Państwo Islamskie zmieniło strategię, skupia się na spektakularnych atakach

Zamach pod Moskwą to przejaw nowej strategii, której przyjęło tzw. Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (IS-Ch), które, nie potrafiąc utrzymać zdobytego terytorium, skupia się na spektakularnych atakach – ocenia w rozmowie z analityk Joseph Shelzi. Rosja oraz wspierane przez nią szyickie grupy i reżimy są naturalnym celem IS-Ch, choć grupa ta ma też ambicję, by uderzać w państwa Zachodu – dodaje.
Nowe taktyki ekstermistów
.Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa stwierdziła w środę, że „skrajnie trudno jej uwierzyć”, by Państwo Islamskie miało możliwości przeprowadzenia zamachu takiego, jak ten w podmoskiewskim Krasnogorsku, gdzie terroryści zabili i ranili setki osób. Jak mówi jednak w rozmowie z Shelzi, były oficer wywiadu US Army i badacz nowojorskiego ośrodka analitycznego Soufan Group, zdolności Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan (IS-Ch), czyli afgańskiego skrzydła organizacji Państwo Islamskie (IS), nie powinny być zaskoczeniem – ani fakt, że to Rosja stała się celem zamachu.
Ekspert tłumaczy, że afgańska filia IS jest obecnie wiodącą grupą terrorystyczną i już od pewnego czasu skupia się na atakach poza swoim rodzimym terytorium.
„Ten zamach świadczy o zdolnościach tego skrzydła IS do organizowania skomplikowanych ataków, a także o intencji, by przeprowadzać te zamachy za granicą, co jest coraz wyraźniejszym trendem, zwłaszcza w przypadku tej konkretnej grupy. To jest strategia, którą (IS-Ch) realizuje, odkąd ma problemy w Afganistanie, gdzie nie jest w stanie kontrolować dużych połaci terenu. Przestawiło się więc na bardziej spektakularne ataki poza swoim terytorium” – mówi Shelzi.
Wskazuje przy tym, że tragedia w Krasnogorsku wpisuje się w serię podobnych ataków. Do najgłośniejszego z nich doszło w styczniu w irańskim Kermanie, gdzie terroryści zabili niemal setkę osób podczas ceremonii upamiętniającej rocznicę śmierci generała Kasema Sulejmaniego, dowódcy sił specjalnych Strażników Rewolucji. Ponadto udaremniono plany zamachu IS w Niemczech, a terroryści grozili też atakami w Szwecji, Holandii i Rosji.
Według Shelziego takie ataki są dla grupy sposobem na wzmocnienie wizerunku i legitymizacji wśród zwolenników radykalnego islamu, co przekłada się na dodatkowych rekrutów i radykalizację – zarówno na jej „własnym terenie” w Azji Południowej, ale też w Azji Centralnej, gdzie powiększa swoje wpływy.
Shelzi zauważa, że Rosja od dawna pojawia się w propagandzie Państwa Islamskiego jako jeden z największych wrogów, z uwagi zarówno na wojny w Czeczenii, jak i wspieranie przez Moskwę znienawidzonego przez dżihadystów szyickiego reżimu w Iranie i alawickiego reżimu Baszara el-Asada w Syrii.
Punktem wspólnym zamachów w Iranie i Rosji był też fakt, że w obu przypadkach władze USA ostrzegły przed nimi władze tych krajów. Jak ocenia ekspert, wskazuje to, że mimo wycofania się wojsk USA z Afganistanu amerykańskie służby nadal mają pewien wgląd w operacje i zamiary dżihadystów, tworzących Państwo Islamskie.
Państwo Islamskie cały czas zagraża pokojowi
.”Myślę, że USA dobrze sobie radzą z monitorowaniem (ich) działalności, ale takie podejście (…), bez obecności na miejscu, jest zdecydowanie trudniejsze i nie tak skuteczne, jeśli chodzi o zdolności zakłócania tych planów” – podkreśla Shelzi.
Mimo rosnącego zagrożenia ze strony afgańskiej odnogi IS środek ciężkości, jeśli chodzi o międzynarodowy terroryzm, przesuwa się coraz bardziej w stronę Afryki, zwłaszcza w region Sahelu, gdzie w siłę rosną zarówno grupy związane z Państwem Islamskim, jak i lokalne bojówki. Shelzi uważa, że w pewnym stopniu przyczyniła się do tego Rosja, umacniająca kontakty z juntami rządzącymi w państwach takich jak Mali, Burkina Faso czy Republika Środkowoafrykańska. Choć władze tych państw wynajmują siły Grupy Wagnera i jej następców do zapewnienia bezpieczeństwa – wypierając przy tym zachodnie misje antyterrorystyczne – to najemnicy pojmują bezpieczeństwo w specyficzny sposób.
„Jednym z głównych celów (Grupy) Wagnera, czy teraz Korpusu Afrykańskiego, jest zapewnienie przetrwania reżimu – i (najemnicy) robią to bezlitośnie. Oznacza to bezpieczeństwo dla rządzących i związanych z nimi grup, ale dla ludności efekty bywają katastrofalne. A to oczywiście tylko sprzyja sianiu fermentu i napędza rekrutację islamistom” – mówi Shelzi.
Jak zaznacza, choć grupy dżihadystów w Afryce są w głównej mierze skupione na własnym terenie, nie oznacza to, że nie stanowią one zagrożenia dla świata zachodniego, zwłaszcza dla Europy. Wskazuje m.in. na ryzyko rozprzestrzeniania się niestabilności, grup przestępczych czy większej radykalizacji migrantów.
„Myślę, że jest całkiem sporo służb w Europie, zwłaszcza we Francji, które bardzo obawiają się +rozlania+ się tego zagrożenia na ludność na kontynencie” – powiedział.
Era globalnego dżihadu
.O historii religijnego terroryzmu spod znaku półksiężyca pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze prof. Olivier ROY, francuski politolog.
„Jedenastego września 2001 r. doszło do zamachu terrorystycznego, który zmienił świat – choć inaczej, niż zakładali organizatorzy ataku na Nowy Jork i siedzibę Pentagonu w Waszyngtonie. Od tamtego zamachu zaczęła się era globalnego dżihadu. Samo zjawisko jest starsze, ale dopiero po tym, jak samoloty uderzyły w World Trade Center, co wstrząsnęło całym światem, zaczęło być o nim głośno. W konsekwencji otrzymaliśmy przede wszystkim dwie wojny: w Afganistanie i w Iraku. Obie zakończyły się porażkami, bo nie udało się osiągnąć postawionych celów” – opisuje autor artykułu.
W jego ocenie na terroryzm spod znaku Al-Kaidy patrzymy dziś przez pryzmat tych wojen. To właśnie sprawia, że zamachy z 11 września przyniosły efekt inny od zamierzonego. Ale też nie można zapomnieć, że rozpoczęły one całą serię ataków. W USA po tamtym uderzeniu doszło do jeszcze jednego dużego zamachu terrorystycznego – podczas maratonu w Bostonie w 2013 r. Ale jednocześnie doszło do wielu ataków terrorystycznych w Azji, a także w Europie.
Islamscy radykałowie uderzyli m.in. na dworcu kolejowym w Madrycie w 2004 r., w londyńskim metrze w 2005 r., zaatakowali tygodnik „Charlie Hebdo” w Paryżu w 2015 r., lotnisko Zaventem w Brukseli w 2016 r. czy podczas koncertu Ariany Grande w Manchesterze w 2017 r. W każdym z tych zamachów zginęło po kilkadziesiąt (czasami kilkaset) osób, wszystkie te tragedie wywołały serię dyskusji na świecie o tym, jak groźny jest terroryzm islamski i w jaki sposób można go pokonać.
„Kim byli terroryści dokonujący tych zamachów? Na pierwszy rzut oka ich sposób działania oraz motywacje były bardzo podobne. Jednak gdy przyjrzymy się im bliżej, zauważymy różnice. Można mówić o trzech pokoleniach dżihadystów” – opisuje ekspert.
Pierwsze to ci, którzy przeprowadzali zamachy w latach 80. i 90. Pochodzili w zdecydowanej większości z Bliskiego Wschodu – i też większość ataków miała miejsce w Afryce i Azji. Niektórzy z nich przedostawali się na Zachód, żeby tam przeprowadzić zamach.
Druga generacja dżihadystów funkcjonowała za to w latach 1995–2015. Chodzi o terrorystów, którzy w dużej mierze dorastali już na Zachodzie. Symbolicznym początkiem ich działania był zamach przeprowadzony przez Khaleda Kelkala w TGV w 1995 r. Zamachowiec urodził się w Maroko, ale jeszcze jako dziecko zamieszkał we Francji. Tam się wychował i tam też próbował zdetonować bombę w pociągu. Kolejne zamachy w Europie w 95 proc. przypadków organizowali terroryści urodzeni lub wychowani w Europie. Działo się tak nie tylko we Francji, ale również w Belgii, Holandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii. Większość zamachowców była dziećmi imigrantów zarobkowych, którzy przyjechali za pracą do Europy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w latach 60. i 70. Ale ok. 25 proc. ataków przeprowadzali rdzenni Europejczycy, którzy przeszli na islam i w ten sposób dołączyli do dżihadu. Wielu konwertytów z Europy wyjechało też na Bliski Wschód, by walczyć w szeregach Państwa Islamskiego. Te przypadki pokazują, z jak bardzo zróżnicowanymi kategoriami terrorystów mamy do czynienia. To walkę z tym wyzwaniem jeszcze komplikowało.
„Wreszcie od 2016 r. wyraźnie zaczyna dominować trzecie pokolenie dżihadystów. Niektórzy z nich przybyli do Europy w czasie kryzysu migracyjnego w 2015 r., ale większość przyłączała się do dżihadu przeciwko Zachodowi na własną rękę. Ich pochodzenie etniczne było bardzo zróżnicowane. Część z nich to Arabowie, ale także Czeczeni, Pakistańczycy, mieszkańcy Bałkanów. Istnieje między nimi duża różnica wieku; niektórzy są bardzo młodzi, niektórzy są po czterdziestce. Praktycznie nie posiadają wykształcenia religijnego. Właściwie ich jedyną cechę wspólną stanowi fakt, że działają samotnie, zwykle z prowizoryczną bronią. To sprawia, że bardzo trudno jest ich wyśledzić przed dokonaniem przez nich zamachu” – pisze prof. Oliver ROY.
Należy jednak pamiętać, że ten podział na trzy pokolenia dżihadystów oczywiście nie zawsze znajdował pokrycie w rzeczywistości, w niektórych sytuacjach te generacje zachodziły na siebie. Tak było choćby w przypadku zamachów z 11 września. Przecież lecące do USA samoloty porwali islamscy terroryści, którzy zradykalizowali się w Niemczech – ale razem z nimi współpracowali dżihadyści z Arabii Saudyjskiej. W 2001 r. wszyscy przekonaliśmy się, jakie efekty przyniosła współpraca tych dwóch pokoleń terrorystów.
Po 11 września świat długo żył w rytmie wyznaczanym przez kolejne zamachy, jednak obecnie islamski terror zanika. Przede wszystkim z przyczyn naturalnych, choć Zachód przyczynił się do jego osłabienia. Ważną rolę w podkopaniu narracji o zwycięskim, globalnym dżihadzie stała się porażka Państwa Islamskiego, do której w dużej mierze doprowadził Zachód.
Globalny dżihad tworzą jednak ludzie, którzy w niego wierzą. On wywarł ogromny wpływ na szerokie masy muzułmanów – zwłaszcza w tych krajach, w których islam znajduje się na marginesie życia społecznego. Fascynacja tą narracją utrzymuje się tam ciągle na wysokim poziomie. To sprawia, że nie możemy mówić o końcu islamskiego radykalizmu. Ale wielka fala zamachów jest już za nami.