SLAPP - co to jest i jak działa ochrona aktywistów i dziennikarzy?

W Unii Europejskiej oficjalnie weszły w życie nowe unijne przepisy wymierzone w pozwy SLAPP. Chodzi o bezpodstawne powództwa sądowe mające na celu nękanie i cenzurowanie osób ujawniających informacje w interesie publicznym, takich jak dziennikarze i aktywiści.

Co jest obiektem nowych unijnych przepisów?

.Strategiczne powództwa zmierzające do stłumienia debaty publicznej – w skrócie SLAPP – wytaczane są przez określone grupy interesu, np. polityków czy duże firmy, dziennikarzom, mediom i aktywistom zajmującym się ujawnianiem afer m.in. korupcyjnych, dotyczących środowiska lub związanych z łamaniem praw człowieka.

Celem SLAPP jest przytłoczenie pozwanych tak ogromną liczbą spraw sądowych, żeby nie mieli ani czasu, ani ochoty zajmować się drażliwymi tematami. Przykładowo Daphne Caruana Galizia, maltańska dziennikarka zajmująca się korupcją w kręgach rządowych, która zginęła w zamachu bombowym w 2017 r., w chwili śmierci miała 47 pozwów sądowych.

Nowa regulacja pozwów SLAPP

.Żeby uniknąć takich sytuacji, UE postanowiła przyjąć nowe regulacje. Przepisy wprowadzają do unijnego prawa definicję SLAPP, co ułatwi walkę ze zjawiskiem. Pozwani, przeciwko którym wytoczono tego typu powództwo, mogą wnioskować o oddalenie ich sprawy wcześniej jako ewidentnie bezzasadnej, a obowiązek udowodnienia, że jest inaczej, ciąży na skarżącym. Dodatkowo w razie umorzenia sprawy sąd może domagać się od powoda zapłaty kosztów postępowania i nałożyć na niego grzywnę, jeśli sprawa zostanie uznana za nadużycie. Ma to zniechęcić osoby lub firmy do nieuzasadnionego wytaczania procesów sądowych.

„Prawo do wolności wypowiedzi i informacji (…) to prawa i wartości podstawowe Unii Europejskiej. SLAPP je podważają i utrudniają pracę tym, którzy są strażnikami naszych demokracji. Nowe przepisy będą chronić osoby pracujące i działające w interesie publicznym przed działaniami, które mają na celu ich cenzurowanie, krzywdzenie, nękanie i uciszanie” – powiedziała wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Viera Jourova.

Nowe regulacje na razie będą chronić dziennikarzy i aktywistów w postępowaniach transgranicznych, czyli jeśli pozew wytoczony jest w innym kraju, niż znajduje się pozwany. Państwa członkowskie mają teraz dwa lata na wprowadzenie przepisów do prawa krajowego.

O znaczeniu wolności słowa

.Profesor Jacek HOŁÓWKA, filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim zastanawia się na łamach Wszystko co Najważniejsze, czy „zasada wolności słowa” ma same zalety? Wspiera prawdomówność, buduje demokrację, podważa wygórowany status ludzi z urojonym lub fałszywym autorytetem, ośmiela młodzież, by jasno określiła swe polityczne poglądy, i skłania każdego, aby wypracował sobie własną, trwałą tożsamość. T

„To niemałe zasługi, ale zajmę się tylko ostatnim pytaniem, bo wydaje się najważniejsze. To dzięki wolności słowa, a właściwie dzięki staraniu, by wolność słowa była śmiało wykorzystywana przez nas samych w dyskusjach nad sensem naszego życia, stajemy się ludźmi bardziej przewidywalnymi i wiarygodnymi. Także dla samych siebie. Jest więc ważne, byśmy umieli mówić sobie prawdę, nawet wtedy, gdy patrzymy na postać w lustrze i badamy, czy ta twarz za szklaną szybą nie próbuje czegoś przed nami ukryć i czy nie stara się zbyć nas byle jakimi zapewnieniami, na przykład: „Mam jeszcze czas, nie muszę o sobie myśleć dzisiaj, inni robią jeszcze większe błędy, niech w moim życiu jutro niczym się nie różni od wczoraj”. Tę kłopotliwą sytuację trzeba lepiej zrozumieć” – opisuje autor.

Jonathan Gilmore, profesor filozofii kolejno w Princeton, Yale i City University of New York, twierdzi coś, z czym, jak sądzę, zgodzi się większość psychologów. By zrozumieć, kim jesteśmy, musimy nauczyć się mówić o sobie jasno i zdecydowanie. A nawet to jeszcze jest za mało. Powinniśmy umieć rozpoznać swój głos w każdej naszej minionej wypowiedzi, choćby była sprzed pięciu lat i choćby ktoś inny lepiej niż my sami dzisiaj ją pamiętał. Nie wystarczy, byśmy sobie jasno uprzytamniali, jakie mamy zdanie w każdej przemyślanej wyraźnie sprawie. Życie szybko biegnie, więc powinniśmy też wiedzieć, jak poradzić sobie z trudnymi zagadkami, którymi dotąd nie mieliśmy czasu poważnie się zająć. Dlatego potrzebna nam jest wolność słowa – zwyczaj odważnej i wnikliwej dyskusji, bez skrępowania i bez podejrzeń. A to znaczy, że nigdy nie powinniśmy dać się zamknąć w obrębie wyobrażeń, którymi zadowalaliśmy się wcześniej. Jak to zrobić? Wyjść poza siebie?

Gilmore nie żąda tak wiele. Namawia swych czytelników, by krytycznie patrzyli i na swą przeszłość, i na swą przyszłość. „Krytycznie” to jego zdaniem – przez wyraźne wyróżnienie w naszych myślach trzech odrębnych kategorii dotyczących naszego losu: „przekonań, pragnień i zobowiązań” (Expression as Realization: Speakers’ Interests in Freedom of Speech). Przekonania powinny być mądre i uzasadnione; pragnienia obiecujące i realistyczne; zobowiązania rozważne i nieodwołalne. To jest dość wymagający pogląd, ale pociągający i sugestywny. Treść naszego umysłu nie istnieje w sposób niezmienny i trwały. Pojawia się i znika. Więc to, w czym rozpoznajemy swoje charakterystyczne przekonania, jest zmienne. To też pojawia się i znika. Tak być musi, ponieważ nasze poglądy na wszelkie tematy mają niewidoczny i nie przez nas wydawany certyfikat trwałości. 

„I właśnie dlatego, byśmy mogli żyć w sposób trwały i niezmienny albo tylko przelotny i nieprzewidywalny, potrzebna nam jest wolność słowa. Bez niej popadlibyśmy w zakłamanie i niekonsekwencje, w upór decyzyjny, emocjonalną bezradność i wieczne rozczarowanie. Trzeba więc z sobą rozmawiać” – pisze Jacek HOŁÓWKA.

W jego ocenie widzimy, jak ważna jest wolność słowa. To ona daje nam orientację w zakresie własnych możliwości, utwierdza nas w przekonaniu, że mamy wspólne interesy i wspólne możliwości ich realizacji. Być wolnym w społeczeństwie ludzi wolnych znaczy myśleć, mówić, przekonywać i liczyć na zgodę. Warunkiem wstępnym jest więc znów wolność słowa. Gilmore dodaje, że tylko w ten sposób ekspresja – jednostkowa i społeczna – zamienia się w budowanie planów. Tylko w rozmowie z innymi dowiadujemy się, kim jesteśmy dla innych i kim możemy być dla nich. Czasem są to zupełnie różne role. Trzeba więc zapytać, co najbardziej utrudnia dojście do wspólnych celów. Odpowiedź brzmi: „Chyba język nienawiści”. Przy wszystkich zaletach zasady wolności słowa, o których wspomina Gilmore, musimy więc dostrzec, że „niewyparzony język” czyni nieraz więcej szkody niż spiskowanie i kontrolowana podejrzliwość. Czy zatem wolność słowa nie stanowi także olbrzymiego zagrożenia dla zrozumienia samego siebie i dla realizacji wspólnotowych planów? Czy obok wolności nie należy planować cenzury prewencyjnej? Powinniśmy dostrzec, że była to pułapka, w którą wpadali niemal wszyscy: rygorystyczni katolicy, sumienni tradycjonaliści, naiwni komuniści, bezwzględni faszyści i wszelkiego typu inni despotyczni wyznawcy jedynej drogi do nieba.

Zwolennicy cenzury zawsze mówią: „Będzie jej tylko trochę i będzie stosowana tylko dla powszechnej zgody”. Na to dawały się nabrać miliony w nadziei, że to właśnie ich stanowisko oszczędzone zostanie przez cenzora. Srogo się zawiedli. Rozpatrzmy więc zasadniczy problem. Które pytanie powinniśmy postawić na początku: „Kiedy trzeba konieczne wprowadzać cenzurę?” czy „Kiedy trzeba koniecznie zrezygnować z cenzury?”? Od czegoś trzeba zacząć. W tej sprawie Arystoteles i Locke mieli przeciwstawne poglądy. Arystoteles przyjmował za Platonem, że państwo ostatecznie decyduje o wszystkim w ludzkim życiu, zatem człowiek ma prawo robić tylko to, na co mu państwo pozwala; cała reszta jest tylko samowolą i warcholstwem. John Locke dwa tysiące lat później pisał, że człowiek ma prawo robić to, co uważa za słuszne; a jeśli mu państwo w tym przeszkadza bez uzasadnienia, to poddaje życie ludzkie rządom despotów i tyranów.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 maja 2024