Niemiecki minister obrony przeciw strącaniu rosyjskich samolotów na terytorium NATO

Boris Pistoriuis ocenił w rozmowie z gazetą „Handelsblatt”, że nie można wpaść w „pułapkę eskalacyjną Putina”. Niemiecki minister obrony zaleca powściągliwość przy dylematach dotyczących ewentualnego strącania rosyjskich samolotów.
Bundeswehra nie ma logistycznych możliwości, by ochraniać przestrzeń powietrzną całych Niemiec
.W opublikowanej rozmowie z gospodarczym dziennikiem Pistorius ocenił, że Władimir Putin, który w latach 80. był agentem KGB w NRD, „bardzo dobrze zna Niemcy”.
W tym kontekście minister ostrzegł: „nie możemy wpaść w eskalacyjną pułapkę Putina”. „Gdybyśmy zestrzelili samolot, on stwierdziłby, że naruszenie przestrzeni powietrznej było tylko błędem pilota, a my zabiliśmy niewinnego młodego człowieka” – powiedział minister reprezentujący SPD.
Wypowiedź Pistoriusa jest zgodna z wcześniejszymi doniesieniami niemieckiej prasy, że rząd w Berlinie prezentuje zachowawcze stanowisko w dyskusji dotyczącej ewentualnego strącania rosyjskich samolotów. Pistorius już we wrześniu, po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony, zapowiadał że europejskie kraje nie powinny „dać się wciągnąć Putinowi w pułapkę eskalacyjną”.
W temacie strącania dronów Pistorius powiedział w rozmowie z „Handelsblattem”, że Bundeswehra nie ma logistycznych możliwości, by ochraniać przestrzeń powietrzną całych Niemiec. Opowiedział się także za zwiększeniem zaangażowania kapitału państwowego w przemysł zbrojeniowy.
Niemiecki minister obrony zaleca powściągliwość mimo ostatniego sabotażu na bawarskim lotnisku
.Pistorius wypowiadał się po incydentach z dronami na lotnisku w Monachium. W nocy w Bawarii odwołano z tego powodu kilkadziesiąt lotów, zakłócenia wpłynęły na plany podróżnicze ponad 10 tys. osób.
Ze względu na coraz więcej niezarejestrowanych przelotów dronów w Niemczech, w tym blisko infrastruktury krytycznej, szef MSW Niemiec Alexander Dobrindt chce pozwolić Bundeswehrze na strącanie podejrzanych bezzałogowców. Wymagać to będzie dużych zmian prawnych, prawdopodobnie nawet na poziomie konstytucji.
W przyszłym tygodniu rząd RFN ma dyskutować nad szczegółami pierwszych zmian legislacyjnych. Na początek omawiane będą nowe środki antydronowe dla policji federalnej. Funkcjonariusze mają zostać wyposażeni w nowe zagłuszacze dronów, lasery oraz drony przechwytujące.
Niemcy, chory człowiek czy hegemon?
.Idea Großdeutschland i niemieckiej Europy jest żywa, od lewej strony do prawej. Jest takie niemieckie słowo „Besserwisser” – ktoś, kto wszystko wie lepiej. Można mieć opinie o wszystkim. Ale jeżeli mówią to Niemcy o Polsce, do tego z wyraźną sugestią, że nie chcą zadowolić się obserwacją, ale chcą zmiany wymusić, to mamy problem – pisze Jan ŚLIWA.
Mniej więcej od cudu gospodarczego lat 50/60-tych Niemcy stały się szanowanym państwem w Europie. Z Izraelem zostało zawarte porozumienie: dobra opinia („biała kamizelka”, weiße Weste) w zamian za pomoc gospodarczą i wojskową. Byli oficerowie ubrali garnitury i założyli szkoły managementu, Niemcy tańczyli rock and rolla i jeździli na wakacje do Włoch. Boom gospodarczy potrzebował rąk do pracy, Niemcy stały się atrakcyjnym pracodawcą dla mieszkańców z ubogiego południa, a potem wschodu Europy. Czy się lubiło, czy nie, opłacało się przyjechać.
Przez wiele lat Niemcy były lokomotywą gospodarczą Europy. Niemieckie znaczyło solidne. Miasteczka bawarskie zachwycały schludnością. Czystość, porządek, punktualność, pracowitość. Dziś jest inaczej. To z Polski Niemcy wysyłają filmiki o tym, jak jest czysto, smacznie, porządnie i bezpiecznie. Co się zmieniło? Niemieckie pociągi są tak niepunktualne, że szwajcarskie na granicy nie czekają na nie, bo by im się zawalił rozkład jazdy. Codziennie słyszy się o atakach nożowników, gwałtach i wojnach gangów. Cały model gospodarczy i społeczny zaczyna się sypać. Upadek Niemiec stał się modnym tematem książek.
