Niemiecki okręt z II Wojny Światowej odnaleziony na dnie Bałtyku
Na dnie Zatoki Gdańskiej nurkowie i historycy rozpoznali niemiecki okręt, a dokładniej wrak jednego z lekkich niemieckich okrętów wojennych typu KFK. Zdaniem historyka Łukasza Orlickiego z magazynu Odkrywcy, niewykluczone, że ta jednostka po zakończeniu II wojny światowej, jako ostatnia opuszczała Hel.
Odnaleziono niemiecki okręt
.”Od kilkunastu miesięcy prowadzimy poszukiwania pozostałości II wojny światowej na obszarze Zatoki Gdańskiej” – mówił Orlicki, który koordynuje działania grupy eksploracyjnej.
Poza nim w działaniach poszukiwawczych biorą udział inni historycy oraz nurkowie z miesięcznika Odkrywca, fundacji nurkowej Dive Land oraz Submerged Foundation, którzy wykonują podwodne zdjęcia w nowoczesnej technologii.
W trakcie badań dna Zatoki Gdańskiej grupa natrafiła na wrak jednego z lekkich niemieckich okrętów wojennych typu KFK, należącego do 10 dywizjonu zabezpieczenia.
„Wrak okrętu znajduje się na głębokości ok. 42 metrów i ok. 4 mil morskich na południowy wschód od Helu. Ze względu na bezpieczeństwo tej jednostki, a także na uzbrojenie, które znajduje się obok i na wraku nie mogę podać dokładnej lokalizacji” – tłumaczył Orlicki.
Poszukiwanie wraków z okresu II Wojny Światowej
.Jednostka już wcześniej była znana historykom i nurkom z Narodowego Muzeum Morskiego (NMM). Jednak do tej pory nie była ona zweryfikowana i zidentyfikowana. Wrak figurował w bazie danych NNM pod numerem F44.6.
„Historycy z miesięcznika „Odkrywca” i Płetwonurkowanie z Fundacji Wspierania Nurków Dive Land kontaktowali się z Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku i informowali o prowadzonych poszukiwaniach wraków jednostek z II wojny światowej” – wyjaśniła przedstawicielka NMM dr Anna Rembisz-Lubiejewska.
Podkreśliła, że na podstawie wniosku złożonego przez płetwonurków do Urzędu Morskiego w Gdyni, urząd ten – w uzgodnieniu z Narodowym Muzeum Morskim – wydał zgodę na przeprowadzenie nurkowania na tej jednostce. „Celem nurkowania było wykonanie dokumentacji jednostki i podjęcie próby jej identyfikacji” – dodała.
Orlicki wyjaśnił, że w trakcie penetracji dna Zatoki Gdańskiej i zatopionego wraku fotograf Bartłomiej Pitala z Submerged Foundation wykonał serię podwodnych zdjęć fotogrametrycznych. „Ta technika pozwoliła na uzyskanie obrazu aktualnego stanu zatopionej jednostki. Daje nam to o wiele więcej informacji niż sonar, który pokazywał sylwetkę wraku znajdującego się na dnie” – mówił historyk.
Zaznaczył, że ich zdaniem jest to wrak jednego z lekkich niemieckich okrętów wojennych typu Kriegsfischkutter (KFK). „Pod wodą zachował się kadłub oraz elementy wyposażenia i uzbrojenia okrętu” – mówił.
Okręty typy Kriegsfischkutter
.Rozmówca wyjaśnił, że okręty typy Kriegsfischkutter były budowane w większości stoczni w Świnoujściu. „One zyskały drugi priorytet po U-botach, bo były bardzo funkcjonalne” – mówił. Były to lekkie jednostki eskortowe mogące usuwać miny, dozorować porty i zwalczać okręty podwodne. Wykorzystywane je również do specjalnych akcji transportowych. Służyły na wszystkich akwenach ale przede wszystkim na Morzach: Bałtyckim i Północnym. „Przewiozły dziesiątki tysięcy ludzi np. w trakcie ewakuacji z Oksywia na Hel” – mówił.
Długość całkowita jednostek tego typu wynosiła 24 m, przy szerokości 6,4 metry. Prędkość maksymalna dochodziła do 9-10 węzłów. Uzbrojenie pokładowe składało się z pojedynczego działka plot kal. 37 mm, dwóch działek plot. kal. 20 mm oraz bomb głębinowych.
„Niemcom zależało na tym, żeby te okręty, po zakończeniu działań wojennych, były wykorzystywane jako kutry rybackie” – dodał historyk.
