Sądy RFN zapewniały przedawnienie zbrodniom wojennym – dr Joanna Lubecka

W sądach RFN zbrodniarze wojenni mogli liczyć na przedawnienie. Warunkiem skazania było udowodnienie indywidualnej winy oskarżanego. Świadkowie mieli zidentyfikować nie tylko sprawcę, ale i konkretną ofiarę - mówi polska historyk dr Joanna Lubecka.

W sądach RFN zbrodniarze wojenni mogli liczyć na przedawnienie. Warunkiem skazania było udowodnienie indywidualnej winy oskarżanego. Świadkowie mieli zidentyfikować nie tylko sprawcę, ale i konkretną ofiarę – mówi polska historyk dr Joanna Lubecka.

Dr Joanna Lubecka o niemieckim rozliczeniu za II wojnę światową

Ilu niemieckich zbrodniarzy wojennych poniosło karę?

Dr Joanna Lubecka: Nie znamy dokładnej liczby niemieckich zbrodniarzy wojennych, więc nie jesteśmy stanie określić ilu z nich zostało skazanych. Wiemy jednak, że zdecydowana większość nigdy nie stanęła przed sądem. Z tysięcy strażników obozów koncentracyjnych osądzono tylko trzy do czterech procent! Polska stanowi tu wyjątek – od 1945 r. osądzono ok. 10 procent strażników obozowych SS z personelu KL Auschwitz.

Większość procesów niemieckich zbrodniarzy toczyła się przed 1949 r. i wtedy też skazano największą liczbę zbrodniarzy. Data 1949 r. jest kluczowa – wtedy powstały dwa państwa niemieckie. W konstytucji RFN nie było kary śmierci, a władze tego kraju robiły wiele, by niemieccy przestępcy wojenni nie ponieśli surowych konsekwencji. Zresztą sami alianci nalegali, by w Niemczech nie obowiązywała kara śmierci. Wykonywano ją jednak w NRD. W 1949 r. mocarstwa – USA i Wielka Brytania zmieniły swoją politykę wobec zbrodniarzy. Zaczynała się «zimna wojna» i RFN stawał się istotnym sojusznikiem w walce z ZSRS i blokiem komunistycznym. A sojusznika nie rozlicza się na tych samych zasadach co pokonanego wroga – III Rzeszę! Po 1949 r. osądzenie zbrodni lub zaniechanie takich działań stało się kwestią decyzji politycznych, a nie wynikiem działania sądu.

Czym była SS i jaką rolę odegrała w III Rzeszy?

Dr Joanna Lubecka: 6 stycznia 1929 r. SS, czyli Schutzstaffel (Sztafety Ochronne) liczyła 280 osób i była niewielką bojówką ochraniającą hitlerowskie wiece i zebrania, nieporównywalnie mniejszą od formacji SA. Tego dnia na czele SS stanął Heinrich Himmler. Niektóre źródła podają, że kilkanaście lat później, w październiku 1944 r. do SS należało ok. 910 tys. osób. W przeciwieństwie do Wehrmachtu, który był armią z poboru, do SS wstępowali wstępowali głównie ochotnicy. Stworzono konkurencyjne dla Wehrmachtu Waffen-SS – 39 dywizji wojskowych. W strukturach SS znalazła się także policja bezpieczeństwa SiPo, tajna policja państwowa – gestapo i służba bezpieczeństwa SD (Sicherheitsdienst). SS wchłonęła cały aparat policyjny III Rzeszy: policję porządkową Ordnungspolizei, Kriminalpolizei i wszystkie inne formacje policyjne. SS nadzorowała niemieckie nazistowskie obozy koncentracyjne i obozy zagłady oraz wiele obozów pracy przymusowej. Z personelu SS-Totenkopfverbände rekrutowano załogi obozów, ale także sformowano 3. Dywizję Pancerną SS „Totenkopf”. Jej pierwszy dowódca, SS-Gruppenführer Theodor Eicke był także współorganizatorem pierwszych obozów koncentracyjnych w III Rzeszy.

SS posiadało zaplecze gospodarcze: kamieniołomy, firmy budowlane, kopalnie i fabryki różnych branż. Pod nadzorem Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS(SS-WVHA) zatrudniano tam tysiące przymusowych robotników i więźniów obozów. Himmler stworzył potężną machinę, a zbrodnia stała się opłacalnym biznesem. SS miało także własną służbę zdrowia, a jej lekarze brali udział w zbrodniczych eksperymentach pseudomedycznych. Organizacja wywierała wpływ i decydowała o życiu i śmierci milionów osób w Rzeszy i krajach okupowanych. SS była „państwem w państwie” i odgrywała dominującą rolę w III Rzeszy. Jej przywódca Heinrich Himmler był jednym z najpotężniejszych osób w hitlerowskiej hierarchii.

Działalność sądów w RFN

Czy sądy w RFN rozliczyły zbrodniarzy?

