Nowy minister spraw zewnętrznych Wielkiej Brytanii David Cameron z wizytą w Kijowie
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i nowy minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii David Cameron spotkali się w Kijowie – poinformowało biuro szefa ukraińskiego państwa. Zełenski podziękował Cameronowi, że swoją pierwszą wizytę roboczą jako szef MSZ składa na Ukrainie.
David Cameron z wizytą w Kijowie
.”To jest bardzo ważne, szczególnie teraz, kiedy świat poświęca uwagę nie tylko sytuacji na polu walki na Ukrainie. Jesteśmy wdzięczni za twarde poparcie dla Ukrainy ze strony Wielkiej Brytanii. Jesteśmy wdzięczni za ciepłe przyjęcie ukraińskich obywateli w Wielkiej Brytanii. I cieszymy się, że przyjechał pan na Ukrainę” – powiedział Zełenski, cytowany przez swoje biuro.
Rozmowa prezydenta i ministra dotyczyła m.in. współpracy w dziedzinie obrony. Zełenski zwrócił uwagę, że przed początkiem zimy priorytetem jest wzmocnienie systemu obrony przeciwlotniczej, by chronić obywateli i infrastrukturę krytyczną przed ostrzałami ze strony Rosji.
Omówiono też sytuację bezpieczeństwa na Morzu Czarnym i funkcjonowanie alternatywnego tzw. korytarza zbożowego, a także proces ukraińskiej integracji euroatlantyckiej.
Były premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który od ponad siedmiu lat nie zajmował się czynnie polityką, został w poniedziałek nowym ministrem spraw zagranicznych. Zastąpił w tej roli Jamesa Cleverly’ego, który z kolei objął resort spraw wewnętrznych.
Znaczenie wojny na Ukrainie dla sytuacji w Europie i na świecie
.Prof. Ewa Thompson pisze we „Wszystko co Najważniejsze” o konieczności zwycięstwa Ukrainy, zwłaszcza z punku widzenia Polski.
„Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje swoje stosunki z Rosją, Polska zostanie ukarana i świat powróci do koncertu mocarstw – przestrzega. – A nawet jeżeli wygra, przełom nie musi nastąpić, bo jak dotychczas, nikt nie przedstawił możliwego i prawdopodobnego scenariusza lat powojennych. Jesteśmy w momencie krytycznym. Do przełomu jeszcze daleko.”
Profesor twierdzi, że by szansa na przełom została wykorzystana, „potrzebne są rzeczy nieomal niemożliwe: przekonanie Zachodu, że zachowanie statusu Rosji jako rozdawczyni kontraktów na korzystne zakupy nie da się utrzymać, bo cały świat się dekolonizuje i Rosja nie będzie wyjątkiem. Potrzebne również są środki materialne, aby ten pogląd upowszechnić w krajach Pierwszego i Trzeciego Świata.”
Rosja zaczęła pretendować do statusu europejskiej potęgi za czasów Piotra I, po jego zwycięstwie nad Szwedami w 1709 roku. A już na pewno stała się taką potęgą po rozbiorach Polski, gdy zyskała nie tylko terytorium i gospodarkę, ale i ludność skontaktowaną ze światem zachodnim i znającą europejskie języki, uniwersytety i biblioteki z książkami pisanymi alfabetem łacińskim. Wydaje mi się, że Polacy nie doceniają olbrzymich gospodarczych, kulturowych i politycznych korzyści, jakie Prusy i Rosja osiągnęły dzięki rozbiorom Polski. Rosja nie zagrażała Europie Zachodniej przed rozbiorami – była krajem odległym, egzotycznym raczej niż groźnym. Rozbiory Polski przybliżyły ją do Europy. A zwłaszcza do Niemiec. Głęboka przyjaźń rosyjsko-niemiecka zaczęła się od rozbiorów Polski. Fryderyka Wielkiego i Katarzynę II łączyły wspólny język i narodowość.
