Profilaktyka. Słowo, które nie działa

Profilaktyka jest w Polsce hasłem, które funkcjonuje głównie w broszurach, kampaniach i wykładach. W praktyce – kuleje. I to poważnie.

Profilaktyka jest w Polsce hasłem, które funkcjonuje głównie w broszurach, kampaniach i wykładach. W praktyce – kuleje. I to poważnie.

Profilaktyka – jakie jest nasze podejście do zdrowia?

.W teorii wszyscy wiemy, że lepiej zapobiegać niż leczyć. To jedno z tych porzekadeł, które powtarzamy mechanicznie, bez chwili zastanowienia, jakby ich sens był tak oczywisty, że aż niepotrzebny do zgłębiania. A jednak kiedy przychodzi moment, by naprawdę zadbać o siebie, wykonać podstawowe badania, skorzystać z darmowych programów profilaktycznych albo zwyczajnie umówić się do lekarza nie w chwili kryzysu, lecz „tak na wszelki wypadek” — coś się zacina. Mówimy: później. Odkładamy. Nie mamy czasu. Boimy się. Nie chcemy wiedzieć. Profilaktyka w Polsce kuleje i taka jest prawda.

Statystyki są alarmujące. Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia tylko niewielki odsetek uprawnionych Polek wykonuje regularne badania cytologiczne czy mammograficzne, mimo że są dostępne bezpłatnie i w wielu przypadkach przypominają o sobie listownie. Równie kiepsko wygląda sytuacja z badaniami profilaktycznymi u mężczyzn – szczególnie w zakresie urologii, kardiologii czy nowotworów jelita grubego. Mimo że choroby cywilizacyjne sieją w Polsce spustoszenie, a zawały, udary, nowotwory czy cukrzyca zabierają życie setkom tysięcy osób rocznie, systematyczna profilaktyka zdrowotna wciąż traktowana jest jak coś opcjonalnego, jak luksus dla tych, którzy „mają czas się badać”.

Problem ma wiele źródeł. Po pierwsze — kultura medyczna. Wciąż jesteśmy społeczeństwem, które do lekarza chodzi wtedy, kiedy boli. W najlepszym razie wtedy, gdy objawy są na tyle silne, że przeszkadzają w pracy lub codziennym funkcjonowaniu. Profilaktyka wymaga innego myślenia. Wymaga przewidywania. A to nie jest coś, czego uczy nas system edukacji, media czy nawet rodzina. Wychowani w przekonaniu, że zdrowie to rzecz naturalna i oczywista, nie potrafimy patrzeć na nie jako na kapitał, którym trzeba mądrze zarządzać. Zdrowie to dla nas tło — aż do momentu, gdy nagle staje się problemem.

Po drugie — zaufanie do systemu. Nie sposób mówić o skutecznej profilaktyce w kraju, w którym podstawowa opieka zdrowotna kojarzy się wielu ludziom z wielogodzinnym czekaniem na telefon od przychodni, z niepewnością, czy lekarz rodzinny znajdzie czas i chęć, by faktycznie przeanalizować wyniki, a nie tylko wystawić receptę. Paradoksalnie, nawet dobrze zaprojektowane programy profilaktyczne, jak chociażby darmowe badania kolonoskopowe dla osób po 50. roku życia, często nie przynoszą spodziewanych efektów, bo są źle zakomunikowane, zbiurokratyzowane lub po prostu ignorowane. Jeśli profilaktyka ma działać, musi być nie tylko dostępna, ale również realnie obecna w świadomości społecznej.

Kolejna kwestia to strach. Rzecz o wiele bardziej ludzka, mniej systemowa, a przez to trudniejsza do „naprawienia”. Wielu ludzi nie bada się, bo nie chce usłyszeć złej wiadomości. Woli żyć w nieświadomości niż zmierzyć się z diagnozą. W kulturze, w której choroba kojarzy się z dramatem, a nie z procesem, z którego można wyjść dzięki odpowiednio wczesnemu wykryciu, taka postawa nie powinna dziwić. Brakuje nam języka, który oswajałby chorobę. Brakuje opowieści o tym, że rak wcześnie wykryty to często nie wyrok. Że cukrzyca rozpoznana we wczesnym stadium może być kontrolowana bez dramatycznych konsekwencji. Że zawał nie musi kończyć życia, jeśli wcześniej wiemy, że mamy miażdżycę i nadciśnienie. Niestety, nadal zbyt często traktujemy diagnozę jak katastrofę, a nie jak szansę.

Profilaktyka to inwestycja

.Nie można też pominąć presji codzienności. Żyjemy w ciągłym biegu, między obowiązkami, terminami, dzieciństwem i starością naszych bliskich, często własne zdrowie odkładając na później. Kto ma czas na profilaktykę, gdy co tydzień trzeba rozwiązywać nowy problem w pracy albo w domu? Kto ma siłę, by siedzieć na infolinii przychodni, żeby zapisać się na badanie, które może nic nie wykryje? I wreszcie — kto ma odwagę, by spojrzeć w oczy możliwości, że jednak coś wykryje?

A przecież profilaktyka to nie koszt. To inwestycja. To jedna z najskuteczniejszych form ochrony zdrowia nie tylko jednostek, ale i całego społeczeństwa. Z punktu widzenia ekonomicznego każde złotówka wydana na wczesne wykrycie choroby to potencjalnie dziesiątki tysięcy zaoszczędzonych w przyszłości. Z punktu widzenia ludzkiego — to więcej życia w życiu. Więcej czasu z bliskimi. Mniej bólu, lęku i rozpaczy.

Dlatego może zamiast kolejnych kampanii pod hasłem „Zbadaj się” warto zadać trudniejsze pytanie: dlaczego to hasło nie działa? Dlaczego nie wierzymy, że warto? Może problem nie leży tylko w nas, ale też w tym, jak wygląda opowieść o zdrowiu. Może czas napisać ją na nowo — z empatią, bez winy, z zaufaniem i zrozumieniem.

Laura Wieczorek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 kwietnia 2025