Prof. Marek KORNAT we „Wszystko co Najważniejsze”

28 grudnia 1971 r. urodził się prof. Marek KORNAT, historyk, sowietolog, edytor źródeł, eseista, kierownik Zakładu Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Redakcja przypomina z tej okazji wybrane teksty prof. Marka KORNATA opublikowane we „Wszystko co Najważniejsze”.

28 grudnia 1971 r. urodził się prof. Marek KORNAT, historyk, sowietolog, edytor źródeł, eseista, kierownik Zakładu Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Redakcja przypomina z tej okazji wybrane teksty prof. Marka KORNATA opublikowane we „Wszystko co Najważniejsze”.

Teheran 1943. Punkt zwrotny II wojny światowej

.„Podczas II wojny światowej nie było wydarzenia równie znaczącego, jak konferencja teherańska. Zaprogramowała ona polityczne skutki tego wielkiego konfliktu” – pisze prof. Marek KORNAT w tekście „Teheran 1943. Punkt zwrotny II wojny światowej”.

Jak podkreśla, „powszechnie wiadomo, że w Teheranie zapadły rozstrzygające decyzje co do przyszłości Europy. Jedna decyzja była fundamentalna. Drugi front przeciw Niemcom miał być otwarty w Europie Zachodniej, we Francji – a nie na Bałkanach, w myśl koncepcji Winstona Churchilla, do której nie zjednał on prezydenta Franklina D. Roosevelta. To oznaczało, że Polskę »wyzwoli« Armia Czerwona. Jak to wyzwolenie będzie wyglądać – tego amerykański prezydent i brytyjski premier nie mówili”.

„W Teheranie Stalin osiągnął wielki cel. Nie ustępował w niczym. Za cenę zgody na udział ZSRS w przyszłej Organizacji Narodów Zjednoczonych – uzyskiwał kontrolę nad Polską i zdobywał dominację w Europie Międzymorza. Tego nie powiedziano w żadnej formie expressis verbis, ale taka była logika układu teherańskiego” – pisze prof. Marek KORNAT. 

Historyk dodaje, że „spory historyków o to, czy była inna możliwość polityki mocarstw anglosaskich niż nowy appeasement – tym razem na rzecz Sowietów – nie są zakończone. Większość utrzymuje, że tylko tak można było wygrać II wojnę światową. Trzeba tej koncepcji przeciwstawić rozumowanie inne. Naszym zdaniem polityka ta mogła być inna i nie musiała kończyć się tak wielkimi ustępstwami. Szczególnie Rooseveltowska koncepcja trwałej współpracy powojennej mocarstw koalicji antyhitlerowskiej była wielkim złudzeniem. W kształtowaniu polityki Zachodu głos rozstrzygający nie należał do rządu brytyjskiego, ale amerykańskiego. Tak z pewnością było pod koniec 1943 r.”.

Trzydzieści lat wolności

.Prof. Marek KORNAT w tekście „Trzydzieści lat wolności” stawia pytanie, „dlaczego wojsko rosyjskie opuściło Polskę dopiero w 1993, a nie w 1989 roku?”. Zaznacza, że „kiedy Mazowiecki doszedł do władzy, jesienią 1989 r. istniały jeszcze inne kraje komunistyczne, w których zmiana systemu nadeszła dopiero w kolejnych miesiącach. Mazowiecki, biorąc pod uwagę, że Polska może być przez jakiś czas enklawą w bloku wschodnim, stał na stanowisku, że nie należy żądać od Sowietów wycofania ich wojsk z Polski, aby nie pogarszać położenia kraju. Pierwszym gościem zagranicznym, jakiego przyjął nowy premier PRL, był szef KGB Władimir Kriuczkow. Nie jest jasne, jakie ustalenia zapadły podczas tej wizyty. Wiadomo, że Kriuczkow sugerował Tadeuszowi Mazowieckiemu, że zerwanie bliskich relacji z ZSRS będzie dla Polski zbyt kosztowne w obliczu jej uzależnienia od rosyjskich surowców oraz faktu, że istnieje problem nieuregulowanej granicy z Niemcami na Odrze i Nysie Łużyckiej. Obawa o niepomyślny rozwój tych spraw wpłynęła na stosunek Mazowieckiego do ZSRS, a to miało swoje znaczenie w kwestii obecności wojsk sowieckich w Polsce”.

