Oceaniczna Planeta tuż obok Ziemi

Niecałe 50 lat świetlnych od nas może krążyć planeta oceaniczna zdatna do zamieszkania – wynika z najnowszych analiz dokonanych na podstawie obserwacji przy pomocy Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba.

Nowe odkrycia dzięki teleskopowi Webba

.Wyniki badań przedstawiono w „The Astrophysical Journal Letters”.

LHS 1140 b to planeta krążąca wokół niewielkiej gwiazdy odległej od nas o 48 lat świetlnych. Gwiazda ta jest czerwonym karłem i ma promień jedynie około 15 proc. promienia Słońca i dużo mniejszą temperaturę niż nasza dzienna gwiazda (około 3000 K wobec 5800 K).

Parametry gwiazdy nie przeszkadzają jednak, aby istniała wokół niej tzw. strefa nadająca się do zamieszkania (ekosfera, ekostrefa), czy obszar w którym na powierzchni planety występują warunki umożliwiające obecność wody w stanie ciekłym. Po prostu planeta musi krążyć znacznie bliżej gwiazdy niż Ziemia w stosunku do Słońca. Tak jest w przypadku LHS 1140 b, której okres orbitalny to zaledwie niecałe 25 dni.

Planeta otrzymuje około 42 proc. poziomu promieniowania, jakie dociera ze Słońca na Ziemię. Obliczenia wskazują, że powinno to wywołać temperaturę około minus 50 stopni Celsjusza, co po uwzględnieniu efektów od atmosfery powinno dać szanse na istnienie wody w stanie ciekłym, jeśli obiekt posiada atmosferę złożoną z azotu i dwutlenku węgla, albo jeśli jest światem oceanicznym z atmosferą bogatą w wodór. Na przykład dla Ziemi teoretyczna temperatura dla równowagi promieniowania to minus 18 stopni Celsjusza, ale na skutek efektu cieplarnianego od atmosfery, na powierzchni panuje średnio plus 15 stopni Celsjusza.

Planetę LHS 1140 b odkryto w 2017 roku w ramach MEarth Project, przy pomocy metody tranzytów, czyli obserwując niewielkie osłabienia blasku gwiazdy powodowane przez przechodzenie planety na linii widzenia pomiędzy nami, a gwiazdą. Istnienie obiektu potwierdzono potem obserwacjami spektroskopowymi przy pomocy spektrografu HARPS. W 2020 roku dzięki Teleskopowi Hubble’a wykryto parę wodną w atmosferze, aczkolwiek rezultat ten nie został na razie potwierdzony.

Przez pewien czas rozważano, że planeta należy do grupy tzw. minineptunów, czyli gazowych planet mniejszych niż Neptun. Jednak nowe obserwacje z użyciem Teleskopu Webba potwierdziły, że mamy do czynienia z planetą skalistą z grupy tzw. superziem. Planeta ma rozmiary 1,7 razy większe niż Ziemia, a masę 5,6 razy większą.

Planeta, która składa się w 10-20 procentach z wody

.Kwestia, w jakiej formie występuje woda na planecie LHS 1140 b, zależy od tego, jaka jest atmosfera obiektu. To wymaga dalszych badań, ale przeprowadzono modelowanie na podstawie aktualnie znanych danych.

Być może planeta jest skuta lodem, ale na części powierzchni najbardziej wystawionej na promieniowanie gwiazdy posiada płynny ocean, który mógłby mieć rozmiary 4000 km, czyli mniej więcej połowę wielkości Oceanu Atlantyckiego.

Inna możliwość to płynna woda ukryta pod powierzchnią lodu, tak jak to ma miejsce na księżycach takich jak Ganimedes, Enceladus, czy Europa w pobliżu Jowisza i Saturna.

Naukowcy wskazują, że gęstość planety sugeruje obecność dużych ilości wody. Może to być nawet od 10 do 20 procent masy planety. Dla porównania, cała woda w ziemskich oceanach to zaledwie 0,02 proc. masy naszej planety. Dostrzeżono też oznaki istnienia azotu w atmosferze LHS 1140 b, a gaz ten jest dominującym składnikiem atmosfery Ziemi (aż 78 proc.). Autorzy badań za najbardziej prawdopodobną budowę atmosfery LHS 1140 b uważają atmosferę złożoną z azotu z dodatkiem wody i dwutlenku węgla.

