Rebelianci przejęli pogranicze Sudanu, Egiptu i Libii

Rebelianci

Sudańska armia poinformowała 11 czerwca, że jej siły wycofały się z ważnego strategicznie trójkąta, w którym zbiega się granica tego kraju z Libią i Egiptem. W osobnym komunikacie o przejęciu kontroli nad tym regionem poinformowali rebelianci, a dokładnie paramilitarne opozycyjne Siły Szybkiego Wsparcia (RSF).

Wojna w Sudanie. Rebelianci kontraktują

.Pogranicze Sudanu, Libii i Egiptu uchodzi za ważny strategicznie korytarz, przez który bojówki RSF miały otrzymywać broń. Armia sudańska, dotychczas kontrolująca ten region, poinformowała 11 czerwca, że ewakuowała stamtąd swoje siły „w ramach przygotowań obronnych do odparcia agresji”.

Nad ranem 11 czerwca o zajęciu regionu informowali rebelianci z RSF. Przekazali, że „udało im się wyzwolić strategiczny region «trójkąta»” po „błyskawicznych i zdecydowanych walkach”, w których siły rządowe miały ponieść „dotkliwe straty w ludziach i sprzęcie”. Rebelianci przekazali też, że zajęty obszar jest z „ekonomicznego i strategicznego punktu widzenia kluczowy dla handlu i transportu między Afryką Północną i Wschodnią”. Ponadto podkreśliły, że pogranicze sudańsko-libijsko-egipskie to obszar bogaty w zasoby naturalne, takie jak ropa naftowa, gaz i minerały.

Ile ludzi zginęło w wojnie domowej w Sudanie?

.Według władz w Chartumie, w opanowaniu trójkąta granicznego Sudan-Libia-Egipt jednostkom RSF pomogły wojska libijskiego dowódcy Chalify Haftara. Według wywiadów państw zachodnich kontroluje on dużą część wschodniej Libii, a także utrzymuje bliskie stosunki z przywódcami Białorusi i Rosji – Alaksandrem Łukaszenką i Władimirem Putinem. Siły Haftara zaprzeczyły udziałowi w walkach z armią Sudanu. Poinformowały też, że sprzymierzone z sudańskimi wojskami lokalne grupy paramilitarne zaatakowały patrole libijskie.

Według sudańskich władz Zjednoczone Emiraty Arabskie i Egipt wspierają Haftara, który z kolei ma dostarczać broń rebeliantom z RSF. Oba kraje temu zaprzeczają; ponadto Kair uchodzi za bliskiego sojusznika władz w Chartumie. Od ponad dwóch lat w Sudanie toczy się wojna domowa między siłami rządowymi, dowodzonymi przez generała Abdela Fattaha al-Burhana i wojskami RSF, na czele których stoi jego były współpracownik Mohamed Hamdan Dagalo. W 2021 r. obaj wspólnie dokonali wojskowego zamachu stanu i odsunęli od władzy rząd popierany przez Zachód. Od tego czasu kraj pogrążony jest w systematycznie pogłębiającym się chaosie. Szacuje się, że wojna domowa w Sudanie pochłonęła już życie co najmniej 20 tys. cywilów oraz zmusiła do opuszczenia domów przeszło 13 mln osób.

Czas wojny, nie paplaniny

.Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki) – pisze Edward LUCAS w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Czas wojny, nie paplaniny„.

Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki.

Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.

Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.

Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.

Nawet w najlepszym przypadku budowa silnego potencjału obronnego i skutecznych form odstraszania oznaczać będzie ogromne wydatki. Cieszy zatem postawa Rachel Reeves, która poprosiła swoich polityków o przyjrzenie się koncepcji Banku Obronnego. Pomysł ten – pierwotnie przedstawiony przez polskiego urzędnika kilka miesięcy temu – ma na celu zmobilizowanie co najmniej 100 miliardów funtów na obronność za pośrednictwem publicznego banku zasilanego z funduszy krajów spoza UE, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia. Istnieje szansa, że projekt banku zdoła uniknąć ugrzęźnięcia w bagnie niekończących się sporów i niezdecydowania Europy.

Niestety, nawet w tych apokaliptycznych czasach reakcja wielu europejskich krajów pozostaje dalece niewystarczająca. Rasmus Jarlov, konserwatywny poseł z Danii, który przewodniczy komisji obrony w parlamencie swojego kraju, w Times Radio nazwał wysiłki Niemiec „katastrofą”. Jak zauważył, jego państwo udzieliło Ukrainie pomocy o wartości 2,2 proc. PKB, czyli ok. 1500 euro na mieszkańca, podczas gdy Niemcy przekazały na ten cel tylko 0,8 proc. swojego PKB, czyli zaledwie jedną trzecią duńskiej kwoty. „Za drugie miejsce na wojnie nie dostaje się medalu” – powiedział. Dzisiejsza porażka obronności przełoży się na znacznie wyższe koszty w przyszłości. Paradoks polega na tym, że nawet bliscy sojusznicy spierają się zaciekle, choć okoliczności wymagają niewzruszonego, wspólnego frontu.

Warto zauważyć, że londyński szczyt obfitował w zapowiedzi, nie decyzje. Pierwotnie spotkanie miało na celu poinformowanie wybranej garstki sojuszników o przebiegu wizyty sir Keira Starmera w Białym Domu. Jednak w obliczu rozpadu sojuszu transatlantyckiego, który śledzimy na żywo w telewizji, niewiele informacji pozostaje prywatnych.

.Wysoki rangą urzędnik jednego z państw pierwszej linii określił plany Starmera jako „dość niejasne”, dodając, że „należy działać szybciej”. Dlaczego na przykład nie przejąć 27 miliardów funtów w zamrożonych aktywach rosyjskiego banku centralnego przechowywanych na brytyjskich kontach? To wskazywałoby na powagę zamiarów.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejszehttps://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/

PAP/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 czerwca 2025
Fot. ElijahPepe.