Prof. Andrzej CHWALBA we „Wszystko co Najważniejsze”
11 grudnia 1949 r. urodził się prof. Andrzej CHWALBA, historyk, eseista, specjalista w zakresie historii XIX wieku, dziejów relacji polsko-rosyjskich oraz historii najnowszej Polski. Redakcja przypomina z tej okazji wybrane teksty prof. Andrzeja CHWALBY opublikowane na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Czy I wojna światowa musiała wybuchnąć?
.„Zamach w Sarajewie w 1914 roku, uznawany dziś za symboliczny początek I wojny światowej, w rzeczywistości nie stanowił zapowiedzi światowego konfliktu. Tak poważne napięcia między państwami się zdarzały, ale umiano je rozładowywać. Europejczycy nie brali wówczas pod uwagę możliwości niekontrolowanego wybuchu wojny, tym bardziej na dużą skalę. Europa od 1871 roku żyła przecież w spokoju” – pisze prof. Andrzej CHWALBA w tekście „Czy I wojna światowa musiała wybuchnąć?”.
W swoim artykule przytacza powody wybuchu Wielkiej Wojny. Jak podkreśla, „politykom zabrakło wyobraźni i tak ważnej w polityce intuicji. Zabrakło też dobrej znajomości klimatu kulturowego w Europie. Stary Kontynent roku 1914 przypominał wrzący kocioł, choć czas wakacyjny nie sprzyjał takiej refleksji. O wojnie jako o sympatycznej idei wielu myślało od lat i wojnę propagowało, co nie oznacza, że propagatorzy nie byli zaskoczeni jej wybuchem. Zwolennicy wojny powiadali, że będzie zerwaniem z nudą, zniewieściałością i gnuśnością, będzie przejawem witalności Europy, jej siły i energii. Neoromantycy europejscy i twórcy artystycznej awangardy propagowali wojnę, bo rzekomo prowadzi ona do oczyszczenia ciała i odrodzenia ducha”.
„Ponieważ Europejczycy od dwóch generacji nie walczyli, a niektórzy od czterech, zatem nastał już czas. Stąd też wzięło się to irracjonalne parcie do upuszczenia „złej krwi”. Dzięki wojnie – przekonywano – ulegnie zagładzie stary zmurszały świat i powstanie nowy, piękniejszy i sprawiedliwszy. Takiemu myśleniu sprzyjały filozofia Bergsona, Nietzschego, twórczość Marinettiego czy Bonnarda. To oni utorowali drogę prowadzącą do przewrotu duchowego młodej generacji. Wojny nie pragnęła starsza generacja, nie pragnęli rolnicy, ale chciała jej dynamicznie rozwijająca się klasa średnia, intelektualiści i twórcy, wykształcona młodzież, studenci-gimnazjaliści” – pisze prof. Andrzej CHWALBA.
Historyk dodaje, że „do wojny przygotowywały szkolne podręczniki i szkolne programy nakazujące wielbić swoje narody i nienawidzić obcych. Przygotowywała propagująca przemoc literatura piękna, przygotowywały wielkie widowiska historyczne przypominające dni chwały własnego narodu i jednoczesnej klęski narodów słabszych, skazanych na starczy uwiąd. Nie wszyscy zauważyli, a z pewnością nie zauważyli politycy wiedeńscy i osobiście cesarz, że kończyła się epoka królów i „starożytnych” dynastii, a zaczynała się epoka wojujących ze sobą narodów, które upomną się o nowe, lepsze miejsce w historii i o nowe miejsce własnych państw «pod słońcem»”.
„Czy do wojny prowadził wyścig zbrojeń, który rzeczywiście miał miejsce zwłaszcza po 1900 roku? Niekoniecznie, gdyż broń to jedynie narzędzie, które człowiek może wykorzystać. Wyścig zbrojeń w istocie doprowadził do równowagi potencjałów, dlatego wojna światowa, zwana wkrótce Wielką Wojną, trwała tak długo, a nie jak sobie wyobrażano, kilka miesięcy. Wytwórcy uzbrojenia chcieli na jej produkcji dalej zarabiać, ale bynajmniej nie chcieli przyczyniać się do wojny, gdyż ona zawsze jest ryzykiem. W warunkach pokojowych, przy zamówieniach państwa, zyski są stabilne, a «pieniądz lubi spokój»” – twierdzi prof. Andrzej CHWALBA.
