Rosjanie donoszą na sąsiadów i osoby przeciwne wojnie
W wyniku wojny na Ukrainie i zachęt ze strony Putina, Rosjanie donoszą chorobliwie – pisze 27 grudnia „Wall Street Journal”. Karane są osoby komplementujące wygląd prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, noszące antywojenne przypinki czy słuchające we własnym mieszkaniu ukraińskiego hymnu.
Epidemia donosicielstwa
.Jak pisze „Wall Street Journal”, choć dokładnej liczby donosów nie da się ustalić, według badającej zjawisko antropolożki Aleksandry Archipowej, idą one w tysiące. Donoszą na siebie sąsiedzi, współpasażerowie komunikacji miejskiej, czy przypadkowi przechodnie. Archipowa wiąże to m.in. z wezwaniem Władimira Putina z marca 2022 r. do „samooczyszczenia” narodu i wyplucia „szumowin i zdrajców, jak muchy która przez przypadek wleciała do ust”.
W jednym z opisywanych przez dziennik przypadków, 40-letnia pielęgniarka Kamiła Muraszowa została skazana na grzywnę 30 tys. rubli (niemal 1300 zł) za „dyskredytację rosyjskich sił zbrojnych” po tym, jak osoba siedząca obok niej w pociągu doniosła władzom o przypinkach na jej plecaku: jednej z „pacyfką”, drugiej z napisem „nie wojnie”.
Na kogo Rosjanie donoszą?
.W mediach społecznościowych nie brakuje jeszcze bardziej absurdalnych przykładów: starszej kobiety, na którą doniesiono za posadzenie żołtych i niebieskich kwiatów, dziewczyny noszącej żółte i niebieskie wstążki we włosach, czy emeryta, który miał słuchać ukraińskiego hymnu we własnym mieszkaniu. Z kolei emerytka Olga Slegina otrzymała karę 40 tys. rubli – równowartość dwóch średnich emerytur – za to, że nazwała Wołodymyra Zełenskiego „przystojnym młodym człowiekiem” podczas sprzeczki z gościem, który był u niej na obiedzie.
Amerykański dziennik zaznacza, że praktyka stała się na tyle powszechna, że jeden z deputowanych do Dumy Aleksiej Nieczajew określił ją mianem epidemii i domagał się ustawy, która groziłaby karami „seryjnym donosicielom”.
„Ludzie uważają, że donieść może na nich każdy i wszędzie” – powiedziała Archipowa.
Rosyjska propaganda
.Na temat propagandy rosyjskiej wypowiada się psycholog prof. Tomasz GRZYB. „Nasze postawy kreuje seria lawin drobniutkich informacji. Każda nawet drobna wiadomość może w niewielki sposób wpływać na nasze zachowanie. Jednak wypadkowa systematycznego, niewielkiego wpływu jest znacząca. Tak właśnie działa rosyjska propaganda. Na przedmieściach Petersburga znajduje się Agencja Badań Internetowych. Miejsce to nie ma zbyt wiele wspólnego z nauką, ale jest siedzibą tzw. trolli z Olgino (Olgino to przedmieścia Petersburga). W agencji każdego dnia setki osób pisze komentarz czy też przesyła prywatne informacje. Pracownikom nie zależy na tym, żeby stworzyć jeden mem czy wyprodukować jedną informację, która zmieni nastawienie Polaków do Ukraińców. Zależy im, aby każdego dnia dokładać do piramidy nienawiści kolejny element. Te treści tworzą pewną pulę narracji, która się zmienia. Obserwujemy, że te same konta, które kilka miesięcy temu przekazywały przede wszystkim treści o tematyce antyszczepionkowej, teraz przekazują informacje dyskredytujące Ukraińców, które mają na celu zmienić nasze myślenie” – wyjaśnia profesor.
„Należy mieć tego świadomość! Tylko wtedy zauważymy działania kontrpropagandowe i ich skuteczność. Ilu z nas uznało za kontrpropagandę takie działania w polskich mediach społecznościowych, jak np. prośba władz o niepublikowanie zdjęć pojazdów wojskowych przemieszczających się w konwojach na terenie kraju? Oczywiste jest, że jeśli Rosjanie będą chcieli zdobyć informacje o położeniu wojsk, zdobędą je w inny sposób. We wspomnianym działaniu kontrpropagandowym ważny był jednak fakt, że każdy użytkownik, reagując na informację władz, poczuł się częścią operacji i zdał sobie sprawę, że rzeczywiście może wpływać na wygląd konfliktu. Żeby uświadomił sobie, że sam bierze udział w wojnie informacyjnej, że jest jej częścią i że od jego działania lub zaniechania działania coś rzeczywiście może zależeć” – pisze prof. Tomasz Grzyb.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/AB