Prof. Jan WOLEŃSKI we „Wszystko co Najważniejsze”
21 września 1940 r. urodził się prof. Jan WOLEŃSKI, filozof analityczny, logik i epistemolog, teoretyk prawdy oraz filozof języka. Z tej okazji Redakcja przypomina wybrane teksty prof. Jana WOLEŃSKIEGO opublikowane na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Prawa człowieka w obliczu wydarzeń w Iranie, sytuacji na Tajwanie i wojny na Ukrainie
.„Czy w ciągu ostatniego roku zmieniły się postrzeganie i świadomość praw człowieka? Czy miały na to wpływ wydarzenia np. na Ukrainie, Tajwanie czy w Iranie? Czy na tle takich wydarzeń coś może się zmienić w prawie międzynarodowym?” – pyta prof. Jan WOLEŃSKI na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
„Jak zatem odpowiedzieć na początkowe pytania? Po pierwsze, nie wydaje się, aby wydarzenia w nich wymienione (i inne) zmieniły postrzeganie i uświadamianie sobie praw człowieka. Dalej są one traktowane jako ważne, ale chyba (prawie) wszyscy rozumieją, że ich akceptacja i stosowanie są ograniczone – to nie jest tak, że są obecne i realizowane na całym globie” – twierdzi prof. Jan WOLEŃSKI.
Jak podkreśla, „po drugie, nikt chyba nie oczekiwał, że Iran po Chomeinim, Afganistan pod rządami talibów i Korea Północna przyłączą się do ruchu na rzecz praw człowieka. Trzeba przemyśleć sposoby pokojowej zmiany tego stanu rzeczy, ale to może nie być proste w obecnej sytuacji międzynarodowej”.
„Po trzecie, może pewnym rozczarowaniem było to, że agresywny imperializm jeszcze raz zwyciężył w Rosji. Jeśli chodzi o Chiny, to nadzieja na ich demokratyczną internacjonalizację była wiązana z szybkim rozwojem ekonomicznym, ale efekty w tym zakresie są raczej mizerne” – pisze prof. Jan WOLEŃSKI.
Jego zdaniem „problem poważny (chyba najpoważniejszy) polega na tym, że Rosja i Chiny są dalekie od wyrzeczenia się użycia siły w realizowaniu swoich interesów politycznych, a przykład Ukrainy jest realną ilustracją, do czego to może prowadzić w kwestii praw człowieka. Jasne, że działania Rosji są niezgodne (łagodnie mówiąc) z prawem międzynarodowym (podobnie będzie w przypadku ewentualnej zbrojnej akcji Chin wobec Tajwanu). Być może oba te mocarstwa będą dążyły do zmiany zasad prawa międzynarodowego, np. w kierunku prawnego usankcjonowania dominacji mocarstw regionalnych, także w dziedzinie interpretacji praw człowieka, ale realizacja takiego postulatu byłaby radykalnie na przekór wielowiekowej tradycji cywilizacji zachodniej. W ogólności, jeśli uzna się, że ta tradycja jest ważna, rozmaite lokalne uzurpacje do wyłącznego czy nawet najlepszego jej reprezentowania są dobrą drogą do jej destrukcji”.
Homo militans i bellum iustum
.„Popularna suplika chrześcijańska powiada: «Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie». Świat jest jednak tak urządzony (mniejsza o to, przez kogo lub co), że wojny były, są i zapewne będą” – pisze prof. Jan WOLEŃSKI.
Jak dodaje, „Tomasz Hobbes powiadał, że gdyby nie umowa społeczna i ograniczenie naturalnego egoizmu, bo homo homini lupus est (człowiek człowiekowi wilkiem), mielibyśmy do czynienia z bellum omnium contra omnes (wojną wszystkich przeciw wszystkim). Zacytowana prośba jednoznacznie traktuje wojnę jako zło, a pogląd angielskiego filozofa sugeruje określenie homo militans (człowiek wojujący) jako dość adekwatne ujęcie natury ludzkiej. Wygląda więc na to, że potępienie wojny i ograniczenie jej skutków winno być świadectwem, że należymy do gatunku homo sapiens, tj. m.in. potrafimy rozumnie uregulować wojny i ich przebieg. To stało się przedmiotem koncepcji bellum iustum (wojny sprawiedliwej) i prób jej wdrożenia w praktyce międzynarodowej”.
