuuje „Spiegel” – w wojnie śmierć poniosło ponad sto tysięcy ludzi, a z „ruin Iraku” wyłoniło się terrorystyczne Państwo Islamskie (IS). „Rzekoma broń masowego rażenia okazała się natomiast wymysłem” – dodaje.
„Wojna w Iraku była historyczną lekcją o zachodniej pysze, politycznych iluzjach i niebezpiecznej dynamice wojskowej eskalacji. Pokazała, jak trudno jest z zewnątrz obalić reżim i zastąpić go nowym stabilnym rządem” – ocenia tygodnik. „Byłoby gorzką ironią historii, gdyby to właśnie Trump dołączył do wojny opartej na tak wątpliwych przesłankach, jak ta iracka” – stwierdza.
Tygodnik zauważa, że rozpoczętą przez siebie wojnę Benjamin Netanjahu uzasadnia tym, że irański reżim jest bliski zbudowania bomby atomowej. Jednak są to twierdzenia, „które powtarzał przez ostatnie trzydzieści lat”. Oceny „Bibiego” „nie podziela amerykańska społeczność wywiadowcza”, w tym – „ku irytacji swojego szefa” – Dyrektor Wywiadu Narodowego USA Tulsi Gabbard.
„Celem Netanjahu w Iranie jest zmiana reżimu za pomocą siły, tak jak to było w Iraku. A w USA te same głosy, które wtedy popierały wojnę w Iraku, namawiają Tumpa do ataku i fantazjują o wiwatującym tłumie i stabilnej demokracji” – czytamy dalej w „Spieglu”.
Zarazem – przestrzega pismo – „byłoby fatalne kierować się najbardziej optymistycznym scenariuszem w tej wojnie”. Bo „znacznie bardziej prawdopodobne jest, że sprawy potoczą się źle”.
Jednym z tego powodów jest to, że Irańczycy „mimo wszystkich różnic politycznych są zjednoczeni silnym poczuciem tożsamości narodowej”, a „działania Izraela mogą końcowo doprowadzić do zwiększenia solidarności między nimi”.
Premier Izraela stał się zatem jednym z największych czynników niestabilności w regionie [Der Spiegel]
.Niemiecki tygodnik ostrzega przy tym, że wojna „może rozprzestrzenić się na cały region i pogrążyć go w chaosie”. A Izrael jedynie „zwiększy motywację Teheranu do szybkiego uzyskania odstraszania nuklearnego”.
Dodatkowo – kontynuuje „Spiegel” – „brutalne działanie” Netanjahu „spotyka się z oburzeniem wśród arabskich krajów regionu” i może „zniweczyć szanse na zbliżenie dyplomatyczne Izraela z takimi krajami, jak Arabia Saudyjska”.
Według tygodnika premier Izraela rozochocił się „przez sukcesy ostatnich dwudziestu miesięcy”. „Istnieje jednak olbrzymie ryzyko, że Netanjahu przesadzi i zamiast zwiększyć bezpieczeństwo Izraela, zagrozi jego pozycji w perspektywie długoterminowej” – alarmuje „Spiegel”. „Premier Izraela stał się zatem jednym z największych czynników niestabilności w regionie” – stwierdza.
Na koniec „Spiegel” odnotowuje, że zdaniem większości ekspertów izraelska napaść na Iran „jest nielegalna w świetle prawa międzynarodowego”, gdyż „nie istniało ryzyko bezpośredniego ataku Iranu na Izrael”. Tym samym „argument o samoobronie nie jest trafny”.
„Ten, kto godzi się z prewencyjną wojnę Netanjahu, nie może wiarygodnie potępiać ataku Putina na Ukrainę. Prawo międzynarodowe nie jest celem samym w sobie. Ma ono zapobiegać temu, by świat stał się miejscem, w którym liczy się tylko siła. Światem wilków, w którym panuje prawo najsilniejszego. A im bardziej Zachód i jego sojusznicy naruszają prawo międzynarodowe, tym większą ponoszą odpowiedzialność za to, że świat pogrąża się w coraz większym chaosie” – uważa „Spiegel”.
Wojna kognitywna, wojna robotów
.Pod wojnę kognitywną podciąga się soft power, budowę wizerunku. Tak było pod zabiorami, za okupacji i komunizmu. Trzeba wielkiego wysiłku narodu, by się takim wpływom przeciwstawić – pisze Jan ŚLIWA.
Od wybuchu pełnoskalowej wojny w Europie wojna stała się jednym z dominujących tematów w dyskusji publicznej. Wielu chce się włączyć w ten trend i przedstawić swoje idee lub po prostu zdobyć zainteresowanie słuchaczy i widzów. Wiele jest chwytliwych terminów i skrótów. Autorzy tych koncepcji starają się je sprzedać, przynajmniej w formie książek, kursów i konsultacji. Przy odpowiedniej reklamie można zostać doradcą rządu albo dyrektorem instytutu. Należy pokazać, że idea jest nowa i ważna, że prowadzi nas dalej niż dotychczasowe metody. Przy wielu koncepcjach trzeba sobie zadać pytanie, na ile są to konkretne plany, a na ile ogólne idee. Idee, które mają zastraszyć przeciwnika i odwrócić jego uwagę. Pomijając ironię należy podkreślić, że wiele jest tu wartościowych idei, trzeba jednak oddzielić ziarno od plew i otrzepać konkret z propagandowej otoczki.
