Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć - rozmowy o Katyniu w Przystanku Historia IPN

Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć. To tytuł kolejnego wieczoru z historią na łódzkim Przystanku Historia. 24 kwietnia naukowcy z IPN i Uniwersytetu Łódzkiego oraz przedstawicielka Rodzin Katyńskich opowiedzą o artefaktach z grobów w Katyniu, Charkowie i Miednoje.

Cyfrowa dokumentacja relikwii katyńskich

.”Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć… Listy rodzin i artefakty z grobów – świadectwa Zbrodni Katyńskiej” – to tytuł czwartkowego (24 kwietnia 2025 r. o godz. 17) spotkania w łódzkim Przystanku Historia IPN przy Piłsudskiego 5 w Łodzi.

Gośćmi kwietniowych „Czwartkowych rozmów o historii” będą dr Joanna Żelazko z IPN w Łodzi, dr Marcel Bartczak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego i Kazimiera Lange ze Stowarzyszenia „Rodzina Katyńska” w Łodzi, przewodnicząca Rady Federacji Rodzin Katyńskich w Warszawie.

Joanna Żelazko opowie o ekshumacjach prowadzonych w miejscach zbrodni w Katyniu, Charkowie i Miednoje, a dr Marcel Bartczak przedstawi ocaloną w cyfrowej pamięci dokumentację 3D relikwii katyńskich.

„Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć” to tylko jedno z wielu spotkań w Przystanku Historia

.Kazimiera Lange z kolei swoją część spotkania pt. Listy pisane tęsknotą i miłością opowie o odnalezionych na miejscu zbrodni katyńskiej listach od rodzin.

Czwartkowe rozmowy o historii cykl spotkań zapoczątkowany w lutym br. na Przystanku Historia im. ppłk. Wacława Lipińskiego w Łodzi przy al. Piłsudskiego 5. Wykłady poświęcone są najnowszej historii Polski i Regionu Łódzkiego i poprowadzą je pasjonaci i naukowcy – specjaliści w swoich dziedzinach.

Wcześniejsze spotkania na Przystanku Historia poświęcone były m.in. wychowaniu dzieci w III Rzeszy oraz postaci Józefa Lipskiego i jego działalności jako ambasadora Polski w III Rzeszy w latach 1933-1939.

85 lat temu Sowieci wymordowali polskich oficerów. Później robili wszystko, by zamordować również prawdę o tej zbrodni

.Ten widok ppłk John H. Van Vliet Jr. zapamiętał na całe życie. W masowych mogiłach leżały rozkładające się ciała w polskich mundurach oficerskich. Wszystkie ofiary „miały dziurę po kuli z tyłu głowy, w pobliżu szyi”, a część – ręce związane sznurkiem.

Van Vliet był w grupie amerykańskich i brytyjskich jeńców, których wiosną 1943 roku Niemcy przewieźli do Lasu Katyńskiego pod Smoleńskiem. Alianccy oficerowie stali się tam mimowolnymi świadkami ekshumacji nadzorowanych przez prof. Gerharda Buhtza. „Chciałem wierzyć, że cała sprawa była oszustwem” – przyznał później Van Vliet. Łudził się, że mordy są dziełem Niemców, próbujących zrzucić winę na Sowietów, by poróżnić ich z innymi państwami koalicji antyhitlerowskiej. Po głębszej analizie zmienił jednak zdanie. „Uważam, że zrobili to Rosjanie” – zaświadczył po odzyskaniu wolności i powrocie do USA.

Dla reputacji Związku Sowieckiego świadectwa takie jak to Van Vlieta – osób neutralnych w sprawie Katynia – były poważnym zagrożeniem. Po ujawnieniu przez Niemców zbrodni na tysiącach polskich oficerów Kreml nie zamierzał przyjmować odpowiedzialności. Sowieci postawili więc na nogi tajne służby i całą machinę propagandy, by przekonać świat do alternatywnej opowieści o niemieckiej winie. Tak narodziło się kłamstwo katyńskie, podtrzymywane przez długie lata.

Dwa potężne ciosy spadły na Polskę we wrześniu 1939 roku. Najpierw uderzył Wehrmacht, a kilkanaście dni później również Armia Czerwona. Totalitarne reżimy, których ideologie miały być nie do pogodzenia – nazistowska Rzesza Niemiecka i komunistyczny Związek Sowiecki – niewiele wcześniej zawarły diabelski pakt, by podzielić między siebie Europę Środkową. Połączonej agresji Wojsko Polskie nie było w stanie się przeciwstawić.

Ziemie polskie znalazły się pod podwójną okupacją. I Niemcy, i Sowieci zaprowadzili na zagarniętych terenach terror. Na Kresach Wschodnich, anektowanych przez ZSRS, jego symbolem stały się – prócz aresztowań – masowe wywózki ludności cywilnej na Syberię i w inne odległe rejony. Represje spadły zwłaszcza na polskie elity: inteligencję, służby mundurowe, urzędników, ziemian i bogatszych rolników wraz z rodzinami.

Pomysł, by bez sądu wymordować dwadzieścia kilka tysięcy osób – polskich jeńców wojennych i więźniów politycznych – 2 marca 1940 roku przedstawił dyktatorowi Józefowi Stalinowi jego zaufany człowiek, ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria. Szef NKWD argumentował, że chodzi o „zdeklarowanych i nierokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej”. Jego wniosek po kilku dniach zatwierdziło Politbiuro.

Już 3 kwietnia z obozu w Kozielsku wyruszył do Katynia pierwszy transport jeńców przeznaczonych do rozstrzelania. Miejsc kaźni było więcej: prócz Lasu Katyńskiego także m.in. Charków, Kalinin (dziś Twer) i Kijów. W sumie w ciągu kilku tygodni Sowieci wymordowali co najmniej 21 768 osób, w tym oficerów Wojska Polskiego (wśród nich wielu rezerwistów, w cywilu pracujących w innych zawodach), policjantów i funkcjonariuszy innych służb mundurowych. Kilkaset ofiar było żydowskiego pochodzenia.

Rodziny pomordowanych nie otrzymały żadnych zawiadomień o śmierci bliskich. Gdy w pewnym momencie przestały otrzymywać od nich korespondencję, miały prawo wierzyć, że to tylko przejściowy brak kontaktu.

Losem oficerów zainteresowały się także władze RP na uchodźstwie. Po czerwcu 1941 roku, czyli niemieckiej napaści na ZSRS, ci ludzie teoretycznie powinni byli zostać zwolnieni. Stalin udawał, że nie ma pojęcia, co się z nimi stało. „Oni uciekli” – wmawiał gen. Władysławowi Sikorskiemu, polskiemu premierowi i Naczelnemu Wodzowi.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/karol-polejowski-falszowanie-katynia/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 kwietnia 2025