W systemie znana jest jeszcze druga planeta. LHS 1140 c krąży bliżej gwiazdy, z okresem orbitalnym niecałych 4 dni. Jest to glob o wielkości porównywalnej z Ziemią (1,9 masy Ziemi i 1,3 promienia Ziemi), natomiast jest tam dużo goręcej (około 150 stopni Celsjusza).

Najnowsze publikacje analizujące szanse na to, że LHS 1140 b to świat oceaniczny, ukazały się w czerwcu i lipcu 2024 roku. Głównym autorem pierwszej jest Mario Damiano z Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie (USA), a drugiej Charles Cadieux z Uniwersytetu Montrealskiego w Kanadzie.

Czy czeka nas kolonizacja kosmosu?

.Główną motywacją naszej pracy w Obserwatorium Watykańskim jest zrozumienie, jak 4,6 miliarda lat temu powstawały planety. Badanie meteorytów może dać nam wgląd w asteroidy, a tym samym wskazówki do historii samego Układu Słonecznego.

Obecnie istnieje jednak jeszcze jedna motywacja badania fizycznej natury asteroid. Wiemy, że trajektorie niektórych asteroid od czasu do czasu ulegają zaburzeniu, gdy przecinają orbitę Ziemi, a ich pewna część może stanowić zagrożenie dla mieszkańców naszego globu. Zdarzenia te nie ograniczają się do takich jak to, które prawdopodobnie spowodowało wymarcie dinozaurów 65 milionów lat temu. Nasze najlepsze szacunki sugerują obecnie, że tak ogromne uderzenia mają miejsce tylko raz na sto milionów lat. Ale mniejsze, bardziej powszechne zdarzenia również mogą mieć istotny wpływ na życie na Ziemi.

Zaledwie 50 000 lat temu w powierzchnię Ziemi uderzył meteoryt, który pozostawił po sobie Krater Meteorytowy w Arizonie. Jego uderzenie było równoważne wybuchowi jądrowemu o mocy 10 megaton. Siła fali uderzeniowej musiała spowodować zniszczenia w promieniu ok. 40 km od miejsca uderzenia. Zderzenia o takiej skali są stosunkowo rzadkie, ale te mniejsze również mogą mieć poważne skutki.

15 lutego 2013 r. asteroida o średnicy 30 m przeleciała bliżej powierzchni Ziemi, niż wynosi wysokość orbitalna satelitów geostacjonarnych. Tego samego dnia meteoroid o średnicy 18 metrów wszedł w atmosferę ziemską i eksplodował nad rosyjskim miastem Czelabińsk. W wyniku tego zdarzenia ponad 1000 osób zostało rannych, głównie za sprawą odłamków szkła, które powstały, gdy fala uderzeniowa wybiła szyby w oknach w tym liczącym ponad milion mieszkańców mieście. Szacuje się, że obiekty podobne do meteoroidu czelabińskiego prawdopodobnie uderzają w Ziemię co najmniej raz na dziesięć lat.

Istnieje jednak trzecia motywacja badania składu i struktury asteroid. W ciągu kilku następnych dziesięcioleci asteroidy mogą stać się nowymi źródłami zasobów naturalnych. W ostatnich miesiącach 2018 r. dwie oddzielne sondy kosmiczne, jedna japońskiej agencji kosmicznej JAXA, a druga amerykańskiej NASA, dotarły do asteroid, których niewielkie rozmiary i bliskie Ziemi orbity sprawiają, że są one ciałami niebieskimi, które mogą posłużyć jako źródła minerałów w nieodległej przyszłości. Obie misje mają na celu powrót sond na Ziemię po pozyskaniu niewielkich próbek tych ciał do badań naukowych. Istnieje już technologia eksploatacji tych obiektów – na razie na małą skalę. Pozyskanie tych zasobów stwarza zarówno możliwości, jak i zagrożenia, z których społeczeństwo powinno zdawać sobie sprawę.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 lipca 2024