Wybory do parlamentu Katalonii - kto zwycięży

12 maja o godz. 9 we wspólnocie autonomicznej Katalonii, na północnym wschodzie Hiszpanii, rozpoczęły się wybory do regionalnego parlamentu. Do udziału w nich dopuszczono 5,7 mln obywateli, spośród których ponad 200 tys. zagłosuje po raz pierwszy.
Kto zwycięży w wyborach
.Do godz. 20 będą oni wybierać deputowanych do 135-osobowej izby, w której dotychczas najwięcej mandatów miały separatystyczna Republikańska Lewica Katalonii (ERC), a także Partia Socjalistów Katalonii (PSC) – po 33.
Zgodnie z ostatnimi sondażami niedzielne wybory mogą odsunąć od władzy kierującą regionalnym rządem ERC, której przewodzi Pere Aragones. Według ośrodka badawczego 40bD zwycięzcą głosowania będzie bowiem PSC skonfederowana z socjalistami premiera Hiszpanii Pedro Sancheza (PSOE). To ugrupowanie może liczyć na około 40 miejsc w izbie.
Według sondażu 40bD na drugim miejscu w wyborach uplasuje się separatystyczna partia Razem dla Katalonii (Junts), kierowana przez byłego premiera regionu Carlesa Puigdemonta. Powinna ona zdobyć 36 mandatów, czyli o cztery więcej niż w wyborach z 2021 roku.
Prawdopodobnie dopiero na trzecim miejscu uplasuje się ERC premiera Katalonii Aragonesa z 26 mandatami.
W sytuacji, gdyby katalońscy socjaliści wygrali wybory, będą mieć trudności ze sformowaniem większościowej koalicji.
Bliżsi utworzenia stabilnego rządu byliby separatyści z Junts oraz ERC, ale musieliby wejść w koalicję z jednym z mniejszych ugrupowań radykalnej lewicy.
Wybory w Katalonii wiążą się z powrotem separatystycznego lidera
.Komentatorów interesuje w szczególności to, czy kierujący Junts były premier Katalonii Carles Puigdemont wypełni swoje obietnice przedwyborcze. Jedną z nich jest przybycie do tego regionu na czas głosowania, drugą zaś wycofanie się z polityki w sytuacji, gdyby jego partia przegrała wybory.
Puigdemont, który był współodpowiedzialny za organizację nielegalnego referendum w 2017 roku i nieudaną próbę ogłoszenia secesji Katalonii od Hiszpanii, niedługo po plebiscycie wyjechał do Belgii. W kwietniu br., w związku z rozpoczęciem kampanii wyborczej, przeniósł się do Francji.
Mieszkający 30 km od granicy z Hiszpanią polityk deklaruje, że w związku z głosowaniem wróci do kraju. Puigdemont liczy na to, że obejmie go zatwierdzona w marcu br. przez parlament Hiszpanii ustawa o amnestii dla separatystów.
Echa nieudanego referendum
Prof. Michał KLEIBER, redaktor naczelny „Wszystko Co Najważniejsze”, profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005 pisał w 2018, że przeprowadzane wtedy regionalne wybory w Katalonii budzą w Europie zrozumiałe emocje.
„Separatystyczne zagrożenie jest wielkim wyzwaniem dla Hiszpanii, ale w dzisiejszej sytuacji w Europie ma ono potencjalnie znacznie szersze znaczenie. Jest bowiem kolejnym po brexicie wyrazem niezadowolenia obywateli ważnego państwa członkowskiego Unii z istniejącej sytuacji. Mimo że nastroje w Katalonii nie są bynajmniej antyunijne, konsekwencje powstałego problemu odczuwane są silnie w całej Unii, rozchwianej i tak polityczną sytuacją w wielu jej państwach członkowskich, przecież też z zasady nie antyunijną” – dodaje profesor.
Pozornie wynik wyborów w Katalonii niewiele zmienia. Dwie główne partie zwolenników rozwodu z Hiszpanią, czyli Republikańska Lewica Katalonii (ERC, przywódca Oriol Junqueras przebywa w madryckim areszcie) i Koalicja Razem dla Katalonii (Junts per Catalunya, JxC, przywódca Carles Puigdemont ukrywa się w Brukseli przed hiszpańskim wymiarem sprawiedliwości), uzyskały odpowiednio 32 i 34 miejsca w regionalnym parlamencie. To minimalnie mniej, niż potrzeba do zdobycia większości 68 miejsc w liczącym 135 deputowanych parlamencie, ale nie będzie to zapewne problemem przy tworzeniu rządu – skrajnie lewicowa i radykalnie antyhiszpańska Partia Jedności Ludowej (CUP) zdobyła wprawdzie tylko 4 miejsca, ale nawet gdy nie wejdzie do koalicji rządowej, wstrzyma się prawdopodobnie od głosu, przesądzając o wyborze rządu ERC-JxC. Przy zmianach w wynikach poszczególnych partii finalna sytuacja jest bardzo podobna do tej sprzed wyborów – partie proniepodległościowe zdobyły 47,5 proc. głosów wobec 47,8 proc. poprzednio, a partie zwolenników zachowania jedności państwa 43,4 proc. głosów wobec 39,1 proc. poprzednio. Partie niepopierające żadnej ze stron zmniejszyły swój dorobek z 13,1 proc. do 9,1 proc. Ale to tylko pozory braku zmian.
„Duże znaczenie mogą mieć takie fakty, jak niespotykana dotąd i świadcząca o wzroście emocji 82-procentowa wyborcza frekwencja, zwycięstwo w wyborach centrowej i silnie prohiszpańskiej partii Ciudadanos (37 mandatów) oraz wielki spadek notowań Popular Party (partii premiera Rajoya!) z 11 mandatów do obecnie tylko 3” – pisze profesor Michał KLEIBER.
Co oznaczają te wyniki? Po pierwsze, o skali czekających Katalończyków kłopotów świadczy choćby to, że przywódca zwycięskiej partii i były premier regionalnego rządu, wskazany już przez planowanych koalicjantów jako kandydat do ponownego objęcia tego urzędu, w obawie przed aresztowaniem ciągle boi się wrócić do kraju. Po drugie, sytuacją niejako gwarantującą stałe kłopoty jest skłócenie poszczególnych partii nawet w ramach obu głównych stron sporu oraz tylko minimalna większość parlamentarna prawdopodobnie tworząca rząd, co w ogóle zdaje się wykluczać możliwość harmonijnego rządzenia regionem.
Nakłada się na to różnica między lojalną względem Hiszpanii Barceloną, kosmopolityczną stolicą regionu, a zdominowaną przez silnie niepodległościowe emocje katalońską prowincją. Po trzecie wreszcie, wzrost znaczenia zwycięskiej, antyniepodległościowej partii Ciudadanos przy rekordowej frekwencji wyborczej oznacza tendencję do łączenia sił mieszkańców regionu wokół partii dającej największą szansę na przeciwstawienie się dążeniom do autonomii – to niewątpliwie też ważny znak na przyszłość. Cokolwiek by jednak powiedzieć, na razie rezultaty wyborów w Katalonii świadczą o utrzymujących się w regionie silnych nastrojach separatystycznych i są zwiastunem niekończących się sporów zdominowanych przez niekontrolowalne emocje.
A związek z sytuacją w innych krajach, a także w naszym kraju? Porównajmy – pozornie zupełnie różne przyczyny problemów tam i u nas stają się może trochę podobniejsze, jeśli uświadomimy sobie ich korzenie – niechęć obywateli odbierających krytycznie rządy dotychczasowych elit niedbających w odczuciu dużej grupy społecznej dostatecznie sprawiedliwie o jej interesy. A rozbudzone w ten sposób olbrzymie emocje nie różnią nas zupełnie.