Polskie noblistki bohaterkami instalacji świetlnych w Sztokholmie

Polskie noblistki Maria Skłodowska-Curie, Wisława Szymborska i Olga Tokarczuk znalazły się wśród postaci prezentowanych na instalacjach świetlnych w Sztokholmie w związku z uroczystością wręczenia Nagród Nobla.

Fragmenty powieści Olgi Tokarczuk oraz wierszy Wisławy Szymborskiej – instalacja „Leading Lights”

.W trwającym Tygodniu Noblowskim Skłodowska-Curie jest główną bohaterką iluminacji na gmachu ratusza, zatytułowanej „Leading Lights” (wiodące światła). Dzięki połączeniu wizerunku i dźwięku postać polskiej uczonej, pierwszej kobiety, która otrzymała Nagrodę Nobla, prezentuje laureatki z kolejnych lat we wszystkich dziedzinach. W tle słychać ich głosy.

Na zabytkowej elewacji Szwedzkiej Królewskiej Akademii Sztuki prezentowane są fragmenty wiersza Szymborskiej „Nic dwa razy”.

Portrety-witraże Szymborskiej oraz Tokarczuk znalazły się wśród przedstawień 18 laureatek literackiej Nagrody Nobla.

Przed tym miejscem odczytano fragmenty utworów czterech noblistek, w tym powieści Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Inny polski akcent to interaktywna instalacja artysty znanego jako Ksawery Komputery (właśc. Ksawery Kirklewski) zatytułowana „Flux”. Twórca oddaje hołd laureatowi Nagrody Nobla z fizyki Albertowi Michelsonowi z 1907 roku. Urodzony w Strzelnie naukowiec polsko-żydowskiego pochodzenia stworzył interferometr – przyrząd służący do bardzo dokładnego mierzenia prędkości światła.

W Sztokholmie łącznie 15 iluminacji poświęconych noblistom i ich odkryciom będzie wyświetlanych do połowy grudnia. Muzeum Nagrody Nobla organizuje oprowadzanie po instalacjach z przewodnikiem, zaplanowano też zimowy bieg oraz wycieczkę kajakami.

Ceremonia wręczenia Nagród Nobla odbędzie się w Sztokholmie we wtorek 10 grudnia w rocznicę śmierci Alfreda Nobla. Tego samego dnia w przypadku Pokojowej Nagrody Nobla oddzielne uroczystości tradycyjnie będą miały miejsce w stolicy Norwegii, Oslo.

„Zwycięstwo literatury polskiej to radość po prostu powszechna”

.O Sienkiewiczu było na świecie głośno. Czytano go w kraju namiętnie – to wiemy bardzo dobrze, jego słowa podnosiły rodaków na duchu, kiedy Polski nie było na mapach, pisał – „dla pokrzepienia serc” – jak sam zaznaczył na zakończenie „Trylogii”, dodając jednak, że robi to w „niemałym trudzie”. 

Polacy czekali na kolejne odcinki z przygodami sienkiewiczowskich bohaterów, wydawane w krakowskim „Czasie” i warszawskim „Słowie”, pisali petycje do autora, by historia miłosna Skrzetuskiego zakończyła się szczęśliwie, płakali nad panem Wołodyjowskim. Przez kraj przetoczyła się nawet potężna dyskusja, czy można odprawiać msze święte za duszę pana Podbipięty! Nikt nie był wcześniej ani później tak szaleńczo czytany jak Sienkiewicz.

Stefan Żeromski opisał we wspomnieniach przygodę swojego znajomego, który „miał interes na poczcie, czekał tam więc. Razem z nim czekało na przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na >>Słowo<<. Gdy poczta przyszła, urzędniczek pocztowy zaczął czytać >>Potop<< na głos… Ci ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć dalszy ciąg powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich”.

Admiratorem jego twórczości był m.in. prof. Stanisław Tarnowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który napisał o powieściach same pochwały „Kiedyś pamiętniki, może i historie literatury, wspominać będą, że kiedy wychodziło >>Ogniem i mieczem<<, nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym nie kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i myślało jak o żywych ludziach…”. To z kolei wściekło Aleksandra Świętochowskiego, który na łamach warszawskiej „Prawdy” kpił: „Ostatecznie Mickiewicz był tylko Mickiewiczem, podczas gdy p. Sienkiewicz, według zapewnień hr. Tarnowskiego, jest jednocześnie Mickiewiczem, Homerem, Shakespearem, Dantem, Tassem, a może nawet Edisonem i Bismarckiem…”. Negatywne artykuły przeważały w prasie polskiej. Nic dziwnego, że po takich głosach Sienkiewicz dostał uczulenia na rodzimych krytyków. Po skończeniu „Potopu” pisał do przyjaciółki „Obaczysz, jakie sfory wypuszczą na mnie, jakbym krzywdę krajowi i literaturze uczynił. Oczywiście znajdą się i inne głosy, ale ja sobie pojadę, >>gdzie cytryna dojrzewa<<, i nie będę tego czytał”.

1901 roku pojawiły się pierwsze głosy, że Sienkiewicz powinien dostać nagrodę Nobla. Do Polski przyjechał dziennikarz amerykański, który zwiedzał nasz kraj śladami bohaterów „Trylogii”. Na jego reportaże czekało ponad milion wielbicieli polskiego pisarza. Sprzedaż samego „Quo vadis” w Ameryce sięgnął 800 tys. egzemplarzy. Zagorzałym wielbicielem tej powieści był William Faulkner. 

Kandydaturę Sienkiewicza do Akademii Szwedzkiej zgłosił hr. Stanisław Tarnowski. O Nobla dla Polaka zabiegał Szwed Alfred Jensen, tłumacz jego dzieł na język szwedzki.

Wreszcie nadszedł rok 1905. Jensen, jako wysłannik komitetu przyjechał do Krakowa i tam, w tajemnicy, poinformował pisarza o przyznaniu Nobla. Sienkiewicz ruszył przez Wiedeń, Berlin i Kopenhagę do Sztokholmu. „Jestem rad, że to już wszystko nadchodzi, bo skoro nadchodzi to nadejdzie, a skoro nadejdzie to i przejdzie” – pisał do żony. 10 grudnia raportował „Jest jedna rzecz doskonała w naturze, to jest, że dzień, który się zaczął, musi się skończyć. Otóż dzisiejszy skończył się. (…) Sala nie większa od krakowskiej, ale nabita, przed gmachem dużo ludzi. (…) Wchodzi rodzina królewska: król, książę Karol i Gustaw Adolf wnuk królewski. (…) Zasiadają fotele w pierwszym rzędzie – muzyka gra, ludzie się gapią. Potem pierwsza konferencja na cześć laureata nieobecnego (fizyka z Bawarii) po szwedzku. Długo, nudno. Nagrodę odbiera ambasador pruski. Potem muzyka i znów konferencja: nagroda zdaje się za chemię, bo słyszę ciągle wyraz indygo; odbiera ją znów ambasador. Następuje trzecia konferencja medyczna, po czym występuje obecny Koch. Na koniec mówi Wirsen, mówi długo po szwedzku – po czym kończy po francusku naturalnie niesłychanymi pochwałami dla >>Trylogii<<, >>Bez dogmatu<<, >>Rodziny Połanieckich<<, >>Quo vadis<< i >>Krzyżaków. Patrzę ukosem, jak to przełknie pruski ambasador, który siedzi koło mnie – i wpadam w dobry humor przy opisie Grunwaldu. Prusak zresztą ani drgnął. Potem wszyscy wstają, król również, bierze pudełko z medalem, patent, a ja idę jednocześnie przed jego fotel. Wręcza mi to wszystko, po czym ściska moją prawicę tak długo i tak serdecznie, że niewątpliwie dłużej i serdeczniej niż poprzednio ambasadora i Kocha, po czym nakrywa moją rękę swoją drugą – i ma taki poczciwy wyraz twarzy, że miło patrzeć. Rozlegają się brawa, muzyka gra hymn szwedzki. Kłaniam się królowi, po czym mijając zatrzymuję się i kłaniam powtórnie przed Karolową Gustawową, czego nie zrobił Koch. Było to zauważone i dobrze przyjęte. Koniec!”. 

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 grudnia 2024