
Tworzy dzieła, żeby zmiótł je wiatr, roztopiło słońce lub rozjechali nieuważni turyści. Simon Beck, 64-letni kartograf i inżynier z Anglii od 19 lat regularnie wydeptuje nowe artystyczne wzory w śniegu lub piasku. I ma już naśladowców.
Sztuka wydeptana w śniegu
.Simon Beck. Przedstawia siebie jako „snow artist” – artystę śnieżnego. Jego gigantyczne rysunki wyglądają jak wydeptane w śniegu rozety albo gigantyczne śnieżynki, zmieniające się zależnie od kąta padania promieni słonecznych. Znajdują się zwykle na ośnieżonych stokach Alp francuskich, choć latem artysta tworzył je również na dużych plażach Wielkiej Brytanii. Technika jest prosta: stopy uzbrojone w rakiety śnieżne, a ręce w kijek i kompas geodezyjny, do precyzyjnego wyznaczania ścieżki. Cała sztuka jednak zaczyna się od szczegółowych, matematycznych wyliczeń, bazujących na dokładnym zmierzeniu terenu. – Możesz rysować ołówkiem na kartce, albo nogami na śniegu – to wszystko czego potrzebujesz – mówi Simon Beck w wywiadach.
Inspirację do kolejnych śnieżnych lub piaskowych rysunków czerpie z natury: obserwuje wzory płatków śniegu, analizuje źdźbła mchu czy wykwity mrozu na szybie. To w nich widzi prawdziwą sztukę, siebie samego zaś jako jedynie odtwórcę, którego zadaniem jest choć na moment odtworzyć w skali makro piękno zawarte w skali mikro.
„Świat pełen jest wzorów do odkrycia i uchwycenia, jest wręcz z nich zbudowany, pewnie dlatego ludzie tak je uwielbiają” – mówi.
Śnieżny artysta
Simon Back pochodzi z Wielkiej Brytanii. Ma 64 lata i jest dyplomowanym inżynierem budownictwa i kartografem po Oxfordzie. W 2004 r. zamienił stałą pracę i angielską stabilizację na domek we francuskich Alpach. To tam też, nieco przypadkowo, zrodziła się jego nowa pasja. Pewnego dnia po długiej jeździe na nartach zobaczył z oddali zamarznięte jezioro pokryte świeżym śniegiem, które aż prosiło się o piękny śnieżny rysunek. Zabrał z domu kompas geodezyjny, wyznaczył punkt centralny i pięć punktów wokół niego, po czym za pomocą wydeptywanych śladów połączył kropki, tworząc pięcioramienną gwiazdę. To było jego pierwsze dzieło, jedno z wielu następnych. W ciągu tych 19 lat stworzył 365 prac w śniegu i 200 w piasku.
Nie żałuje jednak godzin i wysiłku przeznaczonych na tę unikatową pasję, choć te są naprawdę imponujące. Nieraz musiał spędzać na dworze w palącym słońcu lub przy mroźnym wietrze nawet 12 godzin. Do większych prac musiał przejść nawet 55 tys. kroków i to w przemyślany sposób. Od nudy – która jak przyznaje jest jego towarzyszką – ratuje go słuchanie muzyki klasycznej w trakcie tworzenia. Często też myśli wtedy o następnych pracach.
„To co robię nazwałbym graffiti, bo powierzchnie, na których tworzę nie należą do mnie. I nie przeszkadza mi to, że moje dzieło jest tak nietrwałe, może zdmuchnąć je wiatr, może roztopić słońce czy zalać morze. Tak naprawdę nietrwałość powoduje, że widzę w nich sens” – mówi artysta.
Być może z tego powodu jego prace często są porównywane do mandali lub buddyjskich ogrodów piaskowych, tworzonych jako rodzaj medytacji. Zdaniem magazynu Art Critique „działalność Becka to przypomnienie tego, co nietrwałość piękna nadaje stworzeniu”.
.Simon Back ma także swoich następców. Ludzie z całego świata, obserwujący jego profile mediach społecznościowych przesyłają mu zdjęcia wydeptanych przez siebie wzorów w lasach, na plażach czy przydomowych ogródkach.
Oprac. Anna Druś