Rozpoczął się szczyt Australia-ASEAN. Głównym tematem bezpieczeństwo
Australia i Azja Południowo-Wschodnia stoją w obliczu wspólnych zagrożeń w związku z rosnącymi napięciami w regionie Azji i Pacyfiku – oświadczyła szefowa australijskiego MSZ Penny Wong. Otwierając szczyt Australia-ASEAN, zapowiedziała, że Canberra przekaże 64 mln dolarów australijskich (ok. 165 mln zł) na „wolne, otwarte” Morze Południowochińskie.
Wspólne forum ze Stowarzyszeniem Krajów Azji Południowo-Wschodniej
.Od 4 do 6 marca Melbourne jest gospodarzem specjalnego szczytu Australia-ASEAN przypadającego w 50. rocznicę partnerstwa Australii ze Stowarzyszeniem Krajów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN). Członkami tej polityczno-gospodarczej organizacji są: Kambodża, Indonezja, Laos, Singapur, Malezja, Tajlandia, Filipiny, Wietnam, Brunei i Birma, wszystkie te kraje wzięły udział w szczycie Australia-ASEAN.
„Stajemy w obliczy destabilizujących, prowokacyjnych i siłowych działań, w tym niebezpiecznego zachowania na morzu i w powietrzu, oraz militaryzacji spornych obszarów” – powiedziała Wong na otwarciu forum poświęconego współpracy morskiej, wskazując – jak ocenia cytujący ją Reuters – w zawoalowany sposób na Chiny.
„To, co dzieje się na Morzu Południowochińskim, w Cieśninie Tajwańskiej, w subregionie Mekongu, na całym Indo-Pacyfiku, ma wpływ na nas wszystkich” – podkreśliła Wong. Ogłosiła m.in., że Canberra zainwestuje 64 mln dolarów australijskich w ciągu następnych czterech lat, aby „wzmocnić partnerstwo morskie Australii z Azją Południowo-Wschodnią”.
Wong nie sprecyzowała, do których krajów trafią środki, ale „z zadowoleniem przyjęła wysiłki” Indonezji, Malezji, Wietnamu i Filipin zmierzające do „wytyczenia granic morskich”.
Chiny roszczą sobie prawa do niemal całego Morza Południowochińskiego, przez które biegnie trasa dla handlu morskiego o wartości ponad 3 bln dolarów rocznie. Ich roszczenia kolidują z granicami morskimi kilku członków ASEAN.
Szczyt Australia-ASEAN rozważa kwesti relacji z Chinami
.Stały Sąd Arbitrażowy w Hadze stwierdził w 2016 r., że roszczenia Pekinu nie mają podstawy prawnej.
Inni członkowie szczytu Australia-ASEAN ostrzegli jednak, że Chiny odgrywają rolę we wzroście gospodarczym regionu i że nie zamierzają dać się wciągnąć w konflikt między Pekinem a Waszyngtonem.
„Jeśli (USA) mają problemy z Chinami, nie powinni narzucać ich nam” – powiedział premier Malezji Anwar Ibrahim. „Nie mamy problemu z Chinami. Sinofobia jest na Zachodzie” – dodał.
W szczycie biorą udział premier Australii Anthony Albanese, a także przywódcy wszystkich państw członkowskich ASEAN z wyjątkiem Birmy, która została pozbawiona prawa wysyłania przedstawiciela po wojskowym zamachu stanu w 2021 roku.
Czy Zachód ma strategię zwycięstwa?
.Rosnąca pozycja Chin na arenie międzynarodowej była jednym z głównych tematów konferencji ASEAN. O zagrożeniu, które stwarza Pekin rozmawiał Michał KŁOSOWSKI, zastępca redaktora Wszystko co Najważniejsze oraz Miles YU, amerykański historyk i strateg, główny doradca ds. Chin sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo.
„Mam wrażenie, że na Zachodzie niewiele osób w ogóle je sobie zadaje. Tak jak wielokrotnie w historii, zwłaszcza w historii konfliktów, nie ma powrotu do wcześniejszego świata. To pierwsza rzecz, którą musimy sobie uświadomić – nie ma powrotu do tego, co było. Patrząc zaś w kierunku Chin, musimy pamiętać, że mamy do czynienia z bardzo zdyscyplinowanym, silnym gospodarczo i sprawnym militarnie systemem. Ale właśnie historia uczy nas przecież, że istnieje wiele sposobów radzenia sobie z takim przeciwnikiem. Przede wszystkim trzeba zbadać jego słabości i braki” – mówił ekspert.
Zdaniem eksperta reżimy takie jak chiński zawsze starają się przekonać resztę świata, że obywatele ich krajów są po ich stronie. Ale nie są, przynajmniej jeśli chodzi o wolność i swobody obywatelskie. Wbrew pozorom także w Chinach wielu obywateli jest przeciwko obecnemu reżimowi. Jednak charakter każdego reżimu określa zawsze relacja do ludzi, którymi dany reżim rządzi. Dlatego w Chinach jedynym sposobem na utrzymanie się przy władzy jest podsycanie nacjonalizmu. Z historii wiemy jednak, że to błędna droga i ostatecznie to zwykli ludzie płacą najwyższą cenę za tę grę pozorów.
„Zatem najlepszą bronią przeciwko reżimom w krajach takich jak Chiny jest bezpośredni kontakt z obywatelami, koniecznie otwarty i przejrzysty. Władze chińskie są najbardziej zaniepokojone, kiedy amerykański rząd prowadzi – a przynajmniej stara się prowadzić – bezpośredni dialog z chińskim społeczeństwem” – dodaje rozmówca.
Co więcej, słowa i rozmowy nie wystarczą. To nie wszystko. Niezbędne jest też rozwijanie zdolności militarnych i śmiercionośnych broni, to przecież oczywiste. Siła ma fundamentalne znaczenie w relacjach z przywódcami reżimów, którzy jedynie siłę uznają za argument w jakichkolwiek dyskusjach czy negocjacjach.
„Dlatego musimy rozwijać możliwości walki i śmiercionośność naszych narzędzi wojennych. Nijako musimy zagrać w grę, w której do tej pory przodowali nasi oponenci. Jako Zachód nie będziemy przecież używać tych narzędzi do prowokacji, ale nie możemy też zostać w tyle. Wykorzystamy je jednak do obrony i odstraszania. To jedyny język, który rozumieją i szanują dyktatorzy tacy jak Xi Jinping czy Władimir Putin. Zachód musi się zbroić. Nie po to, żeby atakować, ale żeby bronić”- powiedział Miles YU.
Obecny reżim Chin nie pozwala obywatelom uczestniczyć w świecie, w handlu, w globalnej sieci wymiany dóbr i kultury. Ten sam reżim blokuje także jakiekolwiek głosy sprzeciwu, chociażby cenzurując internet. Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby stworzyć warunki, które zachęcą Chińczyków do samodzielnego wybrania własnego rządu. Przede wszystkim musimy zapewniać przestrzeń takim głosom, skoro reżim chiński na to nie pozwala. To po pierwsze. Po drugie, musimy stale pamiętać, że reżimy, o których mówimy, też nie są bezczynne. Dlatego jeśli się nie zmienią, to doprowadzą do zmiany innych społeczeństw, nie tylko sąsiedzkich. Zresztą proces ten już się rozpoczął, już to widzimy. Reżimy Chin czy Rosji chcą „wywrócić stół” relacji międzynarodowych i w ogóle wywrócić cały świat do góry nogami. Widzimy to też na Ukrainie.
„Gdy mówię o konieczności zmiany reżimów, nie mam na myśli działań ofensywnych, ale działania obronne i samoobronne. Suwerenność ma ogromne znaczenie. Dlatego uważam, że nie powinniśmy bać się mówić o zmianie reżimu. Nie powinniśmy się też skupiać na tym, jak dokonać zmiany, ale odpowiedzieć na pytanie, kto jej dokona. I to nie w stary, na wskroś zły imperialistyczny sposób, ale dając obywatelom krajów rządzonych przez reżimy prawo do decydowania, czy zmienić ten reżim, czy nie. Musimy przekonać obywateli Chin, Rosji czy Iranu, że reżim, który nimi zarządza, jest zły” – dodaje rozmówca Michała KŁOSOWSKIEGO.
Jego zdaniem częściowo o tym wiedzą, tak. Ale to oni sami, większością, muszą podjąć taką decyzję, a rolą Zachodu jest pokazać alternatywę. Jeśli sami obywatele tych krajów stwierdzą: „Nie chcemy nic zmieniać, podoba nam się reżim w Chinach i podoba nam się partia komunistyczna odbierająca nam prawa”, to niech tak będzie.