Prof. Marek KORNAT pisze, że „sprawa granicy zachodniej jest w tym kontekście kluczowa. W listopadzie 1989 r. Niemcy przystąpili do rozbiórki Muru Berlińskiego. Jeszcze w tym samym miesiącu kanclerz RFN Helmut Kohl ogłosił dziesięciopunktowy plan zjednoczenia kraju. Był on realizowany, ale kwestię granicy polsko-niemieckiej rozpatrywano wiosną i latem 1990 r. w formule obejmującej dwa państwa niemieckie i cztery mocarstwa (USA, Wielka Brytania, Francja i ZSRS), czyli 2+4. Sowieci mieli istotny głos na tym forum. Rząd Tadeusza Mazowieckiego niewątpliwie wyszedł z założenia, że w rozmowach z Gorbaczowem nie będzie poruszał kwestii wycofania wojsk sowieckich z Polski, by nie narazić się Sowietom. Niemcy z pewnością nie mieli zamiaru toczyć z Polską wojny o sporne ziemie, ale kanclerz Kohl prowadził rozmowy z Polakami w taki sposób, by nie deklarować niczego przed zjednoczeniem kraju, które dokonało się 3 października 1990 r. Dopiero po wyegzekwowaniu zobowiązań co do status quo na forum konferencji 2+4 w Paryżu Niemcy ustąpili. Zawarto polsko-niemiecki traktat graniczny (17 listopada 1990), który oba kraje ratyfikowały w ostatnich miesiącach 1991 r. Zbiegło się to w czasie z parafowaniem polsko-sowieckiego porozumienia w sprawie wycofania wojsk sowieckich z Polski (październik 1991 r.). Dopiero wówczas kwestia wycofania sowieckich żołnierzy wróciła na właściwe tory”.

„Opóźnione o cztery lata wycofanie z Polski wojsk sowieckich (rosyjskich) było wydarzeniem o dużym znaczeniu politycznym i strategicznym, ale także symbolicznym. Nie ulega wątpliwości, że stacjonowanie owych sił nad Wisłą nie pozwalało nazywać Polski w pełni niepodległym krajem. Po przełomie 1989 r. – ale do momentu wycofania rosyjskich żołnierzy – Polska była państwem zmierzającym do niepodległości, lecz jeszcze nie niepodległym. Obecność obcych kontyngentów uniemożliwiała choćby starania o włączenie Polski do NATO. Trzeba zaznaczyć, że nie było w Polsce większej mobilizacji społecznej, aby wymusić wycofanie wojsk sowieckich. Owszem, były manifestacje pod hasłem »Sowieci do domu!«, ale raczej w ograniczonych rozmiarach. Nie wszyscy Polacy interesowali się tym tematem. Na pierwszy plan wysuwały się kwestie gospodarcze i konieczność radzenia sobie z trudnościami, które były wywołane krachem gospodarki PRL i tzw. terapią szokową Balcerowicza. Trudno także mówić o ogólnonarodowym entuzjazmie w chwili wyjazdu sił sowieckich z kraju. Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że wycofanie rosyjskich żołnierzy z Polski było wydarzeniem historycznym i przełomowym” – twierdzi prof. Marek KORNAT.

Prawda o Wołyniu leży w interesie Polski i Ukrainy

.„Jak rozmawiać dziś o rzezi wołyńskiej, by nie wspierać rosyjskiej propagandy, a jednocześnie nie porzucić prawdy i pamięci o ofiarach zbrodni? – pyta prof. Marek KORNAT w tekście „Prawda o Wołyniu leży w interesie Polski i Ukrainy”.