Według jednej z hipotez poszukiwaczy okręt został zatopiony w ostatnim dniu II wojny światowej, podczas próby przedarcia się na Zachód. „Z badań historycznych, które wykonałem wynika, że na terenie Zatoki Gdańskiej zatonęły cztery takie jednostki. Ta, o której rozmawiamy, o numerze 307, wyszła z helskiego portu w ostatnim konwoju, w chwili zakończenia II wojny światowej. Jest wysoce prawdopodobne, że to ostatni, zatopiony w walce, niemiecki okręt wojenny” – tłumaczył.
Jego zdaniem pod pokładem niemieckiego okrętu, mogą znajdować się interesujące przedmioty. „Nie mieliśmy zezwolenia na wejście do środka jednostki, więc nie wiemy, co jest w środku, ale jeśli – a tak zakładam – był to jeden z ostatnich okrętów, który opuszczał port w Helu, to nie można wykluczyć, że poza ludźmi i dokumentami, na jego pokładzie mogły znajdować się ciekawe artefakty” – podkreślił.
Prace badawcze
.Poszukiwaczom zależy na prowadzeniu dalszych prac badawczych na zatopionym wraku. „Chcielibyśmy usunąć sieci, które pokrywają wrak, i dostać się do jego wnętrza. Zależy nam także na ustaleniu jakie przedmioty znajdują się na dnie, tuż obok wraku, bo zakładamy, że są to pozostałości po jego wyposażeniu m.in. armata przeciwlotnicza” – mówił.
Przedstawicielka Narodowego Muzeum Morskiego potwierdziła, że ze zdjęć wykonanych przez płetwonurków wynika, że wrak KFK jest zachowany w dobrym stanie, a na jego pokładzie znajdują się elementy wyposażenia i potencjalne materiały niebezpieczne. Zaznaczyła, że ze względu na obecność tych materiałów, na chwilę obecną, nie ma możliwości prowadzenia na wraku jakichkolwiek prac.
„Gdyby kiedyś zaistniała możliwość przeprowadzenia podwodnych badań archeologicznych, należałoby przygotować program badań, który oprócz zakresu prowadzonych prac i metodyki powinien wskazywać sposób finansowania zabiegów konserwatorskich, miejsce docelowego przechowywania zabytków, ekspozycji i popularyzacji uzyskanych informacji i wyników badań” – wyjaśniła dr Rembisz-Lubiejewska.
Zaznaczyła, że przedmioty metalowe wydobywane z wody są bardzo trudne do konserwacji dlatego wszelkie akcje mające na celu pozyskanie tego typu zabytków powinny być dobrze przemyślane i zaplanowane. „Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że w obecnych czasach promowana jest ochrona wraków in situ w naturalnym środowisku, w którym zalegają na dnie morza, a obecność przedmiotów zabytkowych na wrakach sprawia, że są one dużo bardziej atrakcyjne dla turystów” – podkreśliła.
Wyjaśniła, że w basenie Morza Bałtyckiego wraki z wyposażeniem są już udostępniane w formie podwodnych parków archeologicznych m.in. w Finlandii i Szwecji. „Gdyby więc kiedyś zaistniała możliwość bezpiecznego nurkowania na wraku KFK, rozważenia wymagałoby udostępnienie go do turystyki nurkowej jako jednego z wraków potencjalnego podwodnego parku kulturowego Zatoki Gdańskiej” – dodała.
Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku od lat 80. prowadzi poszukiwania wraków w Zatoce Gdańskiej i zajmuje się weryfikacją zgłoszeń o przeszkodach dennych nadsyłanych przez Urząd Morski w Gdyni. W 2002 r. powstała tzw. grupa robocza Wraki, w skład której weszli przedstawiciele urzędów morskich w Gdyni, Słupsku i Szczecinie, CMM (obecne NMM), Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej, Instytutu Morskiego, Akademii Marynarki Wojennej oraz Straży Granicznej. Określono wówczas podstawowe informacje, jakie powinien zawierać meldunek o odkryciu wprowadzając do użytku formularz zgłoszenia używany do dziś, a Muzeum Morskie rozpoczęło gromadzenie danych o podwodnym dziedzictwie kulturowym w postaci bazy Ewidencji Podwodnych Stanowisk Archeologicznych.
Na chwilę obecną w muzealnej bazie danych EPSA na terenie Zatoki Gdańskiej znajduje się ponad 130 obiektów podwodnych, w tym 47 wraków, które zostały zbadane lub zinwentaryzowane oraz 30 wraków przeznaczonych do weryfikacji. Pozostałe to wraki nowożytne i nierozpoznane przeszkody denne.
