[Eryk MISTEWICZ] Tydzień Holland, Zybertowicza, Jarvisa, Macrona, Obremskiego, Hullot-Guiot i Kurskiego

OD REDAKCJI: Co warto z minionego tygodnia wyciągnąć, na kogo zwrócić uwagę, jakie trendy wyłowić i odtąd obserwować? Osoby, tematy, zagadnienia, nie unikając emocji, w autorskim – jak najbardziej subiektywnym – podsumowaniu tygodnia.

Nie zgadzam się

z Agnieszką HOLLAND, która w rozmowie z Łukaszem PAWŁOWSKIM  z „Kultury Liberalnej” [LINK] przekonuje: „Musisz krzyczeć coraz głośniej”.

„Problemem nie jest to, iż ludzie obojętnieją, ale że od początku nie chcieli słuchać ostrzeżeń. A jeśli ludzie zatykają uszy, musisz krzyczeć coraz głośniej”

Nie, Pani Agnieszko, nie chodzi o to, aby krzyczeć coraz głośniej, ale aby argumentować sensowniej.

Nie głośniej, ale mądrzej.

Wyzywają Pani i Pani przyjaciele dziś tych, którzy nie podzielają waszego oglądu świata, od najgorszych, i co? I nic, albo nawet jeszcze gorzej: im rośnie, a od Pani i Pani przyjaciół odwracają się ludzie.

Nie chodzi o to, aby jeszcze głośniej krzyczeć, bo nie na tym polega docieranie do ludzi, lecz aby przekonać.

Ciekawie mówił o tym niedawno Jakub BIERZYŃSKI [LINK]: „Ludzie muszą od opozycji usłyszeć: „Mieliście rację, że głosowaliście na PiS”. Można się nie zgadzać z Bierzyńskim co do jego oglądu spraw publicznych, ale nie sposób odmówić mu racji w spojrzeniu strategicznym. Słusznie wskazuje w tym miejscu jeden z głównych błędów opozycji: „Opozycja nie przyjmuje do wiadomości faktu, że strategia, którą wybrała jest kompletnie nieskuteczna. W związku z tym powtarza to samo – tylko głośniej – jeszcze bardziej będąc nieskuteczną. A Kaczyński to fantastycznie wykorzystuje”.

Nie podoba mi się to,

jak przy okazji swojej rozmowy z „Kulturą Liberalną” Agnieszka Holland składa donos obywatelski na wiceszefową Instytutu Polskiego w Londynie: „Kiedy pojechałam na spotkanie do Londynu, szefowa ośrodka kultury, trzęsąc się, błagała mnie, żebym nic nie mówiła o polityce, kiedy BBC będzie ze mną robić wywiad”.

Spodobał mi się

za to kolejny artykuł Jeffa JARVISA. Jarvis trochę jak stare wino, im dłużej się go czyta, tym lepszy. Obserwuję tego analityka mediów, filozofa mediów, jak zwał tak zwał, od dobrych kilku lat. Widzę jego fascynację wielkimi rozpędzającymi się machinami świata nowych mediów, jego przyglądanie się Google, później coraz bardziej łapczywe poszukiwania tego, co zostało jeszcze ze starego, dobrego, najlepszego na tym świecie dziennikarstwa.

To, co cechowało od zawsze wielkie umysły i co cechuje je dziś, to pójście pod prąd, poszukiwanie własnych dróg, stawianie własnych pytań i odpowiadanie na nie w sposób odmienny od tego, jak czynią to właściwie wszyscy inni.

Gdy wszyscy na kolejnych kongresach nowych mediów skupiają się na monetyzacji, on pyta o treści. Gdy inni poszukują pomysłów na wtłaczanie treści do głów odbiorców (Agnieszka Holland zaproponowałaby zapewne: krzyczcie głośniej) on zastanawia się raczej nad tym, dlaczego czytelnicy (widzowie, słuchacze…) nie chcą już pracy dziennikarzy nawet, jeśli dostarczana jest im ona za darmo. Warto czytać Jarvisa!

