Rewolucja w Gruzji coraz bardziej prawdopodobna - „Foreign Policy”

Rewolucja w Gruzji

Gruzja jest w okresie przedrewolucyjnym – pisze „Foreign Policy” i przedstawia cztery scenariusze rozwoju wydarzeń w tym kraju: kompromis, scenariusz białoruski, scenariusz Polski z okresu zimnej wojny i „rewolucja fajerwerków”.

Rewolucja w Gruzji coraz bardziej prawdopodobna

.Mimo brutalnego tłumienia demonstracji, nie wygląda na to, by gruziński ruch protestacyjny słabł – podkreśla amerykański magazyn. Wręcz przeciwnie, agresywna taktyka obrana przez władze podsyca zdecydowanie demonstrujących. „FP” zaznacza, że takiej skali i ferworu protestów w Gruzji jak trwające od ponad tygodnia antyrządowe protesty, które wybuchły po ogłoszeniu przez rząd zawieszenia rozmów o członkostwie kraju w UE, nie było od czasu rewolucji róż w 2003 roku.

Zwrócono uwagę na różnorodność uczestników demonstracji. Podczas gdy poprzednie akcje były związane przede wszystkim z opozycją, obecnie przeciwko władzom opowiedzieli się też niektórzy dyplomaci i pracownicy sfery budżetowej. Według magazynu protestujących wsparła też część wyborców rządzącego Gruzińskiego Marzenia (GM).

Biorąc pod uwagę rosnącą skalę protestów, obejmujących różne grupy ludzi, można stwierdzić, że Gruzja jest w stanie przedrewolucyjnym – czytamy w „FP”. Choć masowe akcje wybuchły ponad tydzień temu, to niezadowolenie w społeczeństwie gromadziło się od lat. Magazyn podkreśla, że sytuacja jest dynamiczna i trudno jest przewidzieć następne kroki.

Cztery możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń

.”FP” wylicza jednak cztery możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. Pierwszy z nich zakłada kompromis i wycofanie się rządu z części budzących kontrowersje decyzji pod naciskiem zewnętrznym i wewnętrznym. Największym ustępstwem mogłaby być zgoda na rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych. Jednak z każdym dniem protestów scenariusz zakładający kompromis zadowalający demonstrujących staje się coraz bardziej odległy.

Pismo przedstawiło również scenariusz białoruski. Sytuacja w Gruzji może rozwinąć się w kierunku przypominającym tę w Białorusi po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r. Protesty zostały wówczas brutalnie stłumione przy wsparciu Rosji. W tym przypadku GM i jego lider Bidzina Iwaniszwili mogą odrzucić wszelkie ustępstwa i liczyć, że Moskwa pomoże im w przeprowadzeniu represji, by wzmocnić władzę. Zakładałoby to dławienie opozycji, niezależnych mediów i społeczeństwa obywatelskiego.

Władzom mogłyby pomóc rosyjskie siły bezpieczeństwa, tak jak w przypadku Białorusi. „Jeśli na ulicach Gruzji będzie więcej służb bezpieczeństwa w nieoznakowanym umundurowaniu, prawdopodobnie będą to Rosjanie” – czytamy. Trzeci scenariusz „FP” nazwało „scenariuszem Polski z czasów zimnej wojny”. Partia rządząca może straszyć naród rosyjską interwencją, zaś Moskwa może wzniecać strach, organizując militarne prowokacje z okupowanych gruzińskich regionów, Abchazji i Osetii Płd. – napisał magazyn. GM jednocześnie mogłoby kontynuować umacnianie swojej władzy.

Ostatni scenariusz, najbardziej dramatyczny, to „rewolucja fajerwerków”. Jeśli presja ze strony ludności i społeczności międzynarodowej będzie rosnąć, a represje staną się jeszcze brutalniejsze, sytuacja może osiągnąć punkt krytyczny. „FP” nie wyklucza, że część policji i sił bezpieczeństwa mogłaby przejść na stronę protestujących, co zmieniłoby układ sił. W tym przypadku Iwaniszwili i jego najbliżsi współpracownicy byliby zmuszeni do opuszczenia kraju.

Rewolucja mogłaby następnie toczyć się dwoma torami. Pierwszy z nich zakładałby nominację tymczasowego rządu potencjalnie kierowanego przez obecną prozachodnią prezydentkę Salome Zurabiszwili. Inny możliwy rozwój wydarzeń to chaotyczna walka o władzę, co wiązałoby się z narażeniem kraju na długotrwałą destabilizację i przemoc. W obu przypadkach jest wysokie prawdopodobieństwo rosyjskiej interwencji militarnej. Mimo tego, że rosyjskie wojska są zaangażowane w Ukrainie i teraz w Syrii, Władimir Putin, tak jak wcześniej, może walczyć o utrzymanie Gruzji w rosyjskiej strefie wpływów.

Rosyjski imperializm

Na temat historii rosyjskiego imperializmu na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Jacek HOŁÓWKA w tekście „Imperialne marzenia Kremla„. Autor zwraca w nim uwagę, iż Rosja nie jest pierwszym imperium, które nie może pogodzić się ze zmniejszeniem swojego terytorium i wpływów.

„Ukraina należy do Rosji tylko w tym fantastycznym sensie, w jakim do Rosji należą Prusy Wschodnie, czyli obwód kaliningradzki, wszystkie etnicznie polskie tereny objęte zaborem rosyjskim w XIX wieku, a także zagrabione obszary Azji Mniejszej lub Besarabii. W takim metaforycznym sensie do Rosji należą wszystkie ziemie, które kiedykolwiek były częścią imperium rosyjskiego i które stają się jego częścią w wyobraźni najemnych kondotierów. Deklarację noworoczną popiera jedynie prosty i bezwstydny pogląd, że zagrabienie czyjejś ziemi przez Rosjan jest zawsze słuszne, ponieważ Rosja jest mocarstwem i ma nim być zawsze. Tak uważa władca Kremla i to sprawę zamyka. Natomiast ewentualna utrata posiadanych przez Rosję terenów jest zawsze niesprawiedliwa, gdyż powstaje przez dławienie rosyjskiej państwowości. Jest to objaw samowoli ludów drugorzędnych, niemających historii lub pełniących podrzędną rolę w jej przebiegu. Rosja musi zawsze zwyciężać, ponieważ wymaga tego jej odwiecznie praktykowany tryb istnienia. Nigdy nie była republiką, krajem rządzonym przez parlament lub wolę ludu. I to nie ma prawa się zmienić, ponieważ co raz stało się rosyjskie, musi na zawsze pozostać rosyjskie”.

.”Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe. Kolonizatorzy zawsze cierpieli, pozostawiając zamorskie terytoria ich mieszkańcom. Uważali, że oddają je w ręce ludzi niepewnych i niedoświadczonych, czyli skazują je na upadek. Żadne wojsko nie lubi wycofywać się z administrowanych terenów. Gdy opuszcza pole swego działania, nagle widzi, jak jest bezużyteczne i zbędne. Widzi, że nie udało mu się zorganizować życia lokalnych społeczności, czyli dominowało jedynie dlatego, że stosowało przemoc bez żadnej racji” – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 grudnia 2024
Fot. Flickr/Jelgera Groenevelda.