Dr Joanna Lubecka: Zbrodniarze mogli tam liczyć na przedawnienie (Verjährung) zbrodni po 25 latach, bo w maju 1968 r. z inicjatwy SPD wprowadzono tzw. zimną amnestię, która zapewniała tysiącom zbrodniarzy całkowitą bezkarność. Wykorzystywano wszelkie „kruczki” prawne, by dawnych zbrodniarzy uniewinnić lub karę zredukować do absolutnego minimum. Sądy RFN oskarżały zbrodniarzy o zabójstwa, które ulegały przedawnieniu a nie morderstwa. W kodeksie karnym RFN, który zbudowano na pruskim kodeksie z 1871 r. nie było i do dziś nie ma pojęcia „zbrodni wojennej”, nie wspominając już o terminie „ludobójstwo”.

Sądy w RFN posługiwały się specyficzną wykładnią prawa. Otóż warunkiem skazania było udowodnienie indywidualnej winy konkretnego oskarżonego. Do tego konieczna była identyfikacja sprawcy przez świadków, co często było niewykonalne. Np. w procesie żandarmów, którzy wymordowali mieszkańców danej wsi, nie pozostawiając żywych świadków, nie było możliwe zeznanie naocznych świadków ani identyfikacja sprawców i to był jeden ze sposobów na uniewinnienie wielu zbrodniarzy. Świadek miał zidentyfikować nie tylko konkretnego sprawcę, ale i konkretną ofiarę, co w przypadku masowych zbrodni było praktycznie niemożliwe. Doprowadzało to do zawieszenia sprawy, bo nie było ani świadków ani dowodów. Dodatkowo prawo w RFN nie dawało możliwości ekstradycji do kraju, w którym popełniono zbrodnie. W 1958 r. podczas procesu członków grupy operacyjnej SS – Einsatzkommando Tilsit, jeden z prawników powiedział „mamy tylko jednego sprawcę {Hitlera} i aż 60 milionów pomocników [Niemców]”, komentując rażąco niski wyrok. Niemiecki historyk Andreas Eichmüller ustalił, że w RFN toczyło się 172 tys. postępowań wyjaśniających wobec podejrzanych o zbrodnie wojenne, lecz wyroki skazujące zapadły tylko w dwóch tysiącach przypadków. Duże procesy zbrodniarzy jak ten załogi KL Auschwitz-Birkenau we Frankfurcie nad Menem (1963-65) miały raczej dla Niemców znaczenie propagandowe, że oto RFN sprawiedliwie rozlicza zbrodniarzy, ale chodziło również o wywarcie dobrego wrażenia na światowej opinii publicznej.

Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze uznał SS za organizację przestępczą, w tym Waffen-SS z wyjątkiem oddziałów kawaleryjskich. Problem polegał na tym, alianci nie wzięli pod uwagę, że jednostki kawalerii SS jak np. 1.SS-Totenkopf-Reiterstandarte popełniały na terenie Generalnego Gubernatorstwa liczne zbrodnie.

Już w grudniu 1939 r. kawalerzyści uczestniczyli w masowych egzekucjach w Warszawie i w pierwszych egzekucjach w Palmirach oraz w zbrodniach koło Lućmierza (Łódzkie). Żołnierze formacji pomagali przy tworzeniu getta w Łodzi i brali udział w mordowaniu ludności żydowskiej w rejonie Chełma i Hrubieszowa. 7 kwietnia 1940 r. wymordowali co najmniej 61 mieszkańców wsi Królewiec podczas działań przeciw oddziałowi majora „Hubala”. Trzy lata później esesmani z jednostek kawalerii brali udział w tłumieniu powstania w getcie w Warszawie. Raport Stroopa podaje, że 22 kwietnia 1943 r. „podczas likwidacji Żydów i bandytów w byłej żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej w Warszawie poległ SS-Untersturmführer Dehmke” z oddziału zapasowego kawalerii SS. Z liczącej w 1941 r. ok. 3500 osób Brygady Kawalerii SS sąd w RFN skazał na karę od czterech lub pięciu lat więzienia za udział zamordowaniu ok. 5254 Żydów tylko… czterech sprawców.

Kilkanaście lat temu niemieckie sądy zmieniły interpretację prawa. Ile procesów niemieckich zbrodniarzy toczy się obecnie?

Dr Joanna Lubecka: Ważnym przełomem i precedensem w sądzeniu niemieckich i w ogóle nazistowskich zbrodniarzy był proces ukraińskiego strażnika SS z obozu w Treblince i Sobiborze, Iwana vel Johna Demianiuka w 2011 r. Nagle okazało się, że można inaczej interpretować to samo prawo i 2 maja 2011 r. „Iwan Groźny” został uznany za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu 28 tys. więźniów w Sobiborze. Sędziowie zawyrokowali inaczej niż dotychczas – przed 2011 r. decydował ich brak woli, także tej politycznej. Dodam, że polskie sądy już od 1945 r. tak właśnie interpretowały prawo, by oskarżyć zbrodniarza za udział w organizacji przestępczej, jaką było SS.