„Dzisiaj formułuje się następujące zasady wojny sprawiedliwej: ma być obronna, a nie agresywna; ludność cywilna nie jest celem działań militarnych; przemoc może być zastosowana tylko wtedy, gdy jest uzasadniona. (…) Stanisław Jerzy Lec kiedyś powiedział: «Bardzo mało ludzi przewidywało w XIX w., że po nim nastąpi wiek XX». Nie miał oczywiście na myśli chronologii, ale to, że stulecie 1901–2000 przyniosło najstraszliwsze wojny (nieprzypadkowo zwane światowymi), także pod względem okrucieństwa i liczby ofiar. Paradoks polega na tym, że obie wojny światowe odbywały się już w kontekście istnienia skodyfikowanego prawa wojennego i działań Ligi Narodów, organizacji mającej na celu zapobieganie wojnom i rozwiązywanie sporów międzynarodowych drogą pokojową” – przypomina prof. Jan WOLEŃSKI.
Filozof stwierdza także, iż „rozpatrując agresję Rosji wobec Ukrainy, można odwoływać się do sentencji Owidiusza inde datae leges, ne fortior omnia posset (po to zostały dane prawa, aby ukrócić władzę silniejszego) czy też do jej jakiegoś bardziej współczesnego odpowiednika w rodzaju prawo silniejszego nie jest żadnym prawem, ale to nie przekona polityków rosyjskich głoszących, że «Ukraińcy w książkach kulinarnych i nie tylko zakazywali innych przepisów na barszcz. Dlaczego? Bo barszcz może należeć tylko do jednego, nie powinno się nim dzielić. Oni nie pozwalali, aby był wspólny, aby w każdym mieście i w każdym regionie każda gospodyni mogła przyrządzić go po swojemu. Oni nie chcieli kompromisu. To jest to, o czym mówimy: ksenofobia, nazizm i ekstremizm»”.
„Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Rosjanie nazywają inwazję na Ukrainę operacją militarną, a nie wojną, aby nie być zobowiązanym do przestrzegania prawa wojennego. Wydawałoby się, że zasady bellum iustum są przejawem temperowania homo militans przez homo sapiens. Byłoby to jednak bardzo optymistyczne stwierdzenie, ponieważ podane powyżej przykłady jednak sugerują, że w konkretnych przypadkach ciągle mamy do czynienia z daleko idącym relatywizmem w stosowaniu reguł prawa wojennego”.
Ontologia Europy
.„Dzisiejsze spory o charakter Unii Europejskiej (Europa Suwerennych Ojczyzn czy Federacja Europejska, czyli coś w rodzaju Stanów Zjednoczonych Europy) stanowią jeden tylko przykład niejasności granic i struktury tego, co nazywa się Europą” – pisze prof. Jan WOLEŃSKI.
Filozof dodaje, że „Norwegia i Szwajcaria (status Wielkiej Brytanii to odrębny problem) są krajami, które nie zdecydowały się na formalne uczestnictwo w UE, aczkolwiek faktycznie są członkami tej wspólnoty (nie tylko pod względem ekonomicznym, ale także z uwagi na szereg instytucji prawnych), obecnie skupiającej 27 państw na 46 wszystkich znajdujących się na kontynencie. Te liczby wyraźnie pokazują różnicę pomiędzy Europą a UE”.