Można dyskutować o tym, kiedy Europa Zachodnia zaczęła zauważać, że bliskość Rosji może też oznaczać niebezpieczeństwo. Z chwilą obalenia monarchii i objęcia władzy przez komunistów zaistniała tego pewność. Ale strach przed Rosją był mitygowany przez istnienie pasma krajów, powołanych do życia przez traktat wersalski. Po I wojnie światowej kraje Europy Zachodniej nie musiały traktować Rosji jako bezpośredniego niebezpieczeństwa (pomimo nauczki, którą była, wspomagana przez Sowietów, wojna w Hiszpanii). Permanentna niezawisłość tych państw nie była na rękę ani Rosji, ani Niemcom, ani całej Europie Zachodniej. Był to cordon sanitaire, wał ochronny, przez który Rosja musiałaby przejść, aby uszczknąć choćby milimetr „prawdziwej” Europy.
Politycy zachodnioeuropejscy zdawali sobie sprawę, że to nowe pasemko państw będzie zażarcie broniło swojej niepodległości. Wprawdzie skazane było na klęskę, ale wyczerpana „utrzymywaniem go w porządku” Rosja nie odważyłaby się na dalsze parcie na zachód. Te państwa również były źródłem taniej siły roboczej dla Europy Zachodniej. Ergo, istnienie słabych lub częściowo tylko suwerennych państw oddzielających „prawdziwą Europę” od Rosji było ze wszech miar korzystne dla Europy Zachodniej. Było i wciąż jest. Nie mówiąc już o przyjemnościach, wynikających z „porządku dziobania” (pecking order), według którego ta wschodnia niby-Europa znajdowała się o stopień niżej niż Europa „prawdziwa”. Implikacje permanentnej niezawisłości tych państw zburzyłyby wielowiekowy już porządek rzeczy. Wygodniej było uważać Polskę za „wersalskiego bękarta”. Rzeczywista równość niegermańskiej Europy Środkowej i Europy Zachodniej byłaby akceptacją ryzyka bez żadnych dla podejmujących to ryzyko korzyści. Deep state Europy Zachodniej był i jest przeciwny powiększeniu świata Zachodu. W interesie Europy Zachodniej jest stan niepewności w niegermańskiej Europie Środkowej oraz w krajach Europy Wschodniej. Dla krajów Europy Zachodniej te państwa są jak ekstra gotówka w kieszeni – dobrze mieć coś ekstra, coś poza ciasnym budżetem, można tym nawet podzielić się z sąsiadem ze Wschodu.
Chodziło więc i chodzi o utrzymanie tych krajów w sytuacji raczej niepewnej, chwiejnej, oczywiście nie wygłaszając tego rodzaju programu głośno wszem wobec. To prawda, że po upadku Związku Sowieckiego nastąpiło nowe rozdanie i cordon sanitaire został przyjęty do klubu (wydawało się) państw europejskich. Ale było to rozdanie pełne zastrzeżeń, ograniczeń, pułapek, o czym świetnie wiedzą polscy dyplomaci. Ameryka częściowo się z tym zgadzała, w każdym razie dla niej nie były to sprawy pierwszorzędnej wagi.
Ten najgłębszy nurt międzynarodowej polityki ujawnia się oczywiście dość rzadko. Pogląd na świat najbardziej wpływowych polityków można dostrzec wtedy, gdy nie ma czasu na przygotowanie spotkań twarzą w twarz. Przykład: w sierpniu ub. roku zmarł Michaił Gorbaczow. Media Zachodu nie szczędziły mu laudacji. Niewątpliwie część ich mu się należała. Uderzył mnie jednak fakt, że we wszystkich znanych mi wpływowych komentarzach rola polskiej „Solidarności” w obaleniu komunizmu została całkowicie pominięta. Andrew Weiss z Carnegie Endowment for International Peace udzielił wtedy długiego wywiadu telewizji publicznej w USA, z którego wynikało, że Gorbaczow – trochę jak Lech Wałęsa – w pojedynkę uśmiercił komunizm, wprowadzając pieriestrojkę i rozluźniając cenzurę.
.Spontaniczny zryw Polaków (jak zauważył świetny znawca historii „Solidarności” Lawrence Goodwyn, takie oddolne zrywy są niesłychanie rzadkie w historii) został potraktowany jako bezwartościowy epizod wielkiej polityki. Weiss ani razu nie wymówił słowa „Solidarność”. Rola Polski jako siły sprawczej została całkowicie zignorowana.
PAP/ Wszystko co Najważniejsze/ LW