Putin przekroczy próg negocjacji w Watykanie tylko w ostateczności

Kreml nie jest zgadza się na rozmowy pokojowe w Watykanie; władze w Moskwie uważają, że najlepszym miejscem do prowadzenia dalszych negocjacji jest Turcja – powiadomiła agencja Bloomberga, powołując się na źródła.

Nie ma żadnych uzgodnień w sprawie przeprowadzenia nowej rundy negocjacji w Watykanie

.Władimir Putin na razie nie planuje jechać za granicę, w tym do Watykanu, by uczestniczyć w rozmowach – podał Bloomberg. Rosyjska delegacja koncentruje się natomiast na negocjacjach na szczeblu technicznym, które rozpoczęły się w Stambule w ubiegłym tygodniu – przekazały żródła zbliżone do sprawy.

Kreml spodziewa się, że rozmowy pokojowe w Watykanie nie będą miały miejsce, zamiast tego zostaną wznowione w Stambule – powiadomił jeden z informatorów Bloomberga.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że nie ma żadnych uzgodnień w sprawie przeprowadzenia nowej rundy negocjacji w Watykanie.

Jednocześnie przedstawiciele europejskich władz utrzymują, że trwają rozmowy o roli Watykanu jako potencjalnego gospodarza albo mediatora w negocjacjach. Do rozmów może dojść w przyszłym tygodniu, jednak zależy to od tego, czy Rosja będzie gotowa, by w nich uczestniczyć – przekazali rozmówcy.

Amerykanie pozostają w kontakcie z Ukraińcami, by zapewnić, że rozmowy się odbędą. Sygnalizują też stronie rosyjskiej, że woleliby, aby w spotkaniu nie uczestniczyli politycy „twardogłowi”, tacy jak doradca Putina Władimir Miedinski, którzy stał na czele rosyjskiej delegacji na rozmowy w Stambule.

Rozmowy pokojowe w Watykanie – Kreml wyraża sprzeciw

.Trzy osoby zbliżone do Kremla przekazały, że Rosja uznaje Turcję za najlepsze miejsce do kontynuowania rozmów nad memorandum w sprawie warunków porozumienia pokojowego.

„Watykan jako platforma do rozmów będzie bardzo trudnym wyborem dla Kremla. Jeśli to będzie dla Putina jedyna szansa, by porozumieć się z Trumpem, najprawdopodobniej udałby się do Watykanu, ale najpierw próbowałby przedstawić wszelkiego rodzaju rozwiązania alternatywne” – uważa Ksenia Łuczenko, ekspertka ds. religii, cytowana przez Bloomberga.

Jak podał dziennik „Wall Street Journal”, prezydent USA Donald Trump powiedział 19 maja europejskim przywódcom, że kolejne rozmowy pokojowe między Rosją a Ukrainą być może odbędą się w Watykanie. Dzień później premier Włoch Giorgia Meloni oznajmiła, że papież Leon XIV potwierdził gotowość do zorganizowania negocjacji pokojowych w sprawie wojny na Ukrainie.

Prezydent Finlandii Alexander Stubb zapewnił w fińskiej telewizji publicznej, że w przyszłym tygodniu w Watykanie może odbyć się spotkanie techniczne przedstawicieli Rosji i Ukrainy, a także delegacji z USA i Europy Zachodniej.

Dramatyczne rokowania

.Rokowania, które Trump zaczął jeszcze przed formalnym objęciem urzędu, znajdują się właśnie na skraju upadku. Drakońskie dla Ukrainy warunki przedstawione przez negocjatorów amerykańskich zostały już w zasadzie odrzucone przez Zełenskiego. I w pewnym sensie trudno się temu dziwić – pisze Jan ROKITA.

„Mam wrażenie, że zaaferowani polską kampanią wyborczą nie zauważamy złowróżbnego dramatyzmu rokowań w sprawie rozejmu na Ukrainie. Zresztą zdaje się, że podobnie jak u nas, rzecz się ma bodaj w całej Europie, która już teraz mentalnie przyzwyczaiła się nie tylko do trwania wojny, ale również do niekończących się rokowań pod patronatem Trumpa i ponawianych przy tej okazji dziwacznych oświadczeń prezydenta USA” – opisuje Jan ROKITA, filozof polityki.

I że to wszystko dla generalnego stanu spraw w świecie, a zwłaszcza na naszym kontynencie, nie ma znów aż tak wielkiego znaczenia. Tyle tylko że właśnie ostatnio dramat Ukrainy dość niepostrzeżenie zaczyna przybierać postać greckiej tragedii, w której sprawy uległy tak złowieszczemu zapętleniu, że finalna katastrofa wydaje się coraz bardziej stawać jedynym realnym rozwiązaniem.

Ostatnio Trump pytany o ustępstwa, jakich jego zdaniem musi dokonać Moskwa, odparł bezceremonialnie, iż ustępstwem Putina jest to, że jest on gotów (w domyśle – na razie) nie podbijać całej Ukrainy. Ta deklaracja wzbudziła wstrząs i falę potępień, co łatwo zrozumieć w kategoriach elementarnego poczucia sprawiedliwości, bo to przecież tak, jakby ktoś powiedział do swej ofiary: „Na razie cię nie zabijam, więc rób wszystko, co teraz ci każę”. Rzecz tylko w tym, że jakkolwiek byśmy się oburzali na cynizm słów Trumpa (nie mówiąc już o zbrodniczym cynizmie Putina) – to prezydent USA mówi po prostu prawdę o dzisiejszych realiach.