Jak podkreśla, „podejmując rozważania na temat rzezi wołyńskiej, warto w pierwszej kolejności zastanowić się nad tym, jak doszło do tego ludobójstwa. Sądzę, że trzy czynniki były decydujące. Pierwszym jest ówczesny ukraiński nacjonalizm integralny, bezkompromisowo głoszący teorię własnego państwa narodowego bez obcych, których – wedle tej koncepcji – należy z kraju wypędzić albo zabić. Nacjonalizm ten był wyraźnie inspirowany faszyzmem, ideologią popularną w epoce międzywojennej. Liczne narody próbowały stworzyć jego własną odmianę, wierząc, że stworzą za jej pomocą silne państwo, pozbawione podziałów wewnętrznych. Czynnik drugi to agresja sowiecka na polskie terytoria wschodnie we wrześniu 1939 r. Obecność Sowietów na tych ziemiach (po rozbiorze państwa polskiego) przyczyniła się do zaostrzenia antagonizmów polsko-ukraińskich. Trzecim czynnikiem jest okupacja niemiecka, mająca miejsce po ataku III Rzeszy na ZSRR w czerwcu 1941 r., i zaistnienie ukraińskich formacji zbrojnych, współpracujących z Niemcami. Formacje te zostały wykorzystane do walki przeciwko Polakom. W ten sposób w 1943 r. powstały możliwości przeprowadzenia »czystki etnicznej« na Wołyniu”.

„Ponieważ kwestia zbrodni wołyńskiej w relacjach polsko-ukraińskich do dziś nie została należycie rozwiązana, jest cynicznie wykorzystywana przez Rosję, w interesie której leży niezgoda między Polakami a Ukraińcami” – pisze prof. Marek KORNAT.

Jego zdaniem „konieczność wspierania Ukrainy nie oznacza jednak, że o zbrodni wołyńskiej nie należy dziś rozmawiać i że Polska powinna zaniechać intensywnych działań, aby temat ten został wyeliminowany z agendy spraw w stosunkach polsko-ukraińskich. Uprawiana w ten sposób polityka pamięci byłaby w przyszłości niezwykle łatwa do podważenia – nie tylko w kontekście zbrodni wołyńskiej. Nie jestem zwolennikiem tezy, wedle której historię należy zostawić historykom. Pamiętajmy, że władze publiczne poprzez politykę pamięci kształtują tożsamość społeczną. Osoby na najwyższych stanowiskach państwowych muszą zatem dbać o kulturę pamięci własnego narodu i nie mogą dać sobie zamknąć ust. Należy przy tym dokładać wszelkich możliwych starań, żeby w czasie wojny, która ma egzystencjalne znaczenie dla Ukrainy i dla Polski, Ukraińcy i Polacy nie odnowili konfliktu o historię. Zasadniczy krok należy jednak do Ukrainy. Władze tego kraju nie mogą mieć Polsce za złe, że domaga się uznania prawdy i pragnie uczcić pamięć o ofiarach zbrodni wołyńskiej w osiemdziesiątą rocznicę tych wydarzeń. Prezydent Zełenski z narażeniem życia dowiódł, że jest patriotą dbającym o dobro swego kraju. Także w tym wypadku powinien rozumieć, co leży w interesie jego ojczyzny”.

Historyk dodaje, że „w kwestii Wołynia potrzeba nam przede wszystkim prawdy uznanej po obu stronach. Ta zaś, wedle klasycznej definicji, jest zgodnością z rzeczywistością. Tylko w oparciu o prawdę powinniśmy budować stosunki między Polską a Ukrainą. Pamiętając, że dzieje narodów składają się z kart chwalebnych, ale i obciążających, dbajmy o to, by mimo wszystko z rzeki historii nie uronić ani kropli”.

WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 grudnia 2023