Sojusznicy europejscy muszą szybko się dozbroić - Rada Atlantycka i jej plan na rok 2027

Wyniki raportu wskazują na konieczność przyspieszonego rozwoju zdolności, reformy instytucjonalnej i integracji operacyjnej w ramach opartego na danych. Dwa lata mojej pracy. Jestem dumny – pisze na platformie X Andrew MICHTA, jeden z autorów, z którym przy tworzeniu nowego raportu współpracowała Rada Atlantycka.

Rada Atlantycka przekonuje, że następne kilka lat będzie miało kluczowe znaczenie dla Europy

.Rada Atlantycka zaznacza w swoim raporcie, że NATO stoi w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony odradzającej się Rosji zdolnej do hybrydowej i kinetycznej agresji w całym Korytarzu Północno-Wschodnim — od Finlandii, regionu bałtyckiego i Polski po Morze Czarne. Obecnie postawa obronna NATO w dużym stopniu opiera się na amerykańskim wsparciu wojskowym w zakresie wywiadu, nadzoru i rozpoznania (ISR), strategicznego transportu, dowodzenia i kontroli (C2) oraz rozszerzonego odstraszania zapewnianego przez amerykański parasol nuklearny.

Ponieważ Stany Zjednoczone coraz bardziej koncentrują się na regionie Indo-Pacyfiku i zobowiązują się do dzielenia się obciążeniami, a także przy rosnących żądaniach europejskiej autonomii strategicznej, NATO musi być w stanie odstraszać i reagować na zagrożenia jako zjednoczony podmiot — podmiot niebędący skutecznie zależny od zdolności i potencjału wojennego USA. Niezależnie od poziomu wydatków, NATO musi przejść od podejścia skoncentrowanego na kraju do nastawienia obejmującego cały Sojusz.

„Ta sytuacja wymaga wspólnej metodologii inżynieryjnej w celu optymalizacji tego, jak wykorzystujemy zasoby obronne. Szczególnie ważna jest szybkość, precyzja i współpraca”.

Autorzy raportu stworzyli listę trzech najważniejszych wyzwań dla europejskiej obronności. Rada Atlantycka zaznacza, że:

  • Gdyby Rosja rozpoczęła ofensywę przeciwko państwom bałtyckim, NATO nie mogłoby skutecznie bronić swojego terytorium bez Stanów Zjednoczonych.
  • Europejscy sojusznicy muszą szybko się dozbroić, ale naciski na pełną „strategiczną autonomię” ze strony Stanów Zjednoczonych grożą destabilizacją kontynentu i Sojuszu.
  • Stany Zjednoczone i NATO muszą podejmować mądrzejsze i szybsze decyzje dotyczące zakupów strategicznych.

Rada Atlantycka przekonuje, że do roku 2027 NATO musi wzmocnić Bałtycką Linię Obronną. „Jest to niezbędne, aby zapewnić wiarygodne odstraszanie, uspokoić sojuszników na pierwszej linii frontu i uniemożliwić Rosji testowanie determinacji lub gotowości NATO w środowisku wysokiego zagrożenia” – piszą autorzy, w tym Andrew MICHTA.

Postawa odstraszająca NATO w państwach bałtyckich jest podważana przez nadmierne poleganie na amerykańskich zdolnościach wojskowych. W kryzysie, w którym Stany Zjednoczone byłyby skoncentrowane gdzie indziej, europejskie państwa NATO mogą nie być w stanie zmobilizować terminowej, skutecznej odpowiedzi. To nadmierne poleganie tworzy zarówno strategiczne, jak i operacyjne słabości, które Rosja może wykorzystać do podważenia wiarygodności Sojuszu i zagrożenia suwerenności narodowej.

Możliwość NATO do odstraszania lub szybkiej reakcji na rosyjską agresję jest ograniczona przez:

  • Brak zmasowanych, gotowych sił bojowych na teatrze działań.
  • Niewystarczająca zintegrowana obrona powietrzna i przeciwrakietowa.
  • Powolne harmonogramy logistyczne i wzmocnienia.
  • Brak organicznej mobilności strategicznej z uzależnieniem od transportu lotniczego i morskiego USA.
  • Zależność od amerykańskich podmiotów umożliwiających zintegrowane sieci C2, ISR i misji na teatrze działań.
  • Bez Stanów Zjednoczonych NATO pozostaje na papierze lepsze pod względem liczebności i technologii, ale brakuje mu integracji operacyjnej, logistyki i zdolności sił wspólnych, aby szybko dorównać rosyjskiej masie i tempu w pobliżu jej granic. 
  • NATO musi opracować strukturę sił i kombinację zdolności, które umożliwią realizację regionalnych planów obronnych, kładąc nacisk na podział obciążeń. Ta strategia modernizacji musi być obiektywna, oparta na zagrożeniach i zasobach.

Rada Atlantycka przekonuje, że następne kilka lat będzie miało kluczowe znaczenie dla Europy i wspólnoty euroatlantyckiej, gdyż zmieniające się priorytety geostrategiczne USA w kierunku Indo-Pacyfiku, ciągłe zagrożenia ze strony Rosji, rozwój autorytarnych mocarstw i szybko zmieniający się porządek globalny zmienią krajobraz polityczny.

Bałtyk. Przyszłość Europy autorstwa Olivera Moody’ego

Kraje bałtyckie nie mają gdzie się wycofać. W przypadku inwazji nie mogą wymienić przestrzeni na czas. Muszą walczyć o każdy centymetr ziemi. Ale w pojedynkę są zbyt małe, by odstraszyć wroga czy się przed nim obronić. Ich jedyną nadzieją są sojusznicy – pisze Edward LUCAS.

