Robimy wszystko, by nie stać się kolonią Rosji - Radosław SIKORSKI

W erze globalizacji kraje na całym świecie odczuwają konsekwencje prób podważenia porządku międzynarodowego przez najsilniejsze państwa. Robimy wszystko, by nie stać się kolonią Rosji- podkreślił szef MSZ Radosław Sikorski podczas wykładu w Manili, obrazując tę myśl filipińskim przysłowiem: „Ból w małym palcu odczuwany jest przez całe ciało”.

Rosja nie jest osamotniona w próbach podważenia porządku międzynarodowego

.”Świat znów się zmienia, międzynarodowy porządek oparty na zasadach jest kwestionowany, nie tylko przez grupy terrorystyczne, ale (…) ostatnio także przez najsilniejsze państwa” – zwrócił uwagę Sikorski, wygłaszając wykład zatytułowany „Wpływ regionalnych konfliktów na bezpieczeństwo globalne”. Wydarzenie z udziałem szefa polskiej dyplomacji, w ostatnim dniu jego wizyty w Azji Południowo-Wschodniej, zorganizował filipiński think tank Stratbase ADR Institute.

„Kraje na całym świecie, połączone gęstą siecią relacji politycznych, gospodarczych i kulturowych, odczuły tego konsekwencje. Zakłócenia na drugim końcu świata odbiły się echem w naszym codziennym życiu. Jak mówi filipińskie powiedzenie, ból małego palca jest odczuwany przez całe ciało” – powiedział polski dyplomata.

Podkreślił, że zarówno Polacy, jak i Filipińczycy są świadomi tych zależności, ponieważ ich kraje „leżą na samej krawędzi geopolitycznych płyt tektonicznych”, gdzie autorytarne reżimy, które „zwykle są liderami mocarstw rewizyjnych, krajów niezadowolonych z odziedziczonych granic”, sięgają po argument siły.

Jak zaznaczył, Rosja „niestety nie jest osamotniona” w próbach podważenia porządku międzynarodowego. „Są też inne kraje niezadowolone ze swojej pozycji i domagające się więcej przestrzeni, więcej uwagi i więcej wpływów” – powiedział Sikorski.

Potencjalne zwycięstwo Rosji w „nielegalnej wojnie kolonialnej” przeciw Ukrainie – według szefa polskiej dyplomacji – miałoby globalne konsekwencje, ponieważ „ośmieliłoby inne kraje pragnące odzyskać kontrolę nad tym, co postrzegają jako swoje zbuntowane kolonie lub strefy wpływów”. Filipińczycy „dobrze zdają sobie sprawę”, że tak dzieje się już w Azji Południowo-Wschodniej – zauważył, choć w tym kontekście nie wymienił z nazwy żadnego kraju.

Sikorski zwrócił uwagę, że w związku z obecną niestabilną sytuacją geopolityczną kolejne państwa zwiększają budżety na obronność. Polska, która w tym roku przeznaczyła na ten cel 4,3 proc. PKB, w przyszłym roku zwiększy nakłady do 4,7 proc. – przypomniał.

„Robimy wszystko, by nie stać się kolonią Rosji” – oświadczył dyplomata. W panelu dyskusyjnym Sikorski przywołał powiedzenie wojskowe mówiące, że „każdy kraj ma armię: albo swoją, albo obcą; w dłuższej perspektywie własna wychodzi taniej”.

Minister zwrócił uwagę, że napięcia i konflikty regionalne wpływają na łańcuch dostaw, a to z kolei prowadzi do wzrostu cen, który dotyka zwykłych ludzi na całym świecie.

„Zamiast inwestować w dobrobyt zwykłych Rosjan przywódca największego kraju na świecie, który obejmuje 11 stref czasowych, zdecydował, że to, czego ci ludzie najbardziej potrzebują, to ziemia innych ludzi. Naprawdę? Czy tego Rosja naprawdę potrzebuje?” – pytał retorycznie Sikorski. „Właśnie byłem w Singapurze, małym kraju bez zasobów naturalnych, który zdołał uczynić ludzi bogatymi, a Rosja, bardzo duży kraj ze wszystkimi surowcami na świecie, zdołała uczynić swoich ludzi biednymi” – podsumował.

Robimy wszystko, by świat nie był skazany na ponurą przyszłość

.Szef MSZ zacytował słowa Zbigniewa Brzezińskiego, byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA Jimmy’ego Cartera, że „Rosja stoi przed wyborem: może być tylko sojusznikiem Zachodu lub wasalem Chin”.

