USA chcą dofinansować Autonomię Palestyńską – informuje WSJ
USA szukają sposobów na ominięcie własnych przepisów i dofinansowanie Autonomii Palestyńskiej, której za 10 dni grozi zapaść, co oznacza, że tamtejsza administracja straci zdolność do kontrolowania Zachodniego Brzegu – informuje The Wall Street Journal.
Plany USA wobec Autonomii Palestyńskiej
.Informację tę podał jako pierwszy dziennik „Wall Street Journal”, powołując się na przedstawicieli amerykańskiej administracji, którzy ostrzegają, że jeśli Autonomii Palestyńskiej skończą się pieniądze, to jej rząd nie poradzi sobie z organizacjami terrorystycznymi i ekstremistami.
Ponadto zapaść taka uniemożliwiłaby realizację planu Waszyngtonu, który chce, by po wojnie kontrolę nad Strefą Gazy przejęła właśnie „zmodernizowana” Autonomia Palestyńska.
Skomplikowana operacja
.Nie wiadomo na razie, w jaki sposób USA zamierzają obejść ustawę, która zabrania amerykańskiej administracji bezpośredniego finansowania Autonomii, ponieważ wypłaca ona stypendia osobom skazanym za terroryzm oraz ich rodzinom – relacjonuje portal Times of Israel.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu nie zgadza się na przekazanie kontroli nad Strefą Autonomii Palestyńskiej, co – jak napisał niedawno Times of Israel – podważa i tak już nadwątlone zaufanie administracji prezydenta Joe Bidena do izraelskiego rządu, najbardziej prawicowego w historii tego państwa.
Czym i kiedy skończy się ta wojna? Okruchy politycznego porządku
.„W Izraelu toczy się wojna lub – jeśli ktoś woli – „operacja specjalna”, której cele trudno określić, bo to wojna hybrydowa” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” prof. Jacek HOŁÓWKA, filozof i etyk. Jak podkreśla, „nie wiadomo, kto z kim walczy, kto podejmuje decyzje i kto nadzoruje ich wykonanie. Nie można powiedzieć, że wojna toczy się między Izraelem i Palestyną, ponieważ państwo palestyńskie nie istnieje. Nie jest to też wojna pomiędzy ugrupowaniem militarnym Hamas i siłami zbrojnymi Izraela, ponieważ ani Hamas, ani armia izraelska nie są autonomicznymi podmiotami prawa międzynarodowego. Czyli jest to wojna widmo lub wojna, której nie ma, co utrudnia negocjacje na temat pokoju. Z obu stron prowadzą ją ludzie uzbrojeni, którzy kierują swe pistolety maszynowe przeciw nieuzbrojonej ludności. Czyli masakra w biały dzień”.
„Argument, że każda wojna jest tak okrutna i nieprzewidywalna, to pusty wykręt. Nie każda wojna wynika z celowego gmatwania relacji politycznych i administracyjnych przez wiele lat. To nie jest jedna z tych wojen, której w zasadzie nikt nie chce, ale których efekty dadzą się przewidzieć i ścierpieć. Większość tradycyjnych starć militarnych to wojny na odstraszenie i wyczerpanie przeciwnika. Od czasów generała von Clausewitza taka walka uznawana jest wprawdzie za działanie budzące lęk, ale pozostające na jakimś poziomie racjonalności. Ktoś coś traci, ktoś coś zyskuje, później następuje pokój. Obecne starcie na Bliskim Wschodzie to zupełnie coś innego. To nie wojna na przechytrzenie, usidlenie i zniechęcenie przeciwnika do walki. Ta wojna ma wyzerować przeciwnika, odciąć go od sojuszników i zadeptać jak pustynną żmiję” – twierdzi filozof.
Prof. Jacek HOŁÓWKA dodaje, że „wojnę można łatwo wywołać, ale trudno ją zakończyć. A jeśli nie wprowadzi się pokoju, trzeba będzie zarządzać krajem przy użyciu armii. To jest absurdalne zadanie, choć uparcie podejmowane przez wiele autorytarnych reżimów. Wojsko odsuwa zagrożenie ze strony wroga, ale nie nadaje się do zarządzania ludnością cywilną. Wbrew swym zamiarom skłania ją do tworzenia lub tolerowania rozmaitych sił partyzanckich. Jeśli więc ani Netanjahu, ani Hamas nie zechcą myśleć o pokoju, to w Izraelu nie będzie pokoju i nie będzie go także, jeśli żadna ze stron nie nauczy się wycofywać z niefortunnie podjętej walki”.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN