Pękła więź transatlantycka - ocenia liberalno-lewicowe „Le Monde”

Czy w krajach Europy wciąż jest siła do walki - rozważa politolog Andrew Michta. W jego ocenie jest to pytanie przede wszystkim o kondycje i sytuacje Stanów Zjednoczonych.

„Historia przyspieszyła” w relacjach między USA i Europą, a europejscy liderzy podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa „mieli wrażenie, że przeżyli trzy dni, które wstrząsnęły światem” opartym dotąd na trwałych relacjach transatlantyckich – ocenia liberalno-lewicowe „Le Monde”.

„W bólach rodzi się dynamika przezbrojenia Europy”

.Wydaje się, że te relacje, „filar systemu międzynarodowego od II wojny światowej”, doznały głębokiego pęknięcia – dodaje „Le Monde”.

„Jak zapewnić obronę Europie, gdy ma się mało środków, bo nie dostrzegliśmy poważnej tendencji zmniejszania od dekady zaangażowania amerykańskiego? Jak opłakiwać koniec ochrony Stanów Zjednoczonych, gdy Europa nie jest gotowa do przejęcia odpowiedzialności, a zagrożenie ze strony Rosji nie zostało wykluczone?” – zastanawia się gazeta.

W jej ocenie „ta perspektywa, której nie można już uniknąć, w obliczu brutalności ekipy (prezydenta USA Donalda) Trumpa, jest dla Europy potencjalnie niszczycielska”. „Istnieje ogromna pokusa wśród krajów wystawionych na zagrożenie, by raczej umizgiwać się do Donalda Trumpa w celu utrzymania oddziałów amerykańskich (na ich terytorium) niż angażować się w zryw całej Europy” – zauważa „Le Monde”.

Dziennik wspomina o kwestionariuszu przedstawionym przez USA krajom europejskim; jak wcześniej informowały media brytyjskie, Waszyngton zwrócił się do nich o dostarczenie informacji na temat broni, oddziałów pokojowych i ustaleń dotyczących bezpieczeństwa, które mogą zapewnić Ukrainie. „Le Monde” podkreśla, że takie hipotetyczne wysłanie sił nadzorujących ewentualny rozejm budzi wiele pytań – o liczebność sił, zarządzanie nimi, reakcję na ewentualny atak, rolę NATO, a także sprzęt, jaki zapewnić mogą tylko Stany Zjednoczone.

„Jest zbyt wcześnie, by te kwestie rozwiązać, dyplomaci mówią, że jesteśmy na samym początku. Niemniej w bólach rodzi się dynamika przezbrojenia Europy” – podsumowuje liberalno-lewicowe „Le Monde”.

Czy Ameryka znów Europę potraktowała lekceważąco?

.Najgłośniejsze skargi płyną z Berlina, gdzie sam kanclerz nie chce uwierzyć, iż Trump i Hegseth mogli zrobić coś takiego, nie dyskutując tego wcześniej z Niemcami, a nawet nie powiadamiając Scholza o swoich zamiarach. Oto Amerykanie dopuszczają się czegoś, co w politycznej Europie budzi zgrozę: nie mówią ani słowa o tym, iżby Europa miała „zasiąść przy stole”, przy którym ma się rozmawiać o pokoju na Ukrainie. O tym „siedzeniu” czy też raczej „niesiedzeniu” przy stole rozprawiają z przejęciem kluczowi europejscy liderzy, a ile narzekają przy tym, ile skarżą się mediom! Z kolei anonimowi dawcy opinii w rządowych kancelariach powtarzają z poczuciem samoupokorzenia tyleż ograny, co nieprawdziwe bon mot, wedle którego „jeśli kto nie siedzi przy stole, to musi znaleźć się w menu”.

„Pokój można osiągnąć tylko razem, a to znaczy z Ukrainą i Europejczykami” – zapewnia niemiecka szefowa dyplomacji, pani Baerbock. „Razem! Razem!” – taki tweet rozsyła po świecie polski premier Tusk. Brzmi to jak jakiś rozpaczliwy protest przeciwko dobrze znanej rzeczywistości, polegającej na tym, że Putin, o ile w ogóle bierze pod uwagę powstrzymanie wojny (co ciągle wątpliwe), to tylko jako wynik jakiegoś układu z Ameryką. I akurat to, czy Biden, czy też Trump siedzi w Białym Domu, w niczym nie zmieniło jego zamiarów. „W każdych negocjacjach Europa musi odgrywać centralną rolę” – taki twardy warunek stawia Rosji i Ameryce pani Kallas, szefowa unijnej dyplomacji. Cóż za nonsens! Aż dziw bierze, że nie dostrzegają go ci, którzy w poczuciu urojonego własnego znaczenia gotowi są dziś wypowiadać takie groteskowe opinie. Ileż to razy, przy pomrukach niezadowolenia płynących z Kijowa, Scholz czy Macron wydzwaniali do Putina z żądaniem pokojowych negocjacji? I czy kiedykolwiek miało to jakieś znaczenie, poza tym że tak jak niemiecki kanclerz uczciwie sami przyznawali się do bezskuteczności swych wysiłków?

No i trudno się temu dziwić. Czy Europa miała bowiem kiedykolwiek jakiś ramowy choćby koncept doprowadzenia do rozejmu na Ukrainie? Nie miała, poza czczymi zapewnieniami, iż „będzie pomagać tak długo, jak będzie trzeba”, czyli aż do ostatecznego zaboru Ukrainy przez Moskali. Czy Europa po 24 lutego 2022 roku zdobyła się na wysiłek, aby znaleźć polityczną i militarną moc, umożliwiającą gwarantowanie niepodległości Ukrainie? Dziś już nawet najbardziej „proeuropejskie” gazety, takie jak „The Guardian”, kpią sobie otwarcie z przełomowego ponoć w roku 2022 „Europejskiego Kompasu Strategicznego”, który miał z Europy uczynić mocarstwo w dziedzinie bezpieczeństwa. „Gdyby kserokopiarki Komisji Europejskiej mogły wygrywać wojny, Moskwa już dawno by się poddała” – z sarkazmem zauważa teraz rozsądny komentator tego dziennika.

Artykuł opublikowany na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-rokita-skrzywdzona-i-placzliwa-europa/

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 lutego 2025