Wolfgang Münchau w dostępnej po polsku książce „Kaput” przedstawia przyczyny załamania Niemiec, koncentrując się na sprawach gospodarczych. Spory fragment poświęcony jest bankom – muszę go zostawić specjalistom. Dalej autor pisze, jak uśpione dawnym cudem gospodarczym Niemcy zaniedbały nowe technologie. Nawet kompletne pokrycie kraju szybką siecią komórkową nie wydawało się dość ważne, mimo że ma ono podstawowe znaczenie dla nowoczesnej gospodarki, jest jednym z warunków dla przyciągnięcia inwestycji. Dla dyrektorów Siemensa prywatne telefoniki wydawały się niepoważną zabawką. Jeszcze w 2013 Angela Merkel określiła technologię cyfrową jako Neuland – nowe, nieznane ziemie. Ma ona doktorat, ale z chemii kwantowej. Autor twierdzi, że w Niemczech oddźwięk znajduje technofobia. Wymienia tu książkę Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja: W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”. Nie jestem pewien, czy autor ma rację. Przed negatywnymi skutkami używanie smartfonów wśród młodzieży ostrzega Jonathan Haidt w „The Anxious Generation”.
Technofobia spowodowała też bezsensowne i dogmatyczne odejście od energii atomowej. Hamulcem rozwoju jest ciągle stawianie na sprawdzone warianty i niechęć do ryzyka. Startupy mają trudności ze zdobyciem kapitału, dlatego w nowoczesnych technologiach Niemcy wyraźnie odstają. Hamulcem jest też według autora obawa przed budżetowym deficytem. Według mnie patrzenie na wydatki jest jednak cnotą. To zależy zresztą, o jakie wydatki chodzi. Nawet duże inwestycje z jasnym celem i planem, z przejrzystą kontrolą mają sens. Ale jeżeli tylko otworzy się tamę i da do dyspozycji setki miliardów nie wiadomo na co według zasady „hulaj dusza, piekła nie ma”, to co innego. Podobne mam wrażenie przy polskim KPO. Co jakiś czas „spływają” jakieś pieniądze i zostają na coś tam wydawane. Chętnie bym widział, czy za tymi wydatkami jest jakaś koncepcja, zwłaszcza że są one do oddania. Przejmowanie przez Polskę nadmiarowej niemieckiej produkcji nie powinno być celem.
Również uważam, że zachowanie proporcji między starą i nową gospodarką jest konieczne, zwłaszcza obecnie, gdy samowystarczalność (lub odporność) w podstawowych dziedzinach może być niezbędna. Zgodzimy się jednak, że nadmierna zależność od rosyjskiego gazu była błędem, choć pokusa była wielka – zwłaszcza gdy wiązało się to z prywatnymi wizytami u Putina i „carskimi” przyjęciami w rosyjskiej ambasadzie. To samo dotyczy toksycznej współpracy z Chinami. Dotyczy ona w dużej mierze samochodów elektrycznych, które miały być atutem Niemiec, a które teraz lepiej i taniej (wykorzystując podkradzioną, ale też rozwiniętą technologię) robią Chiny. Skądinąd przyszłość samochodów elektrycznych, które w dużej mierze były subsydiowane, jest dyskusyjna. Poza tym nie jest pewne pokrycie takiego zapotrzebowania na energię, gdy decyzje w tej dziedzinie są ideologiczne, a nie ekonomiczne.
Münchau porusza też problem migracji, głównie w aspekcie zdobywania wysoko kwalifikowanych kadr. Niemcy mają pecha, że ich język ma znaczenie tylko regionalne (przed wojnami było inaczej, Oppenheimer studiował w Getyndze), nie jest więc motywujący przy budowaniu kariery. Przeszkodą jest też słaba infrastruktura, biurokracja, wysokie podatki i ceny energii. Te ostatnie czynniki powodują też opuszczanie Niemiec przez firmy, zwłaszcza innowacyjne. Do tego dochodzi coraz gorsze osobiste bezpieczeństwo, zwłaszcza dla rodziny z dziećmi. Ten problem dotyczy zresztą całego Zachodu.
Ostatnio własną listę problemów przedstawili Chris Reiter i Will Wilkes w książce „Broken Republik”. Wymieniają mity, które przez dziesięciolecia były podstawą reputacji Niemiec i są obecnie obalane przez trudne do ukrycia fakty. Są to: mit skuteczności, mit pracowitości, mit postępowego narodu i mit czystości moralnej. Ten ostatni opiera się na następującym, dość perwersyjnym rozumowaniu: dokonaliśmy rzeczy strasznych, ale „przepracowaliśmy to” dogłębnie, a więc tak zahartowani mamy prawo, a nawet obowiązek, by dbać o moralność innych.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-niemcy-chory-czlowiek-czy-hegemon-niemcy-o-polsce
PAP/MB




