Szybkie zwycięstwo Donalda Trumpa. Umowa wojskowa w sprawie Kanału Panamskiego

Panama zezwoli na rozmieszczenie wojsk amerykańskich na terenach położonych w pobliżu Kanału Panamskiego i w jego sąsiedztwie - podała agencja AFP, cytując opublikowaną w umowę między rządami USA i Panamy. Umowa wojskowa wyklucza jednak możliwość stawiania tam baz.

Panama zezwoli na rozmieszczenie wojsk amerykańskich na terenach położonych w pobliżu Kanału Panamskiego i w jego sąsiedztwie – podała agencja AFP, cytując opublikowaną w umowę między rządami USA i Panamy. Umowa wojskowa wyklucza jednak możliwość stawiania tam baz.

Plan „odzyskania” Kanału Panamskiego cały czas trwa – nowa umowa wojskowa jest jego elementem

.O umowie poinformował rząd Panamy. „Wojsko amerykańskie i prywatne firmy wojskowe, które podpisały umowy ze Stanami Zjednoczonymi, mogą korzystać z autoryzowanych obiektów i wyznaczonych obszarów do szkoleń, działań humanitarnych (…) i ćwiczeń” – napisano w porozumieniu, podpisanym przez szefa Pentagonu Pete’a Hegsetha i ministra obrony Panamy Franka Abrego.

Trzyletnia, odnawialna umowa mówi, że obiekty, w których przebywać będą amerykańscy żołnierze, będą własnością państwa panamskiego i będą przeznaczone do „wspólnego użytku” przez siły zbrojne obu krajów.

Po powrocie do władzy w styczniu prezydent USA Donald Trump ogłosił zamiar „odzyskania” Kanału Panamskiego, zbudowanego przez Stany Zjednoczone, argumentując, że znajduje się on teraz „pod wpływem” Chin. 

Donald Trump jest prezydentem, którego absolutnym i niezbywalnym celem jest „America First”

.Aby zrealizować plan „America First”, ludzie blisko związani z Donaldem Trumpem – nicią przyjaźni lub ludzie ze świata biznesu, ludzie lojalni wobec jego linii politycznej we wszystkich dziedzinach, od komunikacji po ekonomię, od handlu po wymiar sprawiedliwości – zostali wezwani do obsadzenia ról o najwyższej odpowiedzialności w Stanach Zjednoczonych. Ten osobisty i oczywisty wybór, który w niewielkim stopniu uwzględnia równowagę partyjną, nabiera szczególnego znaczenia w polityce zagranicznej, gdzie zarówno nowy sekretarz stanu (tj. minister spraw zagranicznych) Marco Rubio, jak i wpływowy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz nie tylko cieszą się całkowitym zaufaniem prezydenta, ale stanowią część najbardziej skrajnego skrzydła składu, który postrzega Chiny jako swojego jedynego wielkiego przeciwnika. W strategii Donalda Trumpa, mającej na celu osiągnięcie „America First”, jedynym rywalem branym pod uwagę są w rzeczywistości Chiny.

Można zatem zaklasyfikować do sfery nieprzewidywalności wielokrotnie wyrażane przez Donalda Trumpa, choć być może nieoficjalnie złożone, zaproszenie chińskiego prezydenta Xi Jinpinga na ceremonię przekazania władzy w Waszyngtonie 20 stycznia 2025 roku. To nieprzewidziane i nieprzewidywalne zaproszenie, ponieważ nigdy w takiej ceremonii, zawsze zastrzeżonej dla świata amerykańskiego, nie uczestniczyła zagraniczna głowa państwa. Tym bardziej nieprzewidywalne, że jest skierowane do kraju, który chce rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym w walce o światową dominację.

Jednak jeśli dobrze się zastanowić, zaproszenie to nie należy do sfery nieprzewidywalności, lecz do dyplomacji. Donald Trump z pewnością wie, że Xi Jinping nigdy nie wziąłby udziału w ceremonii, podczas której musiałby być świadkiem koronacji swojego głównego przeciwnika politycznego. Nie do pomyślenia jest nawet to, że chiński prezydent zasiądzie pośród amerykańskiego establishmentu i dziesiątek ambasadorów, aby być świadkiem inauguracji prezydenta znanego z atakowania Chin.

Zaproszenie to było jednak gestem, w związku z którym amerykański prezydent nie ryzykował utraty niczego. Tym nieszablonowym i niemożliwym zaproszeniem Trump może jednak faktycznie pokazać, że wyciągnął rękę do swojego wielkiego przeciwnika, wskazując, że jego otwarcie spotkało się z odrzuceniem po stronie chińskiej. Jest to oczywiście skromne posunięcie taktyczne, które jednak potwierdza, że lata rządów Donalda Trumpa w Białym Domu będą latami G2, czasem bezpośredniej konfrontacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, od której zależeć będzie cała reszta – w tym Europa.

Biorąc pod uwagę taki stan rzeczy, można żywić tylko złudną nadzieję, że zaproszenie to zwiastuje początek regularnych, choć skomplikowanych spotkań między dwoma najwyższymi przywódcami światowej polityki, które w ostatnich latach nie miały miejsca. Taki dialog byłby bowiem niezbędny, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo globalnego konfliktu w przyszłości i, biorąc pod uwagę dokonujące się tragedie, ułatwić zakończenie wojny w Ukrainie.

Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że układ G2 opiera się na relacji wyłącznej, która nie dopuszcza do gry innych protagonistów i w której inne kraje mogą odgrywać jedynie rolę statystów. Rolę, do której my, Europejczycy, również się dostosowujemy. W stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi Europa żyje istotnie w obawie, że cła przewidziane w programie wyborczym Donalda Trumpa poważnie zaszkodzą jej gospodarce, znacznie spowalniając eksport. A przyznać trzeba, że jest to bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że zniwelowanie dużej europejskiej nadwyżki handlowej z amerykańskim gigantem jest niezaprzeczalnym celem Donalda Trumpa.

W tym kontekście europejska strategia nie będzie łatwa, zważywszy, że Donald Trump będzie działał ostro, negocjując bezpośrednio z poszczególnymi krajami, co utrudni opracowanie wspólnej polityki nawet w takim obszarze, jak handel zagraniczny, w którym kompetencje leżą na poziomie UE.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/romano-prodi-europa-w-uscisku-rywalizacji-ameryki-i-chin/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 kwietnia 2025