W ciągu trzech lat euroentuzjazm Polaków spadł aż o 11 procent
Zdaniem 53,5 proc. badanych zalety członkostwa Polski w UE przeważają nad wadami, według 24,7 proc. wady i zalety się równoważą, a 16,7 proc. twierdzi, że przeważają wady – wynika z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.
Euroentuzjazm zależny od sympatii politycznych
.„Rzeczpospolita” przypomina, że w listopadzie 2020 roku IBRiS zadał identyczne pytanie – od tamtego czasu o niemal 11 pkt proc. ubyło euroentuzjastów, o około 9 pkt proc. przybyło zaś tych, którzy widzą równoważenie się zalet i wad.
Jak wskazuje „Rz”, stosunek do Unii stał się mocno powiązany z sympatiami politycznymi. Obecnie aż 94 proc. wyborców KO i tylko 17 proc. wyborców PiS jest euroentuzjastami. Trzy lata temu polaryzacja nie była tak duża.
Otwarte granice, ale nierówne traktowanie we wspólnocie
.Z sondażu wynika, że wśród zalet członkostwa w UE Polacy najczęściej wymieniają otwarte granice państw członkowskich (45,2 proc.), fundusze unijne (20,6 proc.), wzrost bezpieczeństwa Polski (18,9 proc.) oraz możliwość kształcenia za granicą (3,7 proc.).
Wśród wad wymieniono narzucanie Polsce prawa przez Brukselę (33,8 proc.), nierówne traktowanie krajów członkowskich (30,5 proc.), migrację (12,5 proc.) oraz traktowanie Polaków jako tanią siłę roboczą (4,6 proc.).
Polska w Unii
.„Fundusze unijne, które płyną do nas szerokim strumieniem z Brukseli, wcale nie są najważniejszą korzyścią z integracji europejskiej. Mówię to Państwu jako minister od funduszy” – pisał Jerzy KWIECIŃSKI we „Wszystko co Najważniejsze”. – Euroentuzjazm nie może nam jednak przesłonić potrzeby zmian i poczucia zdrowego rozsądku. Każda organizacja po jakimś czasie musi przejść restrukturyzację. Mówię to Państwu jako euroentuzjasta.”
Z perspektywy gospodarki suwerenne państwa członkowskie stanowią o sile całej Wspólnoty w jej rywalizacji z innymi podmiotami funkcjonującymi na arenie międzynarodowej. Wchodząc do Unii Europejskiej, dołączyliśmy do elitarnego klubu. Wnieśliśmy do niego spory kapitał w postaci, przepraszam za słowo, 38-milionowego rynku zbytu i potencjału gospodarczego, ale też sami otrzymaliśmy dużo. Wymienię tylko wspominane przy każdej okazji otwarte granice, dostęp do rynków pracy i rynku zamówień publicznych czy fundusze europejskie (licząc według obecnego kursu – około 700 mld zł na samą politykę spójności od 2004 roku). Do tego Polacy są jednymi z największych euroentuzjastów. Eurobarometr z jesieni 2018 roku pokazuje, że Unia Europejska wywołuje pozytywne skojarzenia u 56% naszych rodaków, u 36% neutralne i tylko u 10% negatywne. Pod względem pozytywnych opinii wyprzedzają nas tylko Irlandczycy, Bułgarzy i Luksemburczycy. Mniej negatywnych emocji pod adresem UE jest tylko w Irlandii, na Litwie i Łotwie.
Zdecydowanie więcej przemawia za tym, że mariaż Polski z Unią Europejską to klasyczna sytuacja win-win. Jednak czy to angielskie słówko można było napisać wielkimi literami? Innymi słowy: czy mogliśmy lepiej wykorzystać te 15 lat?
UE bezsprzecznie potrzebuje reformy. Lekiem nie są jednak centralistyczne wizje roztaczane przez niektórych polityków, choćby całkiem niedawno Emmanuela Macrona. Zamiast forsować federalistyczną ideę Wspólnoty, warto wskrzesić i uwspółcześnić wizję, którą niegdyś przez lata konsekwentnie promował francuski mąż stanu generał Charles de Gaulle. Twórca V Republiki był gorącym orędownikiem Europy opartej na silnych państwach narodowych. To „Europa ojczyzn”, która znajduje się w kontrze do – jak to określał generał – ponadnarodowej „Europy technokratów”. Według niego to nie abstrakcyjne instytucje, ale realnie istniejące narody oraz państwa, ich rządy i instytucje kształtują europejską rzeczywistość. Być może to właśnie ta abstrakcja i brak poczucia więzi były jedną z przyczyn decyzji o brexicie, która w mojej opinii jest chyba największą porażką UE w obecnym kształcie i z obecnymi tendencjami.
PAP/Wszystko co Najważniejsze/JT