Rosja chce przejąć Gruzję, może dojść do użycia siły

Grozew

Rosja może zapewnić sobie przyjazny rząd w Gruzji tylko przez radykalne fałszerstwa wyborcze, a taki scenariusz nieuchronnie wywoła masowe protesty, które potem zostaną zdławione, podobnie jak na Białorusi w 2020 r. – powiedział dziennikarz śledczy Christo Grozew litewskiemu portalowi Delfi.

Plan Rosji wobec Gruzji

.„Jeśli plany Rosji zadziałają, to będzie to koniec wolnej Gruzji” – ocenił Grozew, szef działu śledczego portalu The Insider, wcześniej związany z projektem Bellingcat.

Dla złagodzenia efektu, jak uważa Grozew, Kreml może „zaproponować” pokojowy wariant oddania Gruzji jej okupowanych od 2008 r. terytoriów – Abchazji i Osetii Południowej.

„To wpisuje się w program Gruzińskiego Marzenia, partii rządzącej w Gruzji. Takie ponowne połączenie byłoby koniem trojańskim, bo będzie związane z umową, która na zawsze podporządkuje Gruzję Rosji” – mówił Bułgar w wywiadzie dla Delfi.

Oszustwa wyborcze

.Grozew powiedział również, że korespondencja pomiędzy ludźmi z rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego, do której dotarli dziennikarze śledczy, dowodzi, że „na początku 2024 r. rosyjskie służby wywiadowcze nie wierzyły w zwycięstwo Gruzińskiego Marzenia i proponowały radykalne środki, by uniknąć drugiej Armenii„.

„Chociaż nie widziałem konkretnych planów w ramach tych radykalnych środków, zakładam, że Rosja może spróbować zastosować scenariusz białoruski: porozumieć się z partią rządzącą i ogłosić nieprawdopodobnie duże zwycięstwo tej partii” – mówił Grozew.

Jego zdaniem w odpowiedzi na takie „bezczelne oszustwo” nieuchronnie dojdzie do masowych protestów, które „następnie zostaną stłumione przy użyciu bezprecedensowej siły, podobnie, jak to miało miejsce na Białorusi w 2020 r.”

W Gruzji w sobotę odbędą się wybory parlamentarne, które według komentatorów mogą być decydujące dla przyszłości kraju. Walcząca o czwartą kadencję coraz bardziej antyzachodnia partia Gruzińskie Marzenie straszy, że wygrana opozycji będzie oznaczać wciągnięcie kraju w wojnę Rosji przeciwko Ukrainie i zapowiada delegalizację głównej partii opozycyjnej.

Z kolei opozycja ostrzega, że zwycięstwo partii rządzącej skieruje kraj nieodwracalnie na tory prorosyjskie, grzebiąc gruzińskie nadzieje na integrację z UE i NATO.

Oprócz Gruzińskiego Marzenia w wyborach o 150 miejsc w parlamencie walczyć będą trzy duże bloki opozycyjne i partia Dla Gruzji.

Rosyjski imperializm

.Na temat historii rosyjskiego imperializmu na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Jacek HOŁÓWKA w tekście „Imperialne marzenia Kremla„. Autor zwraca w nim uwagę, iż Rosja nie jest pierwszym imperium, które nie może pogodzić się ze zmniejszeniem swojego terytorium i wpływów.

„Ukraina należy do Rosji tylko w tym fantastycznym sensie, w jakim do Rosji należą Prusy Wschodnie, czyli obwód kaliningradzki, wszystkie etnicznie polskie tereny objęte zaborem rosyjskim w XIX wieku, a także zagrabione obszary Azji Mniejszej lub Besarabii. W takim metaforycznym sensie do Rosji należą wszystkie ziemie, które kiedykolwiek były częścią imperium rosyjskiego i które stają się jego częścią w wyobraźni najemnych kondotierów. Deklarację noworoczną popiera jedynie prosty i bezwstydny pogląd, że zagrabienie czyjejś ziemi przez Rosjan jest zawsze słuszne, ponieważ Rosja jest mocarstwem i ma nim być zawsze. Tak uważa władca Kremla i to sprawę zamyka. Natomiast ewentualna utrata posiadanych przez Rosję terenów jest zawsze niesprawiedliwa, gdyż powstaje przez dławienie rosyjskiej państwowości. Jest to objaw samowoli ludów drugorzędnych, niemających historii lub pełniących podrzędną rolę w jej przebiegu. Rosja musi zawsze zwyciężać, ponieważ wymaga tego jej odwiecznie praktykowany tryb istnienia. Nigdy nie była republiką, krajem rządzonym przez parlament lub wolę ludu. I to nie ma prawa się zmienić, ponieważ co raz stało się rosyjskie, musi na zawsze pozostać rosyjskie”.

”Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe. Kolonizatorzy zawsze cierpieli, pozostawiając zamorskie terytoria ich mieszkańcom. Uważali, że oddają je w ręce ludzi niepewnych i niedoświadczonych, czyli skazują je na upadek. Żadne wojsko nie lubi wycofywać się z administrowanych terenów. Gdy opuszcza pole swego działania, nagle widzi, jak jest bezużyteczne i zbędne. Widzi, że nie udało mu się zorganizować życia lokalnych społeczności, czyli dominowało jedynie dlatego, że stosowało przemoc bez żadnej racji” – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/eg

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 października 2024