„Są kraje, w tym Rosja i Chiny, które rutynowo oskarżają NATO i inne sojusze wojskowe utworzone przez demokratyczne państwa o prowokowanie działań wojennych, czy to w Europie Środkowej, czy w regionie Indo-Pacyfiku” – kontynuował Sikorski w Manili, zaznaczając, że takie stwierdzenia są „bezpodstawne”. Organizacje takie jak AUKUS, QUAD czy Sojusz Północnoatlantycki zostały stworzone, by dbać o pokój i bezpieczeństwo – argumentował.

Sikorski przyznał jednocześnie, że są instytucje powołane w celu ochrony tych zasad, które „stały się nieskuteczne i niewydolne”, czego „najlepszym przykładem” jest Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Świat „nie jest skazany na ponurą przyszłość” – przekonywał Sikorski. Przywołując kolejne filipińskie powiedzenie, które mówi, że „miotła jest wytrzymała, ponieważ jej włókna są ściśle związane”, zwrócił uwagę na znaczenie współpracy poprzez „wyrażanie politycznego poparcia w obronie prawa międzynarodowego i wyników arbitrażu”.

Sikorski nawiązał tymi słowami do Chin. W 2016 r. Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy orzekł, że ChRL narusza suwerenne prawa Filipin na Morzu Południowochińskim, ale Pekin nie uznał tego orzeczenia.

„Kontynuujmy ścisłą współpracę, pamiętając o tym nie tylko z dobroci naszych serc, ale z dążenia do naszych strategicznych interesów” – podsumował Sikorski, zaznaczając, że „robimy wszystko”.

Walka Ukrainy z rosyjską inwazją wkroczyła w nową fazę

.Andrius KUBILIUS, premier Litwy w latach 1999–2000 i 2008–2012, poseł do Parlamentu Europejskiego pisze w swoim artykule, że aby przezwyciężyć pandemię pesymizmu, musimy przede wszystkim zdać sobie sprawę, że jedyną szczepionką, która może nas przed nią uchronić, nie jest wybuch nadmiernie optymistycznych nastrojów, lecz znacznie głębsza racjonalna analiza oparta na faktach, liczbach i rozsądku – nie na emocjach. Tymczasem, pomimo że staliśmy się państwem frontowym, wciąż nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich analiz. Racjonalną analizę warto rozpocząć od prostych, podstawowych pytań: po pierwsze, o polityczną wolę Zachodu, a po drugie, o jego materialną zdolność do realizacji tej woli.

„Pierwsze pytanie z tej grupy jest dość proste: dlaczego Ukraina wspierana przez Zachód, który jest dziesiątki razy bogatszy od Rosji, nie wygrała jeszcze wojny i dlaczego ta wojna przeradza się w trwały konflikt?

Mimo iż Zachód jest od Rosji znacznie silniejszy gospodarczo, Rosja wydała w 2023 r. ponad 100 miliardów euro na finansowanie wojny, podczas gdy Ukraina, przy całym wsparciu UE i Stanów Zjednoczonych, zmobilizowała tylko 80 miliardów euro. Ukraina wydała 25 proc. swojego PKB na działania wojenne, Rosja prawie 6 proc., natomiast pomoc wojskowa UE wyniosła zaledwie 0,075 proc. jej całkowitego PKB. Zatem na linii frontu przewaga gospodarcza Zachodu nie dała jeszcze o sobie znać, a Ukraina jak dotąd otrzymuje tylko takie wsparcie, które uniemożliwia jej przegraną, ale nie wystarcza, by odniosła zwycięstwo.

Rodzi to drugie proste pytanie: jeśli Zachód nie wspiera Ukrainy w stopniu pozwalającym jej odnieść sukces, to czy jest możliwe, że Zachód – od którego wsparcia zależy zdolność Ukrainy do wygrania tej wojny – pragnie zwycięstwa Rosji?

Nie jestem w stanie zgłębić sposobu myślenia przywódców demokratycznego świata, zwłaszcza Europy Zachodniej, ale nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego mieliby pragnąć rosyjskiego triumfu i do niego dążyć. Wręcz przeciwnie, w dyskursie publicznym coraz częściej pojawiają się wyrażane przez nich obawy, że jeśli Rosja zwycięży, to za kilka lat skieruje swoją agresję przeciwko jednemu z państw NATO – Finlandii, Estonii lub Litwie. W moim odczuciu coraz większa liczba zachodnich przywódców dostrzega niebezpieczeństwo pokoju pod rządami Putina, w którym Ukraina zostałaby zmuszona do oddania części swojego terytorium, co w gruncie rzeczy oznaczałoby zwycięstwo Putina i nieuchronną perspektywę dalszej agresji” – opisuje.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 września 2024