Tor Służewiec w Warszawie – to na nim Brzechwa napisał „Akademię Pana Kleksa"

3 czerwca 1939 r. otwarto Tor Służewiec, na którym można było oglądać jedną z najszlachetniejszych rywalizacji. „Jest pomostem pomiędzy tymi, którzy tworzyli kulturę przedwojenną, a tymi, którzy tę kulturę tworzą dzisiaj” – powiedział Dominik Nowacki, dyrektor Toru Służewiec.

Historia Toru Służewiec

.3 czerwca 1939 r. na Torze Służewiec po raz pierwszy bomba poszła w górę. Ten rytuał stał się symbolem wyścigów konnych w Warszawie. Pierwszą gonitwę wygrał ogier Felsztyn dosiadany przez dżokeja Stefana Michalczyka. Tor był jednym z największych kompleksów architektury modernistycznej w Warszawie, zaprojektowali go Zygmunt Plater-Zyberk, Juliusz Żurawski i Franciszek Szanior.

Warszawiacy krótko cieszyli się tym nowym obiektem. Po kapitulacji stolicy we wrześniu 1939 r. zajęły go wojska niemieckie. W stajniach funkcjonował szpital weterynaryjny, a na trybunach – sztab lotniczy i warsztaty, a później magazyny. Na głównym torze zorganizowano lądowisko dla małych samolotów. Stacjonował tam także SS-Kavallerie-Regiment, a szeregowi żołnierze i podoficerowie kwaterowali na tym terenie. Oficerowie zaś mieszkali w bloku na ulicy Puławskiej 24.

Okupacyjna historia służewieckiego toru jest pełna ciekawostek. Tu ukrywał się Jan Brzechwa. Pracując jako ogrodnik, w dzień pielęgnował rośliny, a wieczorami pisał. Wspominał, że właśnie w tym czasie powstała „Akademia Pana Kleksa”. Tworzenie kolorowego, bajkowego świata było sposobem na oderwanie się od koszmaru wojennej codzienności.

Po wybuchu Powstania Warszawskiego Polacy próbowali odzyskać ten teren. „1 sierpnia o godzinie 17 nastąpił atak na teren wyścigów konnych. Tam rozpocząłem nierówną walkę z Niemcami, którzy strzelali do nas z karabinów maszynowych. Jedyną drogą ucieczki było wycofanie się. Trzeba było się przeczołgać 300 metrów do muru. Znalazłem się przy nim wraz z czterema nierannymi kolegami. Usiedliśmy okrakiem na murze i przerzucaliśmy na drugą stronę rannych kolegów” – wspominał Eugeniusz Tyrajski ps. „Genek”, żołnierz Armii Krajowej z pułku „Baszta”. „Za swoje największe dokonanie w Powstaniu uważam uratowanie 10 lekko rannych kolegów, których przerzuciłem przez mur na drugą stronę. Gdyby nie to, zostaliby zabici przez Niemców, tak jak reszta, których nie zdążyliśmy przerzucić” – dodał Tyrajski.

W czasie walk Niemcy strzelali do każdego napotkanego cywila. Zabijali wszystkich podejrzanych o udział w Powstaniu. Po wojnie ekshumowano 150 ciał przy północnym murze, wzdłuż toru treningowego.

Niemcy opuścili Tor Służewiec w połowie stycznia 1945 roku. Wycofując się, wysadzili nowoczesną wieżę ciśnień, aby uniemożliwić obserwację terenu przez wrogie wojska. Ruiny wieży po dziś dzień są nienaruszone. To jeden z ostatnich śladów wojny, które pozostają w takim stanie jak w 1945 roku.

Po ucieczce hitlerowców trybuny były zniszczone, nie miały szyb ani drzwi, a oba tory wymagały gruntownej konserwacji.

Pierwszy powojenny sezon wyścigowy rozpoczęto na Służewcu 7 lipca 1946 r. Do jego zakończenia w listopadzie rozegrano 237 gonitw, w których wzięło udział ponad 160 koni.

