![Jak mija czas na Księżycu?](https://wcn-media.s3.us-west-004.backblazeb2.com/2024/10/moon-1527501_1920-100x100.jpg)
Socrealizm w polskim filmie - pierwsza źródłowa monografia
![Socrealizm w polskim filmie](https://wszystkoconajwazniejsze.pl/wp-content/uploads/2024/02/800px-Tadeusz_Lomnicki_Tadeusz_Janczar_kadr_z_filmu_Pokolenie.jpg)
„Zjazd Filmowy w Wiśle 1949 – Źródła, komentarze, opracowania” to pierwsza źródłowa monografia obszernie opisująca socrealizm w polskim filmie. „Ideologia okazała się kneblem i objawiła się paraliżem twórczym. W ciągu pięciu lat powstało tylko 21 socrealistycznych produkcji” – powiedział filmoznawca i współredaktor prof. Barbara Giza.
Socrealizm w polskim filmie
.Monografia dotyczy wydarzenia o charakterze przełomowym, w czasie którego proklamowany został i narzucony środowisku filmowemu, socrealistyczny model twórczości. Zjazd w Wiśle był jednym z szeregu przejawów wymuszonego zaszczepienia wzorców sowieckich na gruncie polskim, którego dokonywała ówczesna komunistyczna władza. Jego organizacja wiązała się również z początkami epoki stalinowskiej w polskiej kulturze i życiu społeczno–politycznym. Publikacja zawiera pełny stenogram ze zjazdu z krytycznym opracowaniem oraz komentarzami.
Czterodniowy Zjazd Filmowy rozpoczął się 17 listopada 1949 r., a miejscem obrad był Dom Zdrojowy w Wiśle. Organizujące go władze miały trzy główne cele związane z wprowadzaniem socrealizmu jako metody twórczej: ideologiczną aktywizację twórców, powstawanie scenariuszy filmowych zgodnych z doktryną oraz włączenie do zadań propagandowych krytyki filmowej, która miałaby kierować recepcją filmu. Specjalnym gościem zjazdu był radziecki reżyser Grigorij Aleksandrow, który przedstawił zasady socrealizmu i wystąpił w roli mentora dla polskich filmowców.
„Zjazd jest faktem znanym z historii polskiego filmu, jednak nie prowadzono nad nim jak dotąd odrębnych badań” – powiedział filmoznawca i współredaktor Adam Wyżyński. „Przez ponad dwa lata, wraz z prof. Barbarą Gizą zbieraliśmy materiały dotyczące zjazdu w Wiśle, wykonując kwerendy w archiwach, instytucjach i w zbiorach prywatnych. Wynikiem były odnalezione, nieznane dotąd nagrania dźwiękowe czy materiał filmowy zrealizowany na potrzeby Polskiej Kroniki Filmowej, lecz nigdy w niej nie wykorzystany, a także fotografie, notatki i inne dokumenty – dodał. Podczas zjazdu dyrektor Przedsiębiorstwa Państwowego „Film Polski” Stanisław Albrecht wygłosił referat programowy „Walka o film realizmu socjalistycznego”. „Reżyser jest tylko twórcą ekranowej interpretacji dzieła literackiego; dziełem literackim stanowiącym postawę filmu jest scenariusz” – stwierdził. Dokument uzasadniał przejęcie pełnej kontroli nad kinematografią.
Jedyna słuszna ideologia w polskiej kinematografii do lat 50.
.W Wiśle nie tylko wprowadzono nową ideologię już na etapie scenariuszy, ale poddano krytyce i brutalnie ingerowano w zrealizowane filmy. Dotyczyło to nawet muzyki filmowej do filmu „Robinson warszawski” w reżyserii Jerzego Zarzyckiego. Minister kultury Włodzimierz Sokorski publicznie skarcił Artura Malawskiego: „Muzyka jego była i jest formalistyczna, nie dlatego, że takie czy inne używa, takie środki formalistyczne, ale jest formalistyczna dlatego, że ona do niczego nie mobilizuje. Ona się nie wiadomo dlaczego zjawia w tym filmie, ona zupełnie nie jest czynnikiem pomagającym emocjonalnie i ideologicznie ten film przeżywać”. „Muzykę autorstwa Malawskiego zastąpiono kompozycją Romana Palestra – przypomniał Wyżyński, dodając, że film Zarzyckiego pokazany w Wiśle powstawał od lata 1948 r. i był wielokrotnie przemontowany. Na ekrany kin trafił dopiero w grudniu 1950 r. pod tytułem „Miasto nieujarzmione”.
