Prof. Andrzej CHWALBA z Nagrodą Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku

Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku wyróżnił trzy zasłużone osoby za promocję Polski i osiągnięcia w dziedzinie historii, muzyki i literatury. Otrzymali je autor Wszystko co Najważniejsze, prof. Andrzej Chwalba, Magdalena Baczewska oraz Wojciech Wencel.

Instytut Piłsudskiego stał się w ciągu kolejnych dziesięcioleci jedną z najważniejszych instytucji polskich poza Rzeczpospolitą [Andrzej CHWALBA]

.W swoim wystąpieniu profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Chwalba, wybitny naukowiec i eseista specjalizujący się m.in. w historii XIX wieku, dziękował za nagrodę im. Wacława Jędrzejewicza, jednego z założycieli (w roku 1943) i pierwszego prezesa Instytutu. Nazwał go wybitną postacią i zauważył, że niejednokrotnie wyprzedzał nawet myśli marszałka.

Przyznał, że patrzy na Piłsudskiego z perspektywy Polski i Krakowa, jak był i jak jest dzisiaj postrzegany. Jak zauważył, autorzy książek i badacze instytutu niejednokrotnie polemizowali z historiografią PRL i prezentowali polskie osiągnięcia naukowe za granicą. Podkreślali niepodległościowe tradycje Polaków i ich wolnościowe aspiracje.

– Instytut stał się w ciągu kolejnych dziesięcioleci jedną z najważniejszych instytucji polskich poza Rzeczpospolitą, otwartą na świat, na Amerykanów i Amerykanów polskiego pochodzenia. Z instytutu o profilu głównie archiwalnym, bibliotecznym, stał się instytucją promocji polskiej kultury i polskich dziejów. Nowe środki komunikowania okazały się być w tym pomocne – ocenił historyk.

Profesor wskazał też, że dzięki źródłom (pochodzącym także z Instytutu) można zwalczać, co jest trudne, fałszywe wyobrażenia o Polsce i postawie Polaków, zwłaszcza w trakcie II wojny światowej.

Podczas gali w Giando On The Water na Brooklynie Instytut uhonorował nagrodą Ignacego Paderewskiego, Arts and Music Award, pianistkę i edukatorkę dr Magdalenę Baczewską z Uniwersytetu Columbia oraz uhonorował Joseph Conrad Literature Award poetę i krytyka literackiego Wojciecha Wencela.

Prezes dr Iwona Korga wyjaśniła, że jej Instytut przyznaje nagrody od początku lat 90. minionego wieku w dziedzinie historii, literatury, sztuki, a także zaangażowania biznesowo-społecznego na rzecz Polonii amerykańskiej – zarówno Polakom, jak też obcokrajowcom zaangażowanym w problematykę polską. Wśród laureatów wymieniła m.in. historyków Timothy’ego Snydera, Normana Daviesa oraz profesorów Andrzeja Nowaka i Wojciecha Roszkowskiego.

Wrzesień 1939 r. Czy Polska musiała przegrać?

.Czy wrzesień 1939 r. mógł skończyć się inaczej? Czy Polska musiała przegrać? Te pytania są stawiane od zakończenia II wojny światowej i wciąż poszukuje się odpowiedzi oraz buduje alternatywne scenariusze – pisze prof. Andrzej CHWALBA.

W naszym przekonaniu wojsko nie mogło wygrać kampanii polskiej, nawet gdyby nie wkroczyły oddziały sowieckie. Natomiast sprawą otwartą pozostaje kwestia, czy mogło się jeszcze dłużej bronić, a żołnierze i oficerowie — czy mogli się bić w lepszym stylu. Stale też wraca pytanie z zakresu historii alternatywnej, o to, w jakim stopniu agresja sowiecka zmniejszyła polskie szanse na przedłużenie konfliktu. Jest oczywiste, że gdyby nie 17 września, to wojna trwałaby znacznie dłużej, co najmniej o kolejne dni, natomiast nie sposób wskazać ich liczby. Problemem nie do rozwiązania dla polskiego wojska byłyby braki materiałowe w zakresie amunicji i broni. Na Kresach Wschodnich nie było już większych magazynów z zasobami wojennymi ani też fabryk broni i amunicji, a na poważniejsze dostawy alianckie nie można by liczyć.