O realiach tamtych dni oraz innych powodach wybuchu I wojny światowej historyk pisze w tekście opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Polska była mentalnie gotowa na niemiecką agresję. Zachód – nie
.„Agresja niemiecka 1 września nie była zaskoczeniem dla władz wojskowych II RP. Jedynie łudzono się, że zawarcie 25 sierpnia polsko-brytyjskiego układu o wzajemnej pomocy, może powstrzymać na pewien czas III Rzeszę. Odpowiedzialny za wywiad Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, miał pełną świadomość tego, jak wygląda koncentracja wojsk niemieckich na granicy z Polską. Proces ten widoczny był już od kilku tygodni. Ocenę wielkości sił niemiecki umożliwiła też wcześniejsza agresja Rzeszy na Czechosłowację” – stwierdza prof. Andrzej CHWALBA w tekście „Polska była mentalnie gotowa na niemiecką agresję. Zachód – nie”.
Jak podkreśla, „w kontekście wojennych przygotowań, warto zwrócić uwagę na wizytę, do której doszło w Polsce 24 lipca 1939 roku. Wtedy w siedzibie polskiego wywiadu w Pyrach na spotkaniu z przedstawicieli służb wywiadowczych Wielkiej Brytanii i Francji Polacy podzielili się wiedzą na temat zdolności deszyfrowania niemieckich depesz, co było dla przedstawicieli zachodnich służb zaskoczeniem. Tym bardziej, że mimo posiadania specjalistów takich, jak choćby ojciec sztucznej inteligencji, Alan Turing, nie byli w stanie złamać Enigmy. Powodem podzielenia się przez stronę polską posiadaną wiedzą, była chęć koordynacji wysiłków sojuszników. Trudno mówić wobec tego o zaskoczeniu niemiecką agresją”.
„Zacięta i heroiczna obrona Polaków, która zaskakiwała niejednokrotnie dowódców niemieckich, była wyrazem wiary w zwycięstwo, będącej wynikiem wejścia do wojny naszych sojuszników. Kiedy przyszło nam jednak walczyć w pojedynkę, mimo niezwykłych sukcesów strony polskiej, olbrzymie dysproporcje między siłami niemieckimi i polskimi, przesądziły o wyniku tego starcia. Wielka Brytania i Francja przystąpiły do wojny 3 września, jednak skandaliczne i bezprecedensowe było to, że nie przystąpiły do wojny realnie” – pisze prof. Andrzej CHWALBA.
Historyk zaznacza, że „trudno przyjąć tłumaczenia strony brytyjskiej, że nie była gotowa do wojny, czy strony francuskiej, która nie uznawała za stosowne opuszczanie Linii Maginota, mającej odegrać kluczową rolę w starciu z Niemcami. Za szybką interwencji aliantów, choćby części sił przemawiał oczywiście fakt, że na froncie zachodnim nie było poważnych sił niemieckich, były to bowiem dywizje drugiego i trzeciego rzutu. Wszystkie 15 dywizji pancernych i motorowych zostały zaangażowane na froncie polskim. W pierwszej kolejności wojska niemieckie na zachodzie mogła zaatakować armia francuska. Wojska lądowe angielskie rzeczywiście były nieliczne a lotnictwo w fazie rozbudowy. W tym momencie Wielka Brytania dysponowała jedynie jedną dywizją pancerną. Dowództwa alianckie zostały zaskoczone strategią wojny błyskawicznej i obawiały się, że kiedy wkroczą do Rzeszy to już armia polska będzie rozbita. Dodajmy, że sukces niemieckiej strategii ujawnił się w kilka miesięcy później, kiedy Niemcy zaatakowały Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg. Jedynie marynarka wojenna Zjednoczonego Królestwa rozpoczęła już pierwsze działania bojowe we wrześniu, ale nie mogło to wpłynąć w żadnym stopniu na losy frontu polskiego”.
„Pojawia się pytanie, czy losy Polski mogłyby potoczyć się inaczej, gdyby Związek Sowiecki nie zaatakował II Rzeczpospolitej od wschodu? Z pewnością wojna trwałaby dłużej, ale ze względu na brak działań wojennych na Zachodzie, nie było szans na zwycięstwo” – podkreśla prof. Andrzej CHWALBA.
Dodaje, że „Polacy, na poziome mentalnym byli dobrze przygotowani do wojny, jednak to nie wystarczyło. Polski potencjał gospodarczy znacznie ustępował Rzeszy. Warto pamiętać, że polski przemysł zbrojeniowy powstał dopiero po roku 1920 a nowoczesne fabryki zbrojeniowe zaczęły produkcję w ramach COP-u, i to tylko niektóre, w ostatnich miesiącach przed wojną. Dlatego trudno było w ciągu krótkiego czasu wyposażyć polską armię w najnowocześniejszy sprzęt”.
