
Szawkat Mirzijojew wybrany prezydentem Uzbekistanu – może rządzić do 2037 roku

W niedzielnych przedterminowych wyborach prezydenckich w Uzbekistanie zwyciężył obecny szef państwa Szawkat Mirzijojew, który zdobył 87,05 proc. głosów – podała w poniedziałek Centralna Komisja Wyborcza Uzbekistanu. Frekwencja wyniosła 79,88 proc.
Szawkat Mirzijojew prezydentem Uzbekistanu
.Były to pierwsze przedterminowe wybory prezydenckie w historii kraju, który uzyskał niepodległość w 1991 roku na skutek rozpadu ZSRR. Głosowanie zostało poprzedzone referendum z 30 kwietnia, które doprowadziło do znaczących zmian w konstytucji kraju. Przyjęte poprawki do ustawy zasadniczej wydłużają kadencję prezydencką z pięciu do siedmiu lat i pozwalają urzędującemu szefowi państwa na wyzerowanie poprzednich kadencji.
Po niedzielnym głosowaniu Szawkat Mirzijojew może pozostać u władzy przez dwie kolejne kadencje, aż do 2037 roku.
Kandydaci opozycji zmarginalizowani
.Wybory odbyły się bez kandydatów opozycji – zauważa portal Radia Swoboda. Choć oficjalnie Szawkat Mirzijojew miał troje rywali, to pełnili oni rolę dekoracyjną i nie stanowili realnej konkurencji dla urzędującego od 2016 roku prezydenta. Jedynego kandydata opozycji nie dopuszczono do startu w wyborach, a oficjalnym pretekstem był brak wystarczającej liczby podpisów wymaganych do rejestracji kandydata.
„To najbardziej nieprzejrzyste wybory w historii. Ludzie nawet nie wiedzą o innych kandydatach poza Mirzijojewem. Ich nazwiska są nieznane i zostaną natychmiast zapomniane, więc nie ma sensu mówić o opozycji” – powiedział Rafael Sattarow, ekspert projektu analitycznego Young Professionals Network Fundacji Eurasia.
Obserwatorzy podkreślają, że frekwencja była najniższa w historii wyborów prezydenckich w Uzbekistanie.
Jaką politykę prowadzi Szawkat Mirzijojew?
.Szawkat Mirzijojew objął władzę w Uzbekistanie w 2016 roku po śmierci poprzedniego autokratycznego szefa państwa Islama Karimowa. Przedtem przez 13 lat piastował stanowisko premiera. Dokonał szeregu reform politycznych i gospodarczych, znosząc niektóre najbardziej drakońskie przepisy swojego poprzednika. W związku z nowym przywódcą liczono też na demokratyzację w kraju, uwolnienie więźniów politycznych i wprowadzenie wolności słowa. Szawkat Mirzijojew rozwiał te nadzieje, tłumiąc brutalnie protesty w autonomicznym regionie Karakałpakstanu w lipcu 2022 roku przeciwko planowanym zmianom statusu regionu. Zginęło kilkadziesiąt osób, a domniemani przywódcy buntu zostali skazani na wieloletnie więzienie.
Obrońcy praw człowieka twierdzą, że w zakładach karnych Uzbekistanu nadal przebywają tysiące ludzi uwięzionych za poglądy polityczne i religijne.
Azja w kulturowym patchworku
.„Słowo Azja wywodzi się ze starożytnego greckiego słowa Ἀσία, po raz pierwszy użytego przez Herodota (ok. 440 p.n.e.) w odniesieniu do Anatolii lub Imperium Perskiego, w przeciwieństwie do Grecji i Egiptu. Pierwotnie była to po prostu nazwa wschodniego brzegu Morza Egejskiego, obszaru znanego Hetytom jako Assuwa. I jak to zwykle bywa w zachodniej nomenklaturze, termin ten szybko nabrał pejoratywnego znaczenia. Zachód we własnym odczuciu stał się więc tym, co cywilizowane, a Wschód tym, co barbarzyńskie. Ten wiekowy orientalizm pokutuje do dziś” – pisze politolog prof. Michał LUBINA.
Jak podkreśla, „w konsekwencji wzrostu potęgi europejskiej i podróży upowszechniło się słowo Azja, które wkrótce zaczęto stosować jako nazwę całego kontynentu, jaki znamy dzisiaj, przede wszystkim w sensie geograficznym: na wschód od Europy, na zachód od Oceanu Spokojnego i na północ od Oceanu Indyjskiego. Dziś w refleksji nad Azją nakładają się dwa porządki: geograficzny i kulturowy. Według geograficznego, który przejawia się w podziale świata przyjętym przez Organizację Narodów Zjednoczonych, Azja dzieli się na Azję Zachodnią, czyli to, co potocznie nazywamy Bliskim Wschodem; Azję Środkową lub Centralną, do której należą poradzieckie państwa Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Tadżykistan i Turkmenistan (w szerszym sensie również Mongolia i Afganistan); oraz Azję Wschodnią, czyli Chiny, Japonię i Koreę. Dokonuje się czasem także osobnego podziału na Azję Północno-Wschodnią, w skład której wchodzą wspomniane państwa oraz dalekowschodnia część Rosji; Azję Południowo-Wschodnią, do której należą państwa ASEAN (Brunei, Kambodża, Indonezja, Laos, Malezja, Birma, Filipiny, Singapur, Tajlandia, Wietnam) i Timor Wschodni; oraz Azję Południową, czyli subkontynent indyjski (oprócz Indii także Pakistan, Bangladesz, Sri Lanka, Malediwy i Nepal). Podział ONZ w zakresie normalizacji ma swoje zalety, przede wszystkim neutralność. Ale ma też tę wadę, że podział na poszczególne obszary, na przykład Azję Południową i Azję Południowo-Wschodnią, jest dość sztuczny. Na przykład Birma jest krajem, który historycznie należał do dwóch światów. Tajlandia pod pewnymi względami też. Nic dziwnego, w końcu Azja jest jednością tylko w sensie geograficznym. Kraje te różnią się od siebie znacznie bardziej niż kraje europejskie od latynoamerykańskich. Co wspólnego ma Turkmenistan z Filipinami? Dlatego dla zrozumienia współczesnej dalekowschodniej Azji ważniejszy jest element kulturowy, a w szczególności rola Chin”.
„Powiązania kulturowo-polityczne prowadzą nas do pewnych wniosków. Nawet jeśli przyjmiemy, że rzeczywiście wpływ kulturowy cywilizacji chińskiej jest znaczący w całej Azji Wschodniej, to kultura nie zawsze przekłada się na politykę. Ponownie posłużę się porównaniem z Europą. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej są pod wyraźnym wpływem kultury niemieckiej. Ale czy to zawsze przekłada się na porozumienie w polityce? Dobrze wiemy, że nie. Podobnie jest z krajami Azji Południowo-Wschodniej. Owszem, istnieje poważny element bliskości kulturowej z Chinami, który najczęściej wyraża się w handlu, dawnych i współczesnych szlakach i doświadczeniu migracji. Ale dziś Tajlandia czy Wietnam, o Japonii czy Korei Południowej nie wspominając, nie boją się zagrożenia politycznego czy militarnego ze strony np. USA. Zamiast tego obawiają się potęgi chińskiej. Nawet więcej: kraje te chcą większego zaangażowania amerykańskiego niż obecnie. Tak więc dalekowschodnia Azja dziś, choć ideologicznie czasem tak różna od Zachodu, jest jednoczona przez wspólne zagrożenie dominacją chińską” – twierdzi prof. Michał LUBINA.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP