Sąd Najwyższy w 2023 r. uniewinnił uczestnika wydarzeń lubińskich w 1982 r.

Wydarzenia, które miały miejsce w Lubinie 31 sierpnia 1982 r. były wyrazem sprzeciwu społeczeństwa wobec totalitarnego systemu - wskazał Sąd Najwyższy uchylając wyrok z czasów PRL i uniewinniając mężczyznę skazanego na trzy lata więzienia za udział w tych zajściach.

Wydarzenia, które miały miejsce w Lubinie 31 sierpnia 1982 r. były wyrazem sprzeciwu społeczeństwa wobec totalitarnego systemu – wskazał Sąd Najwyższy uchylając wyrok z czasów PRL i uniewinniając mężczyznę skazanego na trzy lata więzienia za udział w tych zajściach.

Sąd Najwyższy uniewinnił uczestnika wydarzeń lubińskich

.Uchylenia wyroku skazującego i uniewinnienia mężczyzny, który podczas manifestacji w Lubinie, według ówczesnego oskarżenia, miał rzucać w milicjantów kamieniami, domagał się w kasacji wniesionej do SN jesienią zeszłego roku Rzecznik Praw Obywatelskich. Według Rzecznika podczas wydarzeń lubińskich znalazł się w szczególnej sytuacji motywacyjnej, która – w ocenie RPO – wyłączała możliwość przypisania mu winy.

Sąd Najwyższy uznał skazanie mężczyzny za „oczywiście niesłuszne”. Wskazał, że istniały poważne wątpliwości dowodowe, czy skazany rzeczywiście rzucał kamieniami w funkcjonariuszy MO.

Niezależnie od tego w uzasadnieniu zapadłego w połowie września wyroku Sąd Najwyższy podkreślił, że wydarzenia, które miały miejsce w Lubinie „były wyrazem sprzeciwu społeczeństwa wobec totalitarnego systemu i prowadzonych przez ówczesne władze metod likwidacji ruchów stających w opozycji do narzuconego niedemokratycznego ustroju Państwa Polskiego, w tym wprowadzenia na terenie całego kraju stanu wojennego, w sposób niezgodny z obowiązującym nawet w tamtym okresie porządkiem prawnym”. Dlatego działania ze strony mężczyzny, „zakładając hipotetycznie, że do nich doszło, nie mogły być uznane za przestępstwo”.

„Szczególna sytuacja motywacyjna, w jakiej działał oskarżony, w konfrontacji z brutalnymi zachowaniami ówczesnych sił porządkowych używających nawet broni palnej i ostrej amunicji, czego skutkiem była śmierć kilku osób oraz obrażenia ciała wielu innych, wyłącza w takim wypadku winę” – napisano w uzasadnieniu.

Wyrok zapadł w Izbie Karnej SN w składzie trojga sędziów: Tomasza Artymiuka, Piotra Mirka i Małgorzaty Wąsek-Wiaderek.

Zbrodnia lubińska 1982 r.

.Do wydarzeń, określonych później jako zbrodnia lubińska, doszło podczas stanu wojennego 31 sierpnia 1982 r. Wówczas w Lubinie milicjanci otworzyli ogień do protestujących robotników. Michał Adamowicz, Andrzej Trajkowski i Mieczysław Poźniak zginęli z rąk „władzy ludowej”, kolejne 11 osób odniosło rany.

28 lipca 1982 r. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność” wezwała do pokojowych manifestacji ulicznych na dzień 31 sierpnia 1982 r. Wybór daty nie był przypadkowy. Tego dnia mijała druga rocznica Porozumień Gdańskich, gdy 31 sierpnia 1980 r. w Stoczni komunistyczne władze reprezentowane przez Komisję Rządową oraz Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (MKS) podpisały porozumienie pozwalające na tworzenie wolnych związków zawodowych.

Miejscem manifestacji w Lubinie miał być plac Wolności (ob. Rynek). Według ustaleń IPN o godz. 15.30 na placu było już ok. dwóch tys. osób. Z kwiatów układano krzyż. Manifestację prowadził jej współorganizator – Stanisław Śnieg (1927-2019). Protestujący wznosili okrzyki, m.in. „Znieść stan wojenny!”. Śpiewano „Rotę”, „Boże, coś Polskę” z ostatnią zwrotką „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. W tym czasie milicjanci użyli pierwszych granatów łzawiących. Stanisław Śnieg zapowiedział, że manifestacja dobiega końca, i zaapelował o rozejście się do domów. Chwilę później padły strzały z broni maszynowej, użyto także granatów łzawiących.

Przebieg tragicznych wydarzeń został udokumentowany na kilkudziesięciu zdjęciach przez Krzysztofa Raczkowiaka (1952-2016), wówczas fotografa i fotoreportera. Wykonał on również najsłynniejsze zdjęcie dokumentujące zbrodnię lubińską. Czterech biegnących w kierunku ówczesnej ul. Zawadzkiego (ob. Paderewskiego) mężczyzn niesie śmiertelnie rannego Michała Adamowicza, którego pocisk wystrzelony przez milicjanta dosięgnął, gdy mężczyzna biegł koło mostku nad potokiem Baczyna.

Proces trzech b. milicjantów zaczął się w 1993 r. i trwał kilkanaście lat. Zapadały w nim wyroki uniewinniające lub umarzające, które potem uchylano. W końcu wyroki skazujące usłyszeli: Bogdan G., b. z-ca komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy (kara roku i trzech miesięcy więzienia za kierowanie pacyfikacją), Tadeusz J., b. dowódca plutonu ZOMO (kara dwóch i pół roku) oraz Jan M., b. z-ca komendanta miejskiego MO w Lubinie (kara 3,5 roku więzienia).