„W 1939 roku lepszej drogi dla Polski nie było, a wszelkie rozważania na temat potencjalnej współpracy z Adolfem Hitlerem są, co najmniej niestosowne. Zrobiliśmy wszystko, by pokonać III Rzeszę. Byliśmy w tym najbardziej zdeterminowanym krajem ze wszystkich Aliantów, uwzględniając wagę informacji przekazanych Wielkiej Brytanii i Francji” – twierdzi prof. Andrzej CHWALBA.
Rosję może powstrzymać tylko zdecydowana siła
.W tekście pt. „Rosję może powstrzymać tylko zdecydowana siła” prof. Andrzej CHWALBA zwraca uwagę na fakt, że „dla historyka nie jest zaskoczeniem powielanie przez Rosję wzorców postępowania wobec mieszkańców podbijanego terytorium: armia rosyjska korzysta z doświadczeń sowieckich i wcześniejszych, carskich. W wojnie z Ukrainą 2022 roku konserwatywna generalicja rosyjska ma zaufanie do tego, co praktykowali jej poprzednicy, i nie wydaje się gotowa do poszukiwania nowatorskich rozwiązań strategicznych i taktycznych”.
Historyk dodaje, że „w rosyjskich zachowaniach widoczne są wzory z bitwy moskiewskiej, stalingradzkiej czy kurskiej i szerzej, z tak zwanej Wojny Ojczyźnianej 1941–1945. Wystarczy wspomnieć bombardowanie obiektów znajdujących się daleko od frontu: podobnie Armia Czerwona w 1942 i 1943 roku zrzucała bomby m.in. na oddaloną o wiele kilometrów od pola działań wojennych Warszawę. Do tego dochodzi porywanie i wywożenie tysięcy ludzi na wschód, biorące swój początek wprost od Stalina i carów. Zbrodnie wobec jeńców i cywili, dobijanie rannych wiosną 2022 roku na Ukrainie ma w Rosji arcyhistoryczne antecedencje: brutalne zabijanie jeńców przez czerwonoarmistów było praktykowane już w 1920 roku, czego doświadczyli pojmani i ranni Polacy. W działaniu tym słyszymy odległe echo historii – zbrodni katyńskiej 1940 roku”.
„Inną tezą często powielaną w mediach jest mówienie o Rosji jako kraju, któremu zawsze «wszystko uchodzi na sucho», bez względu na to, kto w niej rządzi. Zapewne na to też liczył Putin, podejmując decyzję o wojnie. Silne związki ekonomiczne kapitału zachodniego i Rosji to kwestia powszechnie znana. Podobnie jak tradycje tzw. «koncertu mocarstw», co najmniej od Kongresu Wiedeńskiego w 1815 r. Politycy mocarstw uważali, że tylko oni mają mandat do decydowania o przyszłości Europy i świata. W czasie pokojowej konferencji w Paryżu w 1919 roku alianci nazwali się nawet «głównymi mocarstwami». I choć między nimi wielokrotnie dochodziło do nieporozumień, to owa solidarność powstrzymywała je przed skrzywdzeniem któregoś z nich właśnie z tego względu, że jest mocarstwem. Do połowy 1918 r. nawet Amerykanie nie przewidywali rozpadu Austro-Węgier” – pisze prof. Andrzej CHWALBA.
Podkreśla, że „Rosji wiele «uchodzi na sucho» także dlatego, że trudno lekceważyć jej rozległość terytorialną. Powierzchniowo największe państwo świata, rozciągnięte między Azją a Europą – to czynnik fundamentalny w kontekście rozważań nad powtarzalnością historii. Imperialne dziedzictwo wpisuje się w nurt rosyjskiej narracji towarzyszącej «wyzwalaniu» sąsiadujących krajów. Nie zmienia to kształtu rosyjskiej historii, lecz płynie w jej głównym nurcie. Każdy rosyjski władca właśnie dlatego nie walczy z korupcją czy oligarchizacją władzy i nie jest – co oczywiste – orędownikiem wolności politycznych i demokracji. Podobnie zdecydowana większość mieszkańców Rosji nie chce demokracji i obawia się jej skutków”.
„Co będzie dalej? Rosja nie potrafi żyć inaczej, jak tylko «się rozpychając». Jedyne, co ją powstrzymywało w przeszłości, to perspektywa klęski wojennej i siła zbrojna przeciwnika. Bo to, czy Władimir Putin jest zdrowy, czy chory, nie ma znaczenia. Podobnie jak nie ma znaczenia to, czy urząd prezydenta Rosji sprawował Borys Jelcyn, czy ktokolwiek inny. Niezależnie bowiem od tego, kto jest jej przywódcą, Rosja nadal będzie ta sama, aczkolwiek po wojnie osłabiona i wizerunkowo sponiewierana” – pisze prof. Andrzej CHWALBA.
WszystkoCoNajważniejsze/SN