Książka dotycząca regionu Morza Bałtyckiego podkreśla zagrożenia wynikające z imperialnych ambicji Rosji.

Poziom wody w Bałtyku podnosi się i opada o zaledwie kilka centymetrów. Geopolityczne wzloty i upadki regionu są znacznie bardziej spektakularne. Obecnie rosyjskie wpływy znów rosną. W swojej jakże aktualnej i wnikliwej książce Oliver Moody opisuje „powrót starożytnej walki z Rosją o kontrolę nad strefą bałtycką”, wyjaśnia, dlaczego ma to znaczenie, i podpowiada, co należy z tym zrobić.

Walka, o której pisze, to starcie między bałtyckimi aspiracjami i rosyjskimi ambicjami. Po upadku imperium sowieckiego w 1991 r. sześć krajów nadbałtyckich (Polska, Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa) przystąpiło do NATO i Unii Europejskiej. Dla nich to zupełnie normalne. Rosjanie jednak postrzegają to jako geopolityczną aberrację, która już dawno powinna zostać skorygowana.

Zagrożenie nie jest nowe, ale przez długi czas było i

ignorowane. Już w 1997 r. amerykańska sekretarz stanu Madeleine Albright zauważyła, że „Europa nie jest bezpieczna, dopóki nie jest bezpieczny region bałtycki”. Przywódcy bałtyccy ostrzegali przed rosyjskim rewanżyzmem jeszcze wcześniej. Moody tylko pokrótce wspomina o tym, co obecnie nazywamy „wojną hybrydową”, która w tamtym czasie miała formę przymusu ekonomicznego, przekupstwa, subwersji, ataków propagandowych, zastraszania, sabotażu i presji militarnej. Pomija też wiele historyczno-geograficznych podobieństw i różnic.

Na jego usprawiedliwienie przemawia fakt, że przytoczenie wszystkich dowodów na rosyjską nikczemność, nie mówiąc już opisaniu wielu innych zawiłości regionu, nie jest możliwe na kartach 290-stronicowej książki. Wymagałoby to raczej stworzenia encyklopedii. Zwłaszcza że autor pisze o odległych krajach, o których większość czytelników nic nie wie. Niech podniosą rękę ci, którzy wiedzą, kiedy carska Rosja odebrała Finlandię Szwecji (1809), kiedy dokonała rozbioru Polski (1795), które kraje odzyskały niepodległość w 1918 r. (Polska, Estonia, Łotwa, Litwa) lub kto ponownie wymazał je z mapy (Stalin wraz z Hitlerem).

Po nakreśleniu podstaw Moody prezentuje swoją argumentację za pomocą obfitych, długich na akapit cytatów pochodzących z think tanków i od (często anonimowych) oficjeli. Ma doskonałe oko do scen; gorzej radzi sobie z opisami postaci i zdarzeń – nieco więcej pisarskich portretów i szkiców dodałoby całości kolorytu. Czytelnicy o doskonałej znajomości tematu będą z lubością czepiać się pewnych szczegółów, które można łatwo poprawić w drugim wydaniu.

Jego powstanie i tak będzie wkrótce konieczne – opracowania zagadnień „na czasie” to nie tylko gwarancja dobrej sprzedaży, ale także tematyczna pułapka. Jako berliński korespondent „Timesa” Moody idealnie nadaje się do napisania na nowo rozdziału o Niemczech, który po zwycięstwie wyborczym Friedricha Merza stał się nieaktualny. Zadufane w sobie, bojaźliwe skąpstwo, które autor ostro krytykuje, rzeczywiście hamowało odbudowę obronności Europy. Jednak po wkroczeniu w epokę „za wszelką cenę” Niemcy mogą stać się siłą napędową tego procesu.

Teoretycznie bezpieczeństwo regionalne to bułka z masłem. Kraje nordyckie i bałtyckie oraz Polska są znacznie bogatsze od Rosji. Dysponują zaawansowaną technologicznie bronią i stabilnymi systemami politycznymi. Ich potencjał w zakresie dominacji nad przestrzenią powietrzną, morską i linią brzegową jest nieporównywalnie większy.

Rosja ma jednak przewagę na pięciu polach.

Pierwszym z nich jest położenie geograficzne. Kraje bałtyckie są otwarte na ataki, a ich jedyne połączenie lądowe z sojusznikami to wąski korytarz suwalski między Polską a Litwą. Po drugie, Rosja ma przewagę inicjatywy. Może wybrać, kiedy i gdzie zaatakować, podczas gdy sojusznicy muszą bronić wszystkiego przez cały czas. Po trzecie, Rosję i jej przeciwników dzieli przepaść w podejściu do ludzkiego życia. Dla demokracji ofiary są katastrofą; dla małych państw mają wręcz znaczenie egzystencjalne. Tymczasem Rosja traktuje swoich żołnierzy jak przedmioty jednorazowego użytku.  Czwartym polem jest logistyka. Rosyjska infrastruktura, pochodząca jeszcze z czasów Związku Radzieckiego, została zaprojektowana z myślą o szybkim przemieszczaniu się wojsk ze wschodu na zachód. Nasza nie ma tej cechy. Piątą, ostatnią kwestią jest podejmowanie decyzji. Putin może rozpocząć wojnę jednym telefonem. A kto w dzisiejszych czasach decyduje o obronie NATO?

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-baltyk-przyszlosc-europy-autorstwa-olivera-moodyego/

MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 czerwca 2025