Po zjeździe realizm socjalistyczny stał się „jedynie słuszną” ideologią w polskiej kinematografii do połowy lat 50. Oceniając rolę wydarzenia, prof. Barbara Giza powiedziała, że „zjazd miał stymulować twórców, ale w istocie zadziałał na środowisko filmowe jako blokada, knebel i objawił się paraliżem twórczym”. „W ciągu pięciu lat powstało zaledwie 21 filmów, które mieściły się w socrealistycznym kanonie” – dodała. „W realiach socrealizmu twórca był poddawany tak miażdżącej krytyce i zmuszany do tak daleko idących przeróbek, że z jednej strony wymagało to odporności, a z drugiej – często zniechęcało do współpracy z filmem. Wielu przyjęło koniunkturalną lub bierną postawę oczekiwania. Idealistów w kręgu filmowców było naprawdę bardzo niewielu. Bez wątpienia w komunizm wierzyła Wanda Jakubowska, ale nie jestem przekonana czy wierzył w niego np. Aleksander Ford lub Jerzy Kawalerowicz” – podkreśliła.
Antoni Bohdziewicz – buntownik na zjeździe w Wiśle
.Cytowany w książce stenogram z Wisły pozwala poznać postawy twórców wobec narzucanej doktryny. Tylko Antoni Bohdziewicz zdobył się na odwagę i stanął w kontrze. „Ponieważ to twórcza narada, powinna być kruszeniem kopii, powinna być krwawą walką, w której się zjawia błędny rycerz heretyk walczący z wiatrakami. Spróbuję to zrobić” – mówił Bohdziewicz. „Nie kastrujmy scenariusza. Nie rezygnujmy z pewnej dozy sensacji. Nie bójmy się głębin i cieni. Miłość, śmierć, nienawiść – zawsze są bardzo interesujące dla wszystkich, bo każdemu we wnętrzu jego natury bliskie. Strzeżmy się purytanizmu, poszukiwania nowych sytuacji i wątków, które tylko energię zabierają, a omijają rzeczy do wykorzystania jako dobre, o których nam mówi historia sztuki. Dobre formy, stare formy nie znikają zaraz. Nowe formy rodzą się po mozolnych poszukiwaniach i wielu doświadczeniach. Dla przyśpieszenia tych odkryć narażamy się na niebezpieczeństwo powstania form, ale jako schematów, jako szablonów, a nie form prawdziwie dobrych” – apelował.
Bohdziewicz zapłacił za to wysoką cenę. „Przez ponad sześć lat nie realizował filmów. Pozwolono mu jedynie na pracę wykładowcy. Jego córka, Anna udostępniła nam do publikacji odręczne notatki, które sporządził przed wystąpieniem” – wskazał Wyżyński. Zjazd w Wiśle całkowicie złamał zawodową karierę utalentowanej, dziś całkowicie zapomnianej reżyserki Natalii Brzozowskiej (1915-88). W zrealizowanym w 1947 r. dokumencie „Kopalnia” ukazała ona pracę górników w poetyckim, artystycznym ujęciu, które brutalnie skrytykowano. „W okresie pracy nad filmem miałam tendencję do formalizmu. Prawie we wszystkim, co dotąd zrobiłam – mało obchodziła mnie treść, tylko z punktu widzenia artystycznego brałam te rzeczy, uważając jedynie, żeby była proporcja treści, ale sens, ideologia obchodziła mnie mało. Od czasu, kiedy zaczęłam się interesować sprawą ideologii socjalistycznej […] – zupełnie zmieniło się moje podejście nie tylko do treści, ale zmienił się mój stosunek do formy. Dziś patrząc na dawne moje filmy, czuję obcość” – mówiła w publicznej samokrytyce złożonej na zjeździe. Pod koniec lat 50. zrealizowała jeszcze dwa filmy dokumentalne, jednak nigdy nie dopuszczono do pracy przy większych formach.
Nieopublikowane nigdy wcześniej dokumenty
.Według Wyżyńskiego „po 1989 r. doszło do paradoksalnej sytuacji: nie było już cenzury, lecz o zjeździe w Wiśle nadal mówiono niechętnie, a pisano jeszcze mniej. W tym czasie zmarło wielu uczestników zjazdu, których wspomnienia mogłyby poszerzyć naszą wiedzę”. W książce Gizy i Wyżyńskiego znalazły się niepublikowane wcześniej dokumenty, jak np. odnaleziony w Archiwum Akt Nowych protokół pozjazdowy, notatki i oryginalna lista obecności z podpisami 200 osób – filmowców, literatów, kompozytorów i aktorów. Na fotografiach udało się zidentyfikować m.in. Andrzeja Munka oraz Wojciecha Jerzego Hasa – wówczas jeszcze studentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi.