Jak podkreśla, „gdyby nasza planeta była oglądana przez mieszkańców jakiegoś innego ciała niebieskiego, którzy nic nie wiedzieliby o przyjętych postanowieniach oddzielających jedne terytoria od innych, być może wskazaliby na to, co my nazywamy Europą, jako na jakoś fizycznie wyodrębnioną powierzchnię Ziemi, ale na pewno nie w takich granicach, w jakich my to czynimy. A przecież status Europy jako przedmiotu komplikuje się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę to, że jest zamieszkana przez ludzi, pełna ich wytworów oraz ma swoją historię, jak wiadomo, nader burzliwą, a więc jest złożonym i zmieniającym się agregatem”.
„W związku z tym pojawia się metafizyczny (ontologiczny) problem jej identyczności (trwania) poprzez segmenty cechowane różnymi momentami czasowymi. Czy Europa dzisiejsza jest identyczna z tym, czym była w czasach Imperium Rzymskiego, tzw. wielkiej wędrówki ludów (IV–VI w. n.e.), walki cesarstwa (niemieckiego) z papiestwem, wypraw krzyżowych, wojen religijnych, wielkich odkryć geograficznych i ich następstw w postaci powstania imperiów kolonialnych, powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Wielkiej Rewolucji Francuskiej i wojen napoleońskich, porządku ustalonego przez kongres wiedeński w 1815 r., rozpadu imperium Habsburgów w 1918 r., powstania dwóch antagonistycznych obozów politycznych po II wojnie światowej i uformowania się Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie? Jeśli tak, co decyduje o jej tożsamości, nawet jeśli nie jest to identyczność w ścisłym sensie?” – pyta prof. Jan WOLEŃSKI.
„Wracając do kwestii identyczności Europy w czasie, często ujmuje się jej tożsamość przez wskazanie, że u jej podstaw legły filozofia grecka, prawo rzymskie i religia chrześcijańska” – podkreśla filozof.
Zauważa przy tym, że „nawet jeśli uznamy, że tożsamość Europy jest efektem trzech wymienionych źródeł, trzeba zauważyć, że cywilizacja europejska sięga daleko poza kontynent europejski. Została przejęta przez obie Ameryki, Australię i ma silne przyczółki w Azji (Izrael, Japonia, Korea Południowa, do pewnego stopnia Chiny i Indie) czy Afryce (Republika Południowej Afryki); nawet jeśli uzna się, że sam kontynent europejski jest tam, gdzie był zawsze, to Europejczycy zamieszkują także inne części świata. Ktoś może powiedzieć, że Europa zwyciężyła na całym świecie. Takie przewidywanie jest jednak zdecydowanie przedwczesne. Nie tylko dlatego, że ludzkość może zniknąć z powierzchni ziemi w wyniku kataklizmu nuklearnego, katastrofy ekologicznej czy jakiejś kolejnej pandemii (niektórzy biologowie twierdzą, że nasz gatunek jest skazany na wymarcie z powodu degeneracji genetycznej), ale również dlatego, że Europa (ewentualnie powiększona o Ameryki i Australię) straci swoją pozycję i ustąpi miejsca innym agregatom kulturowo-geograficznym”.
„Los Imperium Rzymskiego, czyli prototypu Europy, wcale nie musi być wyjątkiem. Mówiąc filozoficznie, można stwierdzić, że pokaźna złożoność ontologiczna Europy, może większa niż w przypadku innych kontynentów, nie zapewnia wiecznotrwałości. Warto jednak ten problem rozważać, gdyż jeśli uznajemy Europę (europejskość) za wartość, powinniśmy czynić wszystko, aby przetrwała w postaci nawiązującej do historii naszego kontynentu. Dlatego opowiadania o wyimaginowanej wspólnocie i bajdurzenie o naszym, rzekomo wartościotwórczym, przodownictwie trzeba oceniać jako dywersję cywilizacyjną lub jeśli ktoś woli – szkodliwy mesjanizm” – pisze prof. Jan WOLEŃSKI.
WszystkoCoNajważniejsze/SN