„Na czym polega dziennikarstwo? Na pewno nie na klikach, udostępnieniach i lajkach!” – to tytuł jego tekstu, którego polską wersję proponuje „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Zafrapował mnie

– po raz kolejny zresztą – prof. Andrzej ZYBERTOWICZ swoją analizą dla PAP: „Dobra zmiana może się wykoleić, jeśli nie zbudujemy MaBeNy” [LINK].

Trochę żałuję, że tak istotnego tematu nie opisał własnymi słowami, szerzej, ale zdanie Profesora znalazłem trochę przez przypadek (nie przyznam się przecież, że mam ustawione alerty na jego nazwisko). „Największym wyzwaniem Polski w rozpoczynającym się roku jest zbudowanie MaBeNy – Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego Rzeczpospolitej Polskiej. Bez tego dobra zmiana może się wykoleić”.

MaBeNa (chapeau bas Profesorze, nazywania, definiowania swojego świata i sprawiania, że inni się do tego odnoszą, to cenna umiejętność) to synergia wielu, bardzo wielu instytucji marnotrawiących w działaniach osobnych możliwość opowiedzenia światu, co naprawdę dzieje się w naszym kraju.

„Najpierw chodzi o błyskawiczne neutralizowanie kłamstw na temat Polski. Synchronizacja zasobów, wsparta przez pewne algorytmy, byłyby potężnym narzędziem ochrony reputacji i budowania korzystnego wizerunku Polski. MaBeNa, której elementami byłyby ogniwa instytucji różnego typu, powinna zostać najpierw zaprojektowana, potem skonstruowana i puszczona w ruch (…). Poprzez swoje działanie Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego może także uczyć obecny aparat władzy, jakie są faktyczne sposoby postrzegania Polski na świecie. Mam wrażenie, że nadal nie mamy realistycznego wyobrażenia, jakimi ścieżkami docierają do uszu VIP-ów na Zachodzie informacje o Polsce (…) Przełamanie tego stanu rzeczy to największe wyzwanie polityczne w 2018 roku”.

Tak jak z analityków świata komunikacji należy czytać Jarvisa, tak z polskich analityków zagrożeń i szans warto czytać Zybertowicza. Najnowsza jego książka „Samobójstwo Oświecenia?” to pokazanie, że nie stoi w miejscu, co wbrew pozorom w polskiej nauce nie jest oczywistością, a w polskiej nauce o komunikacji masowej wręcz wydaje się ewenementem.  Przy okazji, buduje też grupę ludzi, współpracowników, uczniów, to też warte zauważenia i docenienia, nie jest częste. A książkę niezmiennie polecam: [LINK].

Zaciekawił mnie

Emmanuel MACRON w trakcie corocznego orędzia skierowanego do mediów. Podoba mi się zresztą ten zwyczaj francuskich mężów stanu, którzy nie boją się oceniać mediów i dziennikarzy, nie unikają własnego zdania, uznając – słusznie – że media stanowią element racji stanu. Szczególnie media wysokojakościowe, przez państwo wspierane, pozostające z nim co najmniej w synergii (co nie ma nic wspólnego z cenzurą czy podporządkowaniu mediów rządowi, od razu dodam). Dłuższa historia, na inną opowieść.

Daleka od świata, w którym politycy boją się dotknąć mediów, zająć się mediami (choćby te realizowały obce racji stanu interesy), aby nie narazić się na zarzut naruszania ich wolności.

Wracając do tegorocznego noworocznego orędzia prezydenta Macrona do mediów,  zaciekawił mnie ujawniony w trakcie tego spotkania pomysł walki z „fake newsami”. Sprowadza się on ni mniej ni więcej nie tylko do blokowania stron z fałszywymi informacjami, ale także do – uwaga! – „obniżania rankingów takich stron”. Stosowna ustawa ma stać się we Francji prawem do końca roku.