Polska była mentalnie gotowa na niemiecką agresję. Zachód – nie
.Choć Polska spodziewała się ataku ze strony III Rzeszy, przygotowania jakie podjęto były niewystarczające. Szczególnie, że zbyt duże nadzieje pokładano w porozumieniach z państwami Zachodu, które ostatecznie nas zawiodły – pisze prof. Andrzej CHWALBA na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Agresja niemiecka 1 września nie była zaskoczeniem dla władz wojskowych II RP. Jedynie łudzono się, że zawarcie 25 sierpnia polsko-brytyjskiego układu o wzajemnej pomocy, może powstrzymać na pewien czas III Rzeszę. Odpowiedzialny za wywiad Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, miał pełną świadomość tego, jak wygląda koncentracja wojsk niemieckich na granicy z Polską. Proces ten widoczny był już od kilku tygodni. Ocenę wielkości sił niemiecki umożliwiła też wcześniejsza agresja Rzeszy na Czechosłowację.
Równocześnie przygotowania do obrony odbywały się po stronie polskiej. Od marca 1939 roku rozpoczęła się budowa ciężkich fortyfikacji i umocnień lekkich, zwłaszcza na Śląsku i w rejonie Narwi. Ludności cywilnej przydzielano maski przeciwgazowe. Cywile masowo też uczestniczyli w szkoleniach obrony przeciwlotniczej. Wojskowi pouczali cywili, jak mają zachować się w przypadku ataku lotniczego. Przygotowywano również trasy, którymi miały ewakuować się służby cywilne, takie jak sądy, dyrekcje szkół czy administracja państwowa. Co więcej, przewidywano, do których miejscowości przeniesione zostaną stanowiska pracy pracowników służby cywilnej.
W ostatnich dniach przed wybuchem II wojny światowej zdemontowano znajdujący się w krakowskiej kolegiacie mariackiej ołtarz Wita Stwosza. Przezorność polskich władz uwidacznia także wysłaniem do Wielkiej Brytanii polskich niszczycieli w przeddzień ataku Niemiec na Polskę. Został jedynie najstarszy ORP Wicher, który nie miał tak dużej wartości bojowej i szybko został zatopiony.
W kontekście wojennych przygotowań, warto zwrócić uwagę na wizytę, do której doszło w Polsce 24 lipca 1939 roku. Wtedy w siedzibie polskiego wywiadu w Pyrach na spotkaniu z przedstawicieli służb wywiadowczych Wielkiej Brytanii i Francji Polacy podzielili się wiedzą na temat zdolności deszyfrowania niemieckich depesz, co było dla przedstawicieli zachodnich służb zaskoczeniem. Tym bardziej, że mimo posiadania specjalistów takich, jak choćby ojciec sztucznej inteligencji, Alan Turing, nie byli w stanie złamać Enigmy. Powodem podzielenia się przez stronę polską posiadaną wiedzą, była chęć koordynacji wysiłków sojuszników. Trudno mówić wobec tego o zaskoczeniu niemiecką agresją.
Pojawiają się tutaj pierwsze wątpliwości związane z brakiem wzajemności w wymianie posiadanych przez wywiady informacji, a dokładniej o porozumieniu, jakie 23 sierpnia zostało zawarte między Adolfem Hitlerem a Józefem Stalinem. Czy powodem było to, by nie demotywować polskich dowódców wojskowych? To jedynie spekulacje.
Perspektywa porażki Wojsk Polskich nie była oczywista w pierwszych dniach wojny. Sukcesów przecież było niemało. Warto wspomnieć choćby bitwę pod Kałuszynem, obronę Borowej Góry, bitwę pod Mokrą a nawet wkroczenie przez kawalerię na teren III Rzeszy w okolicach Wschowy czy w Prusach Wschodnich. To nie na tym jednak strona polska budowała swoje przekonanie o możliwości zwycięstwa z wojskami niemieckimi.
Pierwsza przesłanka związana była z przekonaniem, iż wojska niemieckie, mimo swojej wielkości, są nadal niedostatecznie wyszkolone. Program szybkiej modernizacji rozpoczął się dopiero w 1935 roku, kiedy to też Niemcy wprowadzili powszechny obowiązek służby wojskowej. Rzeczywistość pokazała, że dywizje niemieckie były jednak dobrze wyszkolone.
.Druga i najważniejsza przesłanka związana była z wiarą w siłę sojuszów. Sojusz frontu wschodniego, do którego zaliczała się Polska i frontu zachodniego, czyli potężnej Wielkiej Brytanii, dysponującej potencjałem brytyjskich dominiów, takich jak Nowa Zelandia, Kanada, Australia i Związek Południowej Afryki, wraz z Francją miał zapewnić nam ostatecznie zwycięstwo w walce Niemcami.
PAP/ Piotr Mirowicz/ Wszystko co Najważniejsze/ LW