Rokowania, które Trump zaczął jeszcze przed formalnym objęciem urzędu, znajdują się właśnie na skraju upadku. Drakońskie dla Ukrainy warunki przedstawione przez negocjatorów amerykańskich zostały już w zasadzie odrzucone przez Zełenskiego. I w pewnym sensie trudno się temu dziwić, bo zdaje się, że prezydent Ukrainy nie ma już wystarczającej siły politycznej, aby narzucić własnemu krajowi warunki pokoju, powszechnie uważane przez Ukraińców za haniebne. Obejmują one bowiem formalne uznanie przynależności do Rosji terytoriów okupowanych, wieczyste zobowiązanie się USA do wetowania członkostwa Ukrainy w zachodnim sojuszu oraz zobowiązanie całego Zachodu do zniesienia wszystkich sankcji nałożonych na Moskwę od 2014 roku.

Te warunki – to oczywiście nie tylko przegrana wojna przez Ukrainę, ale jeszcze głębokie upokorzenie tak Ukraińców, jak i w gruncie rzeczy całego świata zachodniego. Trudno sobie np. wyobrazić, że po takim rozejmie Polska z radością wznawia handel z Rosją i wszystko wraca do takiego stanu, jakby wojna nigdy się w gruncie rzeczy nie zdarzyła.

Ale to wszystko jeszcze nic. Bo tak naprawdę Trump, formułując taki „plan pokojowy”, nadal wcale nie ma nań zgody ze strony Kremla! Istnieje zatem cały czas obawa, że gdyby i Kijów, i Ameryka, i Europa w taki sposób się samoupokorzyły, to triumfujący Putin pod byle jakim pretekstem (np. jakiejś akcji zbrojnej Ukraińców) i tak zerwie warunki rozejmu i powróci do wojny.

Cały czas bowiem polityczna istota problemu jest taka sama.

Primo – Moskwa nie chce pokoju, bo jej celem jest likwidacja Ukrainy jako bytu suwerennego i w jakikolwiek sposób powiązanego z Zachodem, a nadto kremlowski tyran czuje, iż jest na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu. Secundo – Ameryce bardzo zależy na zawieszeniu broni, ale nie aż tak bardzo, bardzo, aby skłonna była wywrzeć w tym celu na Moskwę mocną presję militarną, np. przystępując do zestrzeliwania rosyjskich rakiet atakujących ukraińskie miasta. Tertio – Europa chciałaby powstrzymania Rosji na Ukrainie, bo sama czuje się tym parciem zagrożona, ale – to istotna zmiana, która w Europie nastąpiła ostatnio – nie ma zamiaru bronić Ukrainy własnymi siłami i własnymi pieniędzmi. O ostatnim szczycie unijnym w Polsce było zadziwiająco cicho, a jak napisał na platformie X znawca spraw unijnych prof. Alberto Alemanno – był to pewnie „najbardziej konfliktowy szczyt Unii od dekady”. To wcale nie Węgry, ale Włochy, Francja i Słowacja kategorycznie zablokowały przedstawiony przez Komisję plan 40-miliardowych (licząc w euro) wydatków na obronę Ukrainy w tym roku, argumentując nie tylko, iż nie są w stanie ponieść takiego ciężaru długu, ale co ważniejsze, iż to Ameryka musi obronić Ukrainę, bo Europa nie jest w stanie tego zrobić. Giorgia Meloni była tu najbardziej stanowcza, ale wspierał ją również Emmanuel Macron.

Nie trzeba już chyba powtarzać, że Trump blefował, buńczucznie zapowiadając, iż ma taki wpływ na Putina, że będzie w stanie doprowadzić do zakończenia wojny. Nie miał takiego wpływu, nie ma go i mieć nie będzie również w przyszłości. A co więcej (mówiąc językiem Trumpa), nie mając i tak kart do takiej gry, popełnił jeszcze w tych rokowaniach kilka błędów. Przede wszystkim zbyt ostro zaczął traktować Zełenskiego i Ukraińców – w nadziei, że to wzbudzi zaufanie Kremla i otworzy Putina na negocjacje. Tymczasem wywarło, jak łatwo było przewidzieć, efekt dokładnie odwrotny. Nie wiedzieć czemu Biały Dom ustanowił odrębnych negocjatorów w relacjach z Kijowem i Moskwą (Kellogga i Witkoffa), co sprawiło, iż linie rozmów na obu kierunkach nie przybliżały się, ale przeciwnie, zaczęły się oddalać. No a poza tym rząd amerykański ubzdurał sobie, iż Moskwa chętnie zgodzi się na to, aby europejskie wojska NATO (Anglia, Francja i inni) zostały wprowadzone na Ukrainę jako siły rozejmowe, choć dla racjonalnie myślącego obserwatora taka zgoda Kremla byłaby przecież, z moskiewskiej perspektywy, czymś całkiem nonsensownym.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-rokita-dramatyczne-rokowania/

PAP/MB


Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 maja 2025