W 1999 dwaj pułkownicy chińskiej armii, Qiao Liang i Wang Xiangsui, opublikowali pracę „Wojna bez ograniczeń” (Unrestricted Warfare, 超限战), w której przedstawili strategię konfrontacji z silniejszym technologicznie przeciwnikiem (czyli USA) przy użyciu szerokiej palety metod. W amerykańskim wydaniu dodano chwytliwy podtytuł „Chiński plan zniszczenia Ameryki”. Autorzy odwołują się m.in. do idei wojny totalnej Clausewitza i podstępnych chwytów Sun Tzu. Proponują rozszerzenie działań na sferę psychologii, propagandy, kultury, produkcji, zasobów, medykamentów i prawa międzynarodowego (lawfare). Ważne jest również budowanie światowych sojuszy poprzez dozowanie pomocy ekonomicznej i udział w organizacjach międzynarodowych jak WHO. Opanowanie takich organizacji pozwala na narzucanie wygodnych dla siebie norm technicznych i globalnych reguł postępowania.
Można też – jak w przypadku pandemii COVID-19 – kontrolować przepływ informacji i wykorzystując autorytet nauki wymuszać, co będzie uznane za fakt, a co za dezinformację. Wszyscy walczymy z fake newsami, dobrze więc ustawić się tam, gdzie się definiuje kryteria oceny. Równie ważne jest kontrolowanie źródeł, którymi karmione są modele sztucznej inteligencji. Wielu ma skłonność do akceptowania AI jako autorytetu – „AI powiedziała”. Jest to więc temat ważny. Dążenia do uczciwej AI idą w kierunku unikania np. uprzedzeń rasowych. Ale tematów jest wiele, jak ten, jaki prezentuje się obraz Chin, Rosji, Niemiec czy Polski. Prowadzone są „wojny wikipedyjne”, podobne są problemy z AI. Przy takim podejściu wszystko staje się wojną, a skoordynowany wysiłek na wielu frontach ma prowadzić do zdobycia przewagi.
Modny jest ostatnio termin „wojna kognitywna”. Ideą jest wykorzystanie głębokiej wiedzy psychologicznej, tak by polem walki stały się ludzkie mózgi. Ważnymi promotorami tej koncepcji są profesor nauk kognitywnych Bernard Claverie i szef działu rozwojowego w Instytucie Lotnictwa i Badań Kosmicznych François du Cluzel. Celem jest zmodyfikowanie sposobu rozumowania, wyciągania wniosków, podejmowania decyzji i zachowania. W skali społeczeństwa chodzi jest złamanie ducha narodowego, tradycji historycznych i kulturalnych, wiary w instytucje oraz spójności społecznej. Generał Thierry Burkhard sformułował to: „Wygrać wojnę przed wojną”. Czy to działanie nie jest znajome? Mamy z tym do czynienia codziennie, widzimy też, kto gra jaką rolę.
Jeżeli nie mówimy o bezpośrednim wpływie na mózgi (implantaty itp.), to trudno odróżnić wojnę kognitywną od dobrej wojny psychologicznej. Rosyjska i sowiecka Ochrana / Czeka / KGB / GRU od dawna ma rozpracowane dogłębne psychiczne oddziaływanie na przeciwnika. Jednak coś jest na rzeczy, jako że NATO, Chiny i Rosja intensywnie pracują w tej dziedzinie. Ogłupianie społeczeństwa można osiągnąć poprzez zawłaszczenie mediów i systematyczne, konsekwentne powtarzanie zdań fałszywych, sprzecznych z obserwacją. Należy wytworzyć silną lojalność grupową, by zaufanie do lidera było większe od naocznej obserwacji. Dla spójności grupy ważna jest też nienawiść do przeciwnika i dążenie do zniszczenia go, dowolnymi środkami. Skuteczne jest zbiorowe powtarzanie rytmicznych haseł, działających jak mantra. W języku neurofizjologii chodzi o wyłączenie kory mózgowej i dominację układu limbicznego. Czy jednak ośmiogwiazdkowy okrzyk bojowy zasługuje na miano wojny kognitywnej? Może tak. Na pewno zmienia połączenia synaptyczne, a przy intensywnym powtarzaniu nawet dość trwale. Na pewno ogranicza zdolność krytycznej analizy, a zwłaszcza empatii.
Efektownym przykładem wyłączenia trzeźwego myślenia jest scena z niemieckiego kabaretu (na YouTube można znaleźć szukając: „jonny buchardt sieg englisch”). Jest rok 1973, zaledwie 28 lat po wojnie. Komik rozgrzewa publiczność szybkimi zawołaniami, odzew jest spontaniczny:
– Zikezake Zikezake! / Hoi!
– Hipp Hipp! / Hurra!
– Sieg! / Heil!
To ostatnie szokuje samych krzyczących. Szybki, mechaniczny rytm wyłącza racjonalną korę mózgową, działa automatyczna reakcja emocjonalna. Świadomie nigdy by tak nie zawołali.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-wojna-kognitywna-wojna-robotow/
PAP/MB