„Po II wojnie światowej w Polsce nastąpiła zmiana ustroju politycznego, co w znaczny sposób wpłynęło na świat wyścigów konnych. Stadniny i konie wyścigowe odebrano prywatnym właścicielom, a nagrody za gonitwy służyły już tylko jako miernik wartości zwierząt oraz podstawę premiowania załóg stajennych” – napisano na stronie Toru Służewiec. „W 1950 roku formalnie zlikwidowano zasłużone Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni. W to miejsce władza ludowa powołała do życia przedsiębiorstwo Państwowe Tory Wyścigów Konnych z siedzibą na Służewcu oraz filiami w Sopocie i we Wrocławiu. System spowodował zanik konkurencji między stadninami i stajniami, co ostatecznie doprowadziło do deficytu w całej branży wyścigów konnych w latach 80.” – dodano.

W latach PRL Tor Służewiec był specyficznym miejscem w stolicy. Spotykały się tu elity i wszelkiego rodzaju nieoficjalne grupy interesów, przedstawiciele świata sportu i kultury, warszawiacy z każdej warstwy społeczeństwa. Hazard wciągał wszystkich – obstawiano zwycięzców, co rozpalało marzenia o fortunie z wygranego zakładu, ale częściej przegrywano duże sumy.

W 1970 r. na płycie „Chłopak z Woli” Jarema Stępowski zaprezentował piosenkę „Bomba w górę” (tekst napisał Wojciech Młynarski, muzykę – Tadeusz Suchocki), która stała się wielkim przebojem. Śpiewał:

„Bomba w górę, proszę państwa, bomba w górę! Trza mieć nosa, trzeba wyczuć koniunkturę! Już roztrząsa ten dylemat każdy gracz: jak masz stawiać – na ogiera czy na klacz?”.

W dalszej części piosenki Stępowski nawiązywał do tego, co najczęściej ciągnęło ludzi na Służewiec – wygranej.

„Wiesz pan, fryzjer, co się wczoraj zgrał z kretesem, dziś był pieszo, a odjechał mercedesem!”.

W latach 70. na najważniejsze wyścigi sprzedawano jednorazowo nawet ok. 40 tys. wejściówek, a w całym sezonie przez Tor Służewiec przewijało się prawie 2 miliony osób. Popularność wyścigów konnych była wówczas ogromna.

Zmiany polityczne i gospodarcze zainicjowane w 1989 r. pozwoliły na powrót konkurencji między hodowcami. W miejsce dawnych stadnin państwowych utworzono spółki. Zaczęły powstawać prywatne stadniny. Przygotowano również program częściowej prywatyzacji kilku obszarów związanych z wyścigami.

Po 50 latach od powstania, 7 czerwca 1989 r., 138-hektarowy zespół torów wyścigów na Służewcu został wpisany do Rejestru Zabytków m.st. Warszawy.

Teraźniejszość i przyszłość słynnego centrum konnych gonitw

.Ostatnie 25 lat Toru Służewiec to czas kilku zmian zarządców. Nie wpływało to dobrze na funkcjonowanie obiektu. Po kilkunastu latach udało się jednak wyjść z kryzysu. Obecnie dzierżawcą terenu jest Totalizator Sportowy. Na Torze Służewiec, poza emocjonującymi gonitwami, organizowane są wydarzenia sportowe i kulturalne. A mur oddzielający teren wyścigów od ul. Puławskiej stał się jedną z największych galerii graffiti w Europie.

„W tym roku Tor Służewiec obchodzi 85. urodziny i odbywa się tu 80. jubileuszowy sezon wyścigowy. W 2024 roku rozegranych zostanie łącznie blisko 400 gonitw. Od wielu lat to miejsce jest centrum wyścigów w Polsce” – powiedział Dominik Nowacki, dyrektor Toru Służewiec. „Warszawski tor wyścigów konnych to nie tylko gonitwy, choć one zawsze pozostają w jego centrum, to też niezwykle popularne miejsce eventowe. Przez cały rok odbywają się tutaj liczne spotkania biznesowe, gale, konferencje, pikniki, zawody sportowe oraz koncerty” – dodał.

„Tor Służewiec jest niejako pomostem pomiędzy tymi, którzy tworzyli to miejsce i kulturę przedwojenną, a tymi, którzy tę kulturę tworzą dzisiaj. Dbamy o tę zabytkową tkankę, szanujemy jej historię i tradycję, ale jednocześnie pozwalamy jej funkcjonować w nowoczesnym świecie” – podkreślił dyrektor toru.

„Dzieje się tu bardzo dużo również pod kątem lokalnych społeczności, seniorów, dzieci i ogólnie rzecz biorąc – mieszkańców Warszawy. Współpracujemy z dzielnicami Mokotów i Ursynów. Jesteśmy otwarci na to, aby Tor Służewiec przyciągał warszawiaków i turystów, aby był miejscem, w którym można dobrze spędzać czas wspólnie ze znajomymi i rodziną” – wyjaśniał Nowacki.

Socjolodzy twierdzą, że gonitwy są uniwersalnym archetypem rywalizacji wyścigowej, rozpoznawalnym na całym świecie. Wyznaczenie początku tej rywalizacji w Polce jest niemożliwe. Umownie za pierwsze wyścigi konne w Warszawie można uznać rok 1777, kiedy na drodze z Woli do Ujazdowa klacz należąca do Kazimierza Rzewuskiego prześcignęła konia angielskiego posła, sir Charlesa Whitwortha. Informację o tym podała „Gazeta Warszawska”.

W 1841 r. powstało Towarzystwo Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich w Królestwie Polskim, które już w tym samym roku zorganizowało wyścigi na profesjonalnym torze. Pierwszy warszawski tor miał długość około kilometra i znajdował się na Polu Mokotowskim (w okolicach dzisiejszego placu Unii Lubelskiej). Wyścigi konne rozemocjonowały całą Warszawę i stały się nieodłącznym elementem życia towarzyskiego stolicy.

Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości zainteresowanie wyścigami powróciło, choć realne możliwości budowy nowego toru w Warszawie były niewielkie. Kraj dźwigał się ze zniszczeń wojennych i 123-letnich zaborów.

W 1925 r. weszła w życie ustawa o wyścigach konnych, która porządkowała branżę i dzięki której powstał Komitet ds. Wyścigów Konnych. Na fali popularności tej dyscypliny tworzono nowe tory, m.in. w Poznaniu, Lublinie i we Lwowie. Nawet Zakopane miało swój corocznie wytyczany tor, na którym można było się ścigać zimą. Warszawiacy coraz częściej i głośniej mówili o potrzebie budowy nowego toru z prawdziwego zdarzenia. Stary, ten na Polu Mokotowskim, był obiektem zbyt małym w stosunku do potrzeb i przestarzałym.

„Dotychczasowy tor, istniejący przeszło 50 lat, nie odpowiada już wymaganiom. Nie ma na nim torów treningowych, trybuny są w opłakanym stanie, stajnie pozostają daleko w tyle pod względem nowoczesnych urządzeń. A z drugiej strony olbrzymia połać gruntów w samym sercu Warszawy, zajęta pod tor, nie pozwala na przeprowadzenie planów regulacji miasta” – pisano w „Kurierze Codziennym” w 1937 r.

Idee młodości w II Rzeczypospolitej

.Maciej ZAKRZEWSKI, doktor nauk politycznych, adiunkt Wydziału Historii i Dziedzictwa Kulturowego UPJP2 pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze, że lata 30. XX w. w historii Europy był okresem, w którym zdiagnozowany przez José Ortegę y Gasseta „bunt mas” wszedł w swoją  decydującą fazę. Liberalne rozumienie demokracji ustępowało miejsca nowej wizji totalnej, w której pojęcia wolności i jedności stawały się synonimami. To również sprzęgnięty z powyższym zjawiskiem moment „buntu młodych”. Wtedy na scenę polityczną wkroczyło pokolenie, które przyszło na świat niedługo przed wybuchem I wojny światowej. Szeroko pojęty „rocznik 1910” dorastał w czasie rozkładu dawnych form społecznych, kulturowych i politycznych. Wśród młodych, w przeciwieństwie do starszego pokolenia, rodził się rewolucyjny ferment, nadzieja, że w dynamice dziejów wykuje się nowy, lepszy świat.

Młodzieńcza bezkompromisowość wiodła ku radykalizmowi i często sprzęgała się z oddolnym ciśnieniem mas. W jego ocenie nie przypadkiem każda z formacji totalitarnych ówczesnej Europy odwoływała się do kultu młodości. Żadna siła polityczna nie mogła sobie pozwolić na zaniedbanie tego społecznego segmentu. Polska nie była wyjątkiem. Organizacje młodzieżowe i ich przywódcy dochodzą do niebywałego znaczenia. W latach 20. wszelkie młodzieżówki znały swoje miejsce w szeregu, w latach 30. stają się samoistną siłą, partnerami w politycznych rozgrywkach. 

Na tym tle jednym z kluczowych środowisk młodej inteligencji była grupa „Buntu Młodych”. Redagowane przez Jerzego Giedroycia pismo przyciągnęło wybitnych przedstawicieli ówczesnego pokolenia. Ideowy trzon środowiska tworzyli bracia Aleksander i Adolf Bocheńscy, bracia Mieczysław i Ksawery Pruszyńscy, a także Kazimierz Studentowicz. Jednak paleta autorów była o wiele szersza, pisali tam m.in. Stefan Kisielewski, Stanisław Stomma, Wacław Zbyszewski, nawet Czesław Miłosz popełnił jeden krótki tekst. Od 1931 r. do wybuchu II wojny światowej „Bunt Młodych” (od 1937 r. wychodzący pod tytułem „Polityka”) był jednym z najbardziej wyrazistych tytułów prasowych w Polsce. Wokół pisma uruchomiono cykl wydawniczy, w którym ukazywały się m.in. głośne prace Adolfa Bocheńskiego „Między Niemcami a Rosją” czy Aleksandra Trzaski-Chrząszczewskiego „Przypływy i odpływy demokracji”. W drugiej połowie lat 30. podejmowano próby wyjścia poza publicystykę i rozpoczęcia działalności politycznej, prowadzono rozmowy ze środowiskami młodzieży narodowej, snuto plany o stworzeniu własnego koła parlamentarnego. 

„Bunt Młodych początkowo wychodził pod patronatem piłsudczykowskiej organizacji młodzieżowej Myśl Mocarstwowa. Sami mocarstwowcy, a także ich pismo działali przy wsparciu i pod silnym wpływem środowisk konserwatywnych. Często autorzy piszący do Buntu współpracowali również z krakowskim Czasem oraz wileńskim Słowem. Formacyjna i organizacyjna genealogia była kluczowa. Jednak młodzi zachowawcy postrzegali tradycję konserwatywną w sposób twórczy, jako właściwy punkt wyjścia, który jednak winien być na nowo odczytany i zdefiniowany” – pisze Maciej ZAKRZEWSKI.

Ideologiczny ferment w łonie obozu konserwatywnego nie był niczym nowym w pierwszej połowie XX wieku. W Polsce wystąpił jednak dość późno. We Francji już na przełomie wieków Charles Maurras powołał ruch polityczny Action Française, który zdecydowanie dystansował się od legitymizmu jako centralnego problemu prawicy i zbudował nowoczesną ideologię konserwatywno-nacjonalistyczną. AF zdominowała intelektualnie życie francuskiej prawicy w dwudziestoleciu międzywojennym, monopol ten zakończył się epizodem Vichy.

W Niemczech po zakończeniu I wojny światowej na gruzach dawnego konserwatyzmu cesarstwa młodzi intelektualiści, tacy jak Arthur Moeller van den Bruck, Edgar Julius Jung czy bracia Friedrich i Ernst Jünger podejmowali wysiłek stworzenia nowej platformy ideowej. Eksperymentowano z nacjonalizmem, radykalnymi ideami społecznymi i z filozofią techniki. Na gruncie konserwatyzmu szczepiono wątki całkowicie obce dla tej filozofii politycznej. Paradoksalnie, będąc wrogami Republiki Weimarskiej – van den Bruck w 1923 r. wydał złowieszczo brzmiącą książkę pt. „Trzecia Rzesza” – publiczna aktywność intelektualna niemieckich młodych zachowawców ustała wraz z dojściem Hitlera do władzy i jej umocnieniem y. Sam Jung został zamordowany w czerwcu 1934 r. 

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 czerwca 2024