Pod koniec zeszłego roku szef pionu śledczego IPN, prok. Andrzej Pozorski, mówił o zainicjowanym projekcie „Archiwum Zbrodni”, polegającym na przeprowadzaniu analizy akt zakończonych śledztw o przestępstwa popełnione w okresie stanu wojennego, pod kątem nowych możliwości dowodowych w tych sprawach.

Jak przekazywał prok. Pozorski m.in. podjęto na nowo śledztwo w sprawie pacyfikacji mieszkańców Lubina, którzy wzięli udział w pokojowej manifestacji związanej z rocznicą Porozumień Sierpniowych.

„By zobrazować skalę bezprawia działań formacji milicyjnych w Lubinie wystarczy powiedzieć, iż milicjanci dwóch plutonów ZOMO z Legnicy – a była to tylko część funkcjonariuszy MO biorących udział w atakowaniu demonstrantów – użyli tego dnia blisko 1000 sztuk amunicji, a strzały w kierunku mieszkańców Lubina oddawane były z dalszych odległości, sięgających 100 metrów, zaś w jednym przypadku 500 metrów. W tej sprawie wystąpiły nowe możliwości dowodowe, mogące doprowadzić do wykrycia sprawców bezprawnych działań, tych, którzy dotąd nie ponieśli odpowiedzialności. Śledztwo swoim zakresem obejmie także kwestie zacierania śladów owych przestępstw w celu uwolnienia od odpowiedzialności karnej ich sprawców” – mówił wtedy szef pionu śledczego IPN.

O losach solidarnościowego dziedzictwa ideowego

.„Społeczno-polityczna myśl Solidarności była kumulacją rozmaitych wątków ideowych rozwijanej w powojennej Polsce opozycyjnej myśli społeczno-politycznej. Przykładowo w programie NSZZ Solidarność odnaleźć można odwołania do katolickiej nauki społecznej, demokratycznego socjalizmu czy elementy charakterystyczne zarówno dla wspólnotowych, jak i indywidualistycznych nurtów filozofii politycznej: komunitarianizmu, republikanizmu czy klasycznego liberalizmu” – pisze prof. Krzysztof BRZECHCZYN, historyk i filozof.

Jak podkreśla, „zaletą tego sposobu myślenia jest doznanie bycia razem i uniknięcie gwałtownych sporów ideowych. Wadą – groźba niezauważalnej, bo nie wywołującej ideowych sporów, rezygnacji z realizacji głoszonego programu, który chcąc godzić i zadowalać wszystkich, nie zadowala nikogo, musi pozostać w pewnym stopniu niedookreślony. Tak się stało w przypadku ideowego dziedzictwa Solidarności”.

„Różnice ideowo-polityczne zaważyły i nadal ważą na toczonym w Polsce przez całe lata dziewięćdziesiąte XX i w pierwszych dwóch dekadach XXI w. sporze politycznym. Trudno znaleźć w nim bezstronnych sędziów, gdyż uwikłanie ideowe autorów i świadków historii decyduje już o samym wyborze prezentowanych faktów, ich hierarchizacji i konceptualizacji. Ważny jest też czas historyczny toczonych sporów, który zmienia perspektywę spojrzenia. Dystynktywną cechą historii określanej mianem współczesnej jest otwarcie i zmienność jej granic czasowych. Chociaż jesteśmy w stanie określić początek historycznego okresu, w którym żyjemy, to nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy się on skończy. Rzutuje to w oczywisty sposób na ocenę historycznej adekwatności (lub jej brak) działań poszczególnych postaci oraz społeczno-politycznych doktryn i programów, którymi się kierowały bądź inspirowały. Po 1989 r. wydawało się, że upadek komunizmu i sowieckiego imperium jest trwały, a historia, używając znanej frazy Francisa Fukuyamy, się skończyła, i nic, przynajmniej na kontynencie europejskim, nie może zagrażać liberalnej demokracji. Tymczasem rankiem 24 lutego 2022 r. obudziliśmy się w innej geopolitycznej sytuacji: historia (dla jednych nieoczekiwanie, a dla drugich w sposób spodziewany) przyśpieszyła, a czas „zacisza” w polityce międzynarodowej się skończył” – pisze prof. Krzysztof BRZECHCZYN.

Jego zdaniem „stawia to na nowo kwestię oceny przemian politycznych przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Warto przypomnieć, że zgodnie z zawartym porozumieniem parlament wybrany w kontraktowych wyborach miał obradować do 1993 r., a Jaruzelski miał sprawować urząd prezydenta do 1995 r. Tymczasem proces wstępowania Polski do NATO rozciągnięty był na całe lata dziewięćdziesiąte. Rozpoczął się wygłoszonym 21 grudnia 1991 r. exposé premiera Jana Olszewskiego, a zakończył 12 marca 1999 r. złożeniem przez ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka dokumentów ratyfikacyjnych w Independence w Stanach Zjednoczonych. Ponieważ trudno sobie wyobrazić, aby Jaruzelski był entuzjastą członkostwa Polski w NATO, cały proces przystępowania do paktu – gdyby umowy Okrągłego Stołu literalnie obowiązywały – mógłby rozpocząć się dopiero po 1995 r. Pytanie tylko, czy byśmy zdążyli. W sierpniu 1999 r. Putin został premierem Rosji…”.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 września 2023
Fot. Krzysztof Raczkowiak / Wikimedia Commons / Domena publiczna