W lipcu 2015 r. sąd w Lüneburgu uznał, że strażnik i jednocześnie księgowy z KL Auschwitz SS-Unterscharführer Oskar Gröning jest winny pomocnictwa w zamordowaniu 300 tys. osób! Rok później strażnik z KL Auschwitz Reinhold Hanning usłyszał zarzut pomocnictwa w zamordowaniu co najmniej 170 tysięcy więźniów i został skazany na pięć lat więzienia.

W grudniu 2022 r. skazano sekretarkę komendanta KL Stutthof, Paula-Wernera Hoppe – Irmgardę Furchner na karę dwóch lat więzienia.

Znaczna część zbrodniarzy zmarła, nie doczekawszy sprawiedliwego procesu. Dziś żyje ich niewielu – mają ponad 90 lat. W 2021 r. toczyło się 17 procesów zbrodniarzy, w co najmniej pięciu sprawach może dojść jeszcze do postawienia zarzutów byłym strażnikom niemieckich obozów koncentracyjnych.

Jestem przekonana, że podobne procesy zawsze wymagają politycznego przyzwolenia i zgody rządzących. Ta wola pojawiła się w RFN bardzo późno, gdy do osądzenia pozostało już bardzo niewiele osób – zaledwie promil, a nie procent z tysięcy faktycznych zbrodniarzy. Zresztą byłych esesmanów żyje w Niemczech i poza ich granicami już naprawdę garstka. Wspomniany już Gröning zmarł w 2018 roku.

Czasem tylko wybucha skandal, jak kilka dni temu w przypadku byłego żołnierza 14. Dywizji Grenadierów SS, zamieszkałego w Kanadzie Ukraińca, Jarosława Hunki. IPN zapowiedział, że prokuratorzy sprawdzą, czy 28 lutego 1944 r. brał on udział w pacyfikacji polskiej ludności w Woli Pieniackiej, gdzie zamordowano ok. 850 osób.

Rozmawiał Maciej Replewicz

Co Niemcy wiedzą o niemieckich zbrodniach w Polsce?

.„Do roku 1990 zimna wojna nie pozwalała na poważniejszą dyskusję o zbrodniach wojennych na Wschodzie, i to nie tylko tych w Polsce. Jakakolwiek wymiana zdań na temat «Niemcy wobec II wojny światowej» – i pod wpływem przeciwnika ewentualna korekta własnych opinii – była nie do pomyślenia” – pisze niemiecki historyk prof. Stephan LEHNSTAEDT.

Jak zauważa, „zbrodniczy charakter niemieckiej okupacji Polski jest (…) nadal tylko w niewielkim stopniu obecny w świadomości Niemców. Polska nie jest jednak odosobnionym przypadkiem. Niemieckie upamiętnienia dotyczą takich zbrodniczych działań, jak Holokaust, «eutanazja», prześladowania Sinti i Romów, a także homoseksualistów. Wina za wojnę i Holokaust jest co prawda bezsporna, ale też zdepersonalizowana. W pamięci rodzinnej współsprawstwo z reguły się nie pojawia. Niemcy wobec II wojny światowej to także badania, wedle których jedna trzecia Niemców uważa, że ich przodkowie należeli do ofiar wojny.

„Niemieckie skojarzenia z atakiem na Polskę w 1939 r. ograniczają się w dużym stopniu do wyreżyserowanego zdjęcia niemieckich żołnierzy wyłamujących szlaban graniczny w Sopocie, które wciąż – ma się wrażenie – ilustruje co drugi artykuł prasowy o II wojnie światowej w Polsce, i okrętu «Schleswig-Holstein» ostrzeliwującego Westerplatte” – pisze prof. Stephan LEHNSTAEDT.

Podkreśla jednocześnie, że „w 1697 r. polski sejm elekcyjny wybrał Sasa na króla. Dwie pokojowe zmiany władzy panującej, w obu przypadkach motywowane ekonomicznie. W XVII i XVIII wieku dziesiątki tysięcy Niemców osiedlały się nad Wisłą lub na Wołyniu – czyniły to na zaproszenie polskich władców; w XIX wieku jeszcze większa liczba Polaków wyjechała do pracy w górnictwie w Zagłębiu Ruhry, gdzie byli poszukiwanymi pracownikami. Otym wszystkim trzeba mówić. Istnieją instytucje, które mogą w tym uczestniczyć, takie jak Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie lub Centrum Badań Historycznych w Berlinie. Brakuje jednak odpowiednich działań i atrakcyjnych lokalizacji. Będą one kosztować, ale są niezbędne. Jeśli upamiętnienie ma się udać, to powinno wykraczać poza zwykłe symbole i prowadzić do wiedzy i zrozumienia. Polska powinna być dla nas warta tego”.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 września 2023