Czytam to tak: władza państwowa i władza epoki nowych mediów (w tym wypadku Google) łączą siły, aby określać, która wiadomość czy opinia jest oparta na prawdzie, a która wprowadza w błąd. Moc, taka władza daje wielką moc! Czy wiemy, do czego prowadzi proponowany przez Macrona „deal” między Google a Państwem? I jaki będzie miał wpływ na wolności obywatelskie, w tym wolność mediów?

Poraził mnie

reportaż Kim HULLOT-GUIOT w „Liberation” z piątku, 5 stycznia 2018.

Kim zakwaterowała się na trzynaście dni na „Aquariusa” i tak powstał reportaż „A bord de l’ Aquarius, au secours des migrants”.

„Aquarius” to statek cargo operujący na międzynarodowych wodach morza śródziemnego w poszukiwaniu tych, którzy przepłynęli 20 mil morskich od wybrzeży Libii i mogą być podjęci przez ekipę złożoną z SOS Mediterranee i Medecins sans frontieres. Do tej pory przez pokład „Aquariusa” przeszło 26 000 osób.

Już trzeciego dnia po zaokrętowaniu dziennikarki „Liberation” „Aquarius” podjął szalupę ze 139 osobami (w tym 15 kobietami). Siostrzany statek POA (Proactiva Open Arms) prowadzony przez hiszpański NGOs podjął  234 osoby i przekazał je okrętowi hiszpańskiej marynarki wojennej.

Kim Hullot-Guiot tworzy materiał porażający. Reportaż, w którym ludzkie tragedie mieszają się z wykorzystywaniem nieszczęścia milionów już ludzi zmierzających do Europy. Paserów, ale nie tylko. Wybierających, czy lepiej będzie im postawić stopę na ziemi hiszpańskiej, francuskiej, czy włoskiej. Zmierzających do Europy, aby polepszyć los swój i swoich dzieci. „Chcę zostać we Włoszech, nauczyć się języka i studiować modę”.

Artykuł przeczytałem w wersji papierowej, ale większy materiał, rodzaj pokładowego dziennika Kim Hullot-Guiot, dostępny jest w Internecie: [LINK]. Pod prąd temu obrazowi z „Liberation” idzie Jarosław OBREMSKI w tekście „Emigranci. I co dalej? Unia Europejska jest dziś wspólniczką handlarzy ludźmi” [LINK]. Tekst Jarosława Obremskiego z „Wszystko Co Najważniejsze” bardzo szeroko roszedł się wśród frankofonów (wersja francuska: [LINK]).

Daję szansę

„Koronie Królów”. O serialu pisały „Wirtualne Media” [LINK]. Choć z pewnego oddalenia od kraju miałem wrażenie, że ton debacie i sporom w Polsce znów, jak przed laty, nadaje Jacek KURSKI. To on definiuje linie sporów, rozrysowuje plac boju, na który wypadają cztery łowcze psy…

Daję szansę „Koronie Królów” przede wszystkim dlatego, że potrzebujemy dobrych historii. Nie o Turkach, nie o koronie brytyjskiej, ale właśnie o Polakach, z dziejów Polski dumnej, choć później roztrwonionej. Historii opowiadanej nawet z niedoróbkami, z aktorkami wcześniej podającymi BigMaca w reklamach McDonaldsa, z lekko przekręconą i nadinterpretowaną historią, ze zbyt świeżymi, zbyt czystymi strojami.

Każdy naród ma takie produkcje, i Rosjanie, i Niemcy, i Kazachowie, nie mówiąc już o superprodukcjach Hollywood podporządkowanych celom państwa, celom Ameryki, czasami wręcz bardzo instrumentalnie celom amerykańskich wojskowych.

Narzekać naprawdę jest najłatwiej.

Dobrego, mądrego tygodnia,

Eryk Mistewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 lipca 2017
Fot. Shuttestock