Otwartym i wartym dalszej dyskusji jest kolejne pytanie o to, w jakim zakresie wojsko wykorzystało swój potencjał, swoje atuty. Spróbujmy się temu przyjrzeć. O ostatecznym wyniku każdej wojny decyduje nie tylko bilans błędów swoich i przeciwnika, ale przede wszystkim uzbrojenie i liczebność armii, które z kolei zależą od potencjału gospodarczego i demograficznego. III Rzesza liczyła około 80 milionów mieszkańców wraz z ziemiami podbitymi, a Rzeczpospolita — 35 milionów. Polski PKB wytworzony w 1938 roku, przy wartości dolara z 2017 roku, wyniósł 103 miliardy dolarów, niemiecki 617 miliardów dolarów. W latach 1935–1939 Rzesza wydała na modernizację armii 24 miliardy dolarów, a Polska 730 milionów dolarów. Kiedy Rzesza w 1933 roku rozpoczęła wielki plan rozbudowy armii, Polska szukała środków na pokonanie kryzysu gospodarczego. Modernizacja armii rozpoczęła się dopiero po śmierci marszałka Piłsudskiego. Dlatego nie wydaje się, aby zdanie wypowiadane przez wielu Polaków, że „gdyby żył Marszałek, toby do wojny nie doszło”, było uprawnione, a gdyby doszło — jak mówili inni — „tobyśmy wygrali”. Trudno się z tym zgodzić, gdyż zapewne klęska byłaby jeszcze szybsza i dotkliwsza.

W ostatnich kilkunastu miesiącach przed wybuchem wojny czas pracował na rzecz zachodniego sąsiada. W 1938 roku Rzesza się wzmocniła, przejmując gospodarkę Austrii, a w kolejnym roku jeszcze bardziej dzięki zajęciu Czech oraz Moraw i przejęciu nowoczesnego uzbrojenia armii czechosłowackiej oraz jej przemysłu zbrojeniowego. Słowem, dysproporcje między Rzeszą a Polską ponownie się powiększyły. Dlatego rozważania w rodzaju: gdyby wojna wybuchła kilka lub kilkanaście miesięcy później, to armia polska byłaby gotowa do odparcia ataku bądź też dłużej by się broniła — nie uwzględniają dynamiki i potencjału machiny zbrojeniowej totalitarnego państwa.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-andrzej-chwalba-wrzesien-1939-r-czy-polska-musiala-przegrac/

Skąd wzięły się „polskie obozy śmierci”?

.Polskie doświadczenia związane z KL Auschwitz to ok. 110–150 tys. ofiar więzionych i eksploatowanych do granic wytrzymałości, 70–90 tys. zamęczonych i zmarłych, trauma przekazywana z pokolenia na pokolenie, a także organizacja pomocy więźniom przez ochotników i polski ruch oporu oraz informowanie świata o zbrodniach dokonywanych przez Niemców. Tymczasem dziś owe doświadczenia ustępują miejsca w przestrzeni narracyjnej fałszywemu obrazowi „polskiego obozu zagłady” – pisze prof. Andrzej CHWALBA

Nie wiemy, ilu dokładnie Polaków trafiło do KL Auschwitz ani ilu zmarło na skutek nieludzkiej eksploatacji organizmu, głodu, chorób lub w wyniku egzekucji. Niemcy starannie zacierali bowiem ślady zbrodni – utylizowali szczątki ofiar, niszczyli dokumentację. Najbardziej prawdopodobne szacunki mówią o 110–150 tys. uwięzionych i 70–90 tys. zmarłych. To czyni Polaków drugą grupą narodowościową po Żydach, która najbardziej ucierpiała w wyniku zbrodniczych działań niemieckiego okupanta, przy czym Żydów zginęło wielokrotnie więcej – co najmniej milion. Pośród nich znajdowali się również Żydzi polscy, współobywatele przedwojennej II Rzeczypospolitej. Szacuje się, że z okupowanych ziem polskich – przede wszystkim z obszarów bezpośrednio wcielonych do III Rzeszy – do KL Auschwitz trafiło ok. 300–350 tys. Żydów.