„Staraliśmy się odtworzyć nie tylko przebieg zjazdu, ale także jego atmosferę i nastroje uczestników. Zgromadzone materiały pozwalają na nowo dotrzeć do realiów zjazdu oraz poszerzają naszą wiedzę o tym przełomowym wydarzeniu, o którym dotąd wiedziano w gruncie rzeczy bardzo niewiele” – wskazała prof. Giza zapowiadając, że toczą się prace nad kolejnym tomem z edycją dokumentów źródłowych do badań nad filmem z okresu lat 1950–1955. Monografia „Zjazd filmowy w Wiśle 1949. Źródła, komentarze, opracowania” została wydana przez Filmotekę Narodowa – Instytut Audiowizualny FINA.
Czarny rynek dzieł sztuki w PRL-u
.Na temat afer kryminalnych w PRL-u, które były związane z nielegalnym obrotem dzieł sztuki i antyków, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Monika LUFT w tekście „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki„.
Urodzony w 1906 roku Marian Trojan, doktor filozofii i aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie, znany między innymi z komedii Ryszarda Bera Zawsze w niedziele (1965), zginął w swoim mieszkaniu 8 marca 1967 roku na skutek uderzenia ciężkim przedmiotem w głowę. Wcześniej wystrzelono do niego z wiatrówki. Prawdopodobnie zrabowano niektóre posiadane przez niego dzieła sztuki, w tym obraz Zakonnica nieznanego autorstwa. Zniknął również kalendarz na rok 1966 z jego zapiskami, a także klucze do mieszkania – zabójca, wychodząc, zamknął za sobą drzwi. W notatkach denata figurowały nazwiska Czesława Bednarczyka, obu braci Mętlewiczów i Tadeusza Wierzejskiego, a ponadto Stanisława Senatora, Karola Gellera, Józefa Polańskiego i innych postaci kojarzonych z nielegalnym obrotem dziełami sztuki. Dodatkowo wśród papierów Trojana znajdował się niewysłany list do wiedeńskiego antykwariusza. Ustalono, że Trojan, który w pierwszych latach po wojnie prowadził w Alejach Jerozolimskich antykwariat pod szyldem „Książka i Obraz”, zajmował się handlem obrazami, często gościł w „Desie” i „Veritasie” i sam też malował – a bywało, że i wystawiał.
Do morderstwa doszło w godzinach przedpołudniowych. Oględziny miejsca przestępstwa nasunęły milicji konkluzję, że w mieszkaniu włączony był telewizor. Za narzędzie zbrodni posłużyła zapewne dwukilogramowa kryształowa popielniczka, która zdobiła stół, a której nie odnaleziono. To, że wcześniej użyto wiatrówki, wskazywało na działanie z premedytacją. Strzał z broni pneumatycznej nie okazał się śmiertelny, ale przypuszczalnie oszołomił napadniętego. Cios popielniczką dokończył dzieła. Śladów walki nie stwierdzono.
Uznano, że motyw zabójstwa mógł być rabunkowy. Ogólną wartość zbiorów kolekcjonera oszacowano na milion złotych; niedługo przed śmiercią Trojan sprzedał obraz Piotra Potworowskiego za czterysta tysięcy złotych. W tej teorii była jednak luka – mieszkanie nie zostało splądrowane, a w szufladzie leżał nietknięty plik banknotów: trzydzieści tysięcy złotych. Tak więc obiektem rabunku, o ile przyjąć taki motyw, musiał być jeden, konkretny przedmiot. Brano też pod uwagę zbrodnię w afekcie bądź, co dość zdumiewające, na skutek „szczególnych podniet natury seksualnej”, ponieważ Trojan, jak wykazało śledztwo, wiódł bujne życie uczuciowe. Jednak morderstwo popełniono w trakcie „frapującego programu telewizyjnego, pozbawionego momentów erotycznych” (w jedynej dostępnej telewizji pokazywano w tych godzinach Noc sowy, film sensacyjny z serii Spotkanie z Alfredem Hitchcockiem), a i użycie broni przemawiało przeciwko takiemu wyjaśnieniu zagadki. W końcu przeważyła opinia, że denat, który miał utrzymywać kontakty ze środowiskiem przemytników, mógł być w posiadaniu „wiadomości dla nich niebezpiecznych” lub narazić im się jakąś poważniejszą transakcją.
.Znajomi kolekcjonera mówili, że był człowiekiem ostrożnym, chorobliwie wręcz punktualnym i że niechętnie wpuszczał do domu obcych. Stąd wysnuto wniosek, że zabójcę znał i darzył zaufaniem. Jednak udział kogoś z rodziny w zbrodni wykluczono, bo „wszyscy byli zainteresowani materialnie w jego życiu, a nie śmierci”. Wydział Kryminalny Komendy Stołecznej MO próbował połączyć sprawę z wcześniejszym o rok zabójstwem innego handlarza dziełami sztuki, pułkownika o nazwisku Buś. Bez efektu.
PAP/Maciej Replewicz/WszystkocoNajważniejsze/MJ