KL Auschwitz był zarówno obozem koncentracyjnym, jak i obozem zagłady. Składał się z ponad 40 obozów i podobozów. Główną rolę odgrywały trzy ośrodki: obóz macierzysty Auschwitz I (koncentracyjny), obóz zagłady Auschwitz II-Birkenau oraz swoista centrala kilkudziesięciu podobozów „przemysłowych” – Auschwitz III-Monowitz. To właśnie we wsi Monowice, położonej niedaleko Oświęcimia, znany niemiecki koncern chemiczny IG Farben wybudował olbrzymie zakłady przemysłowe, zajmujące się produkcją kauczuku i paliw płynnych. Choć nie był to obóz zagłady, ze względu na szczególnie ciężkie warunki pracy odsetek umierających był tam bardzo wysoki. W innych częściach kompleksu KL Auschwitz poza Auschwitz II-Birkenau szanse na przetrwanie były większe – np. w stolarniach czy magazynach, gdzie selekcjonowano żydowskie dobra przywiezione wraz z więźniami.

Od początku istnienia KL Auschwitz na kartach historii obozu obecne są ślady polskiego cierpienia. Pierwszy masowy transport więźniów, który dotarł tam w czerwcu 1940 r., uprzednio wyruszywszy z Tarnowa, składał się z Polaków. Przyznano im inny status niż Żydom, którzy trafiali do Auschwitz po to, by zginąć. Polaków nie kierowano do komór gazowych, ale przeznaczano do wycieńczającej, niewolniczej pracy na rzecz rozwoju niemieckich firm i gospodarki III Rzeszy – w tym celu państwo niemieckie tworzyło obozy koncentracyjne, to było ich podstawowe zadanie.

W KL Auschwitz więzień był użyteczny tylko wtedy, gdy mógł pracować. Polacy, którzy z powodu wycieńczenia lub chorób stawali się niezdolni do realizacji zadań wyznaczonych przez Niemców, albo umierali w trakcie pracy, nie otrzymując odpowiedniej pomocy medycznej, albo byli mordowani z zimną krwią. Wielu zginęło z powodu chorób. Ci, którzy trafiali do obozowych szpitali, ginęli na skutek wstrzyknięcia roztworu fenolu przez sanitariuszy lub lekarzy. Jeszcze inni trafiali do specjalnych cel śmierci lub byli rozstrzeliwani z powodu złamania jednego z setek surowych przepisów obowiązujących w obozie.

Mimo wszystko w obozach koncentracyjnych – w odróżnieniu od obozów śmierci – istniała szansa na przeżycie. Około 1/3 Polaków, którzy trafili do KL Auschwitz pierwszym transportem w czerwcu 1940 r., doczekała wolności. Podejmowano również próby ucieczek. Szacuje się, że z obozu uciekło ok. 700 więźniów. Część z nich została złapana i zamordowana. Ponieważ Niemcy stosowali odpowiedzialność zbiorową, za ucieczki z KL Auschwitz rozstrzeliwali losowo wybranych więźniów, którzy pozostali w obozie.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-andrzej-chwalba-skad-wziely-sie-polskie-obozy-smierci/

Rosję może powstrzymać tylko zdecydowana siła

.Rosjanie są niechętni demokracji, bo kojarzy im się z czymś grzesznym i niebezpiecznym, przeciwnym naturze Rosjanina, mieszkańca odrębnego lądu, „ósmego kontynentu” – pisze prof. Andrzej CHWALBA

Dla historyka nie jest zaskoczeniem powielanie przez Rosję wzorców postępowania wobec mieszkańców podbijanego terytorium: armia rosyjska korzysta z doświadczeń sowieckich i wcześniejszych, carskich. W wojnie z Ukrainą 2022 roku konserwatywna generalicja rosyjska ma zaufanie do tego, co praktykowali jej poprzednicy, i nie wydaje się gotowa do poszukiwania nowatorskich rozwiązań strategicznych i taktycznych.

W rosyjskich zachowaniach widoczne są wzory z bitwy moskiewskiej, stalingradzkiej czy kurskiej i szerzej, z tak zwanej Wojny Ojczyźnianej 1941–1945. Wystarczy wspomnieć bombardowanie obiektów znajdujących się daleko od frontu: podobnie Armia Czerwona w 1942 i 1943 roku zrzucała bomby m.in. na oddaloną o wiele kilometrów od pola działań wojennych Warszawę. Do tego dochodzi porywanie i wywożenie tysięcy ludzi na wschód, biorące swój początek wprost od Stalina i carów. Zbrodnie wobec jeńców i cywili, dobijanie rannych wiosną 2022 roku na Ukrainie ma w Rosji arcyhistoryczne antecedencje: brutalne zabijanie jeńców przez czerwonoarmistów było praktykowane już w 1920 roku, czego doświadczyli pojmani i ranni Polacy. W działaniu tym słyszymy odległe echo historii – zbrodni katyńskiej 1940 roku.

Kolejny element, który się powtarza, to powszechnie praktykowana korupcja armii rosyjskiej oraz defraudacja majątku państwowego. Zjawiska obecne wcześniej zarówno w armii carskiej, jak i sowieckiej dziś prawie codziennie wychodzą na światło dzienne, co ewidentnie osłabia potencjał rosyjskiej armii. Trzy wielkie wojny XIX wieku: krymską, rosyjsko-japońską i Wielką Wojnę Rosja przegrała przecież m.in. z powodu korupcji i malwersacji na wielką skalę. Miały wówczas miejsce liczne przypadki zyskownej sprzedaży materiałów wojennych i broni jej przeciwnikom, a w wojnie z Japonią nawet kluczowego wówczas węgla. To, co miało jakąkolwiek wartość handlową, podobnie jak dziś, wyprowadzano z magazynów i sprzedawano, a w dokumentach wykazywano zużycie lub zniszczenie.

Inną tezą często powielaną w mediach jest mówienie o Rosji jako kraju, któremu zawsze „wszystko uchodzi na sucho”, bez względu na to, kto w niej rządzi. Zapewne na to też liczył Putin, podejmując decyzję o wojnie. Silne związki ekonomiczne kapitału zachodniego i Rosji to kwestia powszechnie znana. Podobnie jak tradycje tzw. „koncertu mocarstw”, co najmniej od Kongresu Wiedeńskiego w 1815 r. Politycy mocarstw uważali, że tylko oni mają mandat do decydowania o przyszłości Europy i świata. W czasie pokojowej konferencji w Paryżu w 1919 roku alianci nazwali się nawet „głównymi mocarstwami”. I choć między nimi wielokrotnie dochodziło do nieporozumień, to owa solidarność powstrzymywała je przed skrzywdzeniem któregoś z nich właśnie z tego względu, że jest mocarstwem. Do połowy 1918 r. nawet Amerykanie nie przewidywali rozpadu Austro-Węgier.

Ten sposób myślenia świetnie obrazuje stwierdzenie Ottona von Bismarcka, który mniejsze narody naszego kontynentu nazwał „pigmejami Europy”, którzy tylko szkodzą większym. Myślenie to pokutuje do dzisiaj, co możemy prawie codziennie śledzić, słuchając kolejnych wystąpień przedstawicieli mocarstw europejskich, prezydenta Francji czy kanclerza Niemiec. Można krytykować Władimira Putina, ale trudno lekceważyć Rosję, która jest i będzie mocarstwem – powiadają.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-andrzej-chwalba-rosje-moze-powstrzymac-tylko-zdecydowana-sila